Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wulkanolog. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wulkanolog. Pokaż wszystkie posty

piątek, 15 listopada 2024

Najnowsze informacje o Maurycym Komorowiczu

W opublikowanej w 1909 r. popularnonaukowej książce poświęconej wulkanom: Feuergewalten; gemeinverständliche Schilderung vulkanischer Phänomene do opisu Etny, Komorowicz posłużył się rysunkiem niemieckiego geologa Sartoriusa von Waltershausena. Rysunek powstał w czasie pobytu Sartoriusa na Sycylii, w latach 1834 - 1843 kiedy to prowadził badania kartograficzno-geologiczne wulkanu. Wynikiem tych prac był monumentalny Atlas des Ätna (1858–1861), w którym zobrazowane zostały potoki lawy pojawiające się w trakcie kolejnych, historycznych erupcji wulkanu. Następnymi laty von Waltershausen swą uwagę skierował na Islandię i wulkanom tej wyspy były poświęcone jego kolejne książki. Do Sartoriusa i Etny powrócę w kolejnych wpisach.

Zachęcony Waszymi Drodzy Czytelnicy komentarzami, które pojawiły się pod opublikowanymi tekstami poświęconymi zapomnianemu wulkanologowi Maurycemu Komorowiczowi, postanowiłem pogrzebać w dostępnych w Internecie niemieckich i holenderskich archiwach, aby dowiedzieć się więcej o jego pracy na Molukach. Okazało się, że kontrakt z holenderską służbą geologiczną podpisał praktycznie zaraz po obronie swojego doktoratu poświęconego islandzkim wulkanom półwyspu Reykjanes i obszaru Strytur. Już w sierpniu 1912 r. (a nie jak podałem za wiki, że na początku 1913 r.) pojawił się wraz z Cecylią w Batawii (dzisiejsza Jakarta), w ówczesnych Indiach Holenderskich (dzisiejsza Indonezja). Od wiosny 1913 r. prowadził badania obszaru wulkaniczno-sejsmicznego rozciągającego się od wyspy Sulawesi poprzez wyspy Sangir, aż do wysp Filipin. Celem tych badań było zbadanie przyczyn i zasięg wstrząsów sejsmicznych, jakie miały miejsce w tym rejonie w marcu 1913 r. Z zapisów holenderskich wynika, że 2 marca 1914 r. Maurycy zostaje zwolniony z funkcji rządowego geologa; otrzymuje trzymiesięczną odprawę i wraz z Cecylią powraca do Berlina. Przyczyną była “udowodniona fizyczna niemożliwość sprawowania funkcji”. Wynika z tego, że w Indonezji Komorowiczowie przebywali ponad 1.5 r. (Sierpień 1912 – Marzec 1914). Opisy i wyniki swych badań Maurycy opublikował w roczniku "Zeitschrift für Vulkanologie" No 2 (1916).

Z pewnością Komorowiczowie jeszcze w 1916 r. mieszkają w Berlinie Schoenebergu w willi przy ulicy Gustava Müllera 33. Wiadomo również, że Cecylia umiera 12 maja 1919 r. i zostaje pochowana w kwaterze Popielów na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. W tym samym roku Maurycy jest ewakuowany przez swego wuja do majątku Gorzyczki w Wielkopolsce, gdzie przebywa do swej śmierci w 1923 r. Jeżeli zdobędę jakieś dalsze informacje, to będę informował w kolejnych wpisach.

czwartek, 31 października 2024

Maurycy Komorowicz: pionier polskiej wulkanologii

Maurycy uchodzi za ojca chrzestnego polskiej wulkanologii. W przededniu Święta Zmarłych chciałbym przybliżyć sylwetkę tego niezwykłego człowieka i naukowca.

Maurycy Komorowicz, bo o nim mowa urodził się 21 lipca 1881 roku w Kijowie. Jego ojcem był wcześnie zmarły Piotr, a matką Helena z Horwattów. Szkołę średnią rozpoczął w I. Kijowskim Gimnazjum, ale po śmierci matki na trzy lata przeniósł się do Cesarskiej Szkoły Prawniczej w Petersburgu. Jesienią 1896 r. wstąpił do internatu oo. Jezuitów w Chyrowie. Tam w 1902 r. uzyskał świadectwo dojrzałości. W następnym roku wyjechał do Niemiec i rozpoczął studia na uniwersytecie w Monachium. Po roku opuścił to miasto, by wstąpić na Wydział Chemiczny Wyższej Szkoły Technicznej w pod berlińskim Charlottenburgu. Jesienią 1906 r. przeniósł się na Uniwersytet Berliński, na którym studiował, a następnie pracował badawczo przez następne 6 lat. W 1912 r. uzyskał doktorat.

Już podczas studiów rozpoczął samodzielne wyprawy i badania wulkanologiczne na wyspach Oceanu Atlantyckiego. Od 1906 roku do 1909 roku wraz z żoną Cecylią (z Popielów) odbyli podróże badawcze (Islandia, Madera, Teneryfa, algierska Sahara). Każdą z wypraw opisywał w osobnych publikacjach, ilustrowanych przez Cecylię. Pod tym względem Komorowiczowie stanowili pierwowzór zgodnie współdziałającego małżeńskiego teamu ukierunkowanego na opisywaniu i dokumentowaniu wulkanów na świecie. Maurice i Katia Krafft poszli tą samą drogą kilkadziesiąt lat później. Informacje o podróżach po Islandii Komorowicz zamieścił w "Notatkach z podróży do Islandii" opublikowanych w Polsce w 1907 r. oraz w obszernej, bogato ilustrowanej przez Cecylię i Kurta Albrechta (znanego z późniejszych nowojorskich prac) książce „Quer durch Island”, wydanej w 1909 r. Zebrane przez niego materiały i poczynione obserwacje stanowiły duży wkład w poznawanie geologii i wulkanizmu na Islandii. W tym samym roku wychodzi kolejna książka Komorowicza, tym razem popularnonaukowa: „Feuergewalten: gemeinverständliche Schilderung vulkanischer Phänomene”, w której systematyzuje i opisuje wulkany z różnych stron świata.

W kolejnym roku wydaje ”An Sonnigen Gestaden”, w której opisuje wulkany subtropikalnej Afryki.

Wydana w 1912 w Stuttgarcie książka: ”Vulkanologische Studien auf eingen Inseln des Atlantischen Oceans” z ilustracjami Cecylii, stanowi podstawę jego rozprawy doktorskiej. W niej szczegółowo omawia islandzkie struktury wulkaniczne na półwyspie Reykjanes oraz m.in. wulkan tarczowy Strytur. Książka została wysoko oceniona przez środowisko naukowe. 

Wiosną 1913 roku Maurycy, obejmuje stanowisko geologa rządowego i wyjeżdża z żoną do Indii Holenderskich (dzisiejsza Indonezja). Zamieszkali w Batawii (dzisiejszej Jakarcie), a później w Buitenzorg (dzisiejszy Bogor). Celem badań wulkanologicznych zleconych Komorowiczowi przez rząd holenderski było: zbadanie przyczyn i zasięg wstrząsów sejsmicznych, jakie miały miejsce w tym rejonie w marcu 1913 r. Opis i wyniki przeprowadzonych badań Komorowicz zamieszcza w "Zeitschrift für Vulkanologie". W tym samym czasie w ślady Komorowiczów idzie kolejny wielkopolanin – Józef Zwierzycki, który przez kolejne kilkadziesiąt lat badał będzie geologię Wysp Sundajskich. Ciężka praca oraz niezdrowy klimat jawajski odbiły się na zdrowiu Komorowiczów. Po powrocie do Berlina umiera żona Cecylia, a Maurycego trawi ciężka choroba tropikalna.

W 1919 roku schorowanego Maurycego zabiera z Berlina jego wuj Edward Horwatt i umieszcza w domu na terenie posiadłości w Gorzyczkach, oddalonych o około 6 km od Czempinia. Silne wyniszczenie organizmu przez nieuleczalną chorobę, a także uzależnienie od stosowanej w leczeniu morfiny doprowadza do śmierci Komorowicza 7 stycznia 1923 roku. Trzy dni później zostaje pochowany na cmentarzu w Czempiniu.

W powojennej Polsce zapomniany. Dopiero w 1970 r. profesor Wojciech Narębski w kwartalniku Polskiej Akademii Nauk „Prace Muzeum Ziemi” przypomniał jego sylwetkę i dokonania.

Kilka lat później podobnie uczynił czempiński regionalista Józef Świątkiewicz publikując pracę: Maurycy Komorowicz wulkanolog z Czempinia. Staraniem jego i czempińskich regionalistów bezimienną mogiłę Komorowicza przykryła gruba granitowa płyta z napisem:

Dr Geologii Maurycy Komorowicz Wulkanolog, Podróżnik, Pisarz i Kompozytor Ur. 21 lipca 1881 r. w Kijowie Zm. 7 stycznia 1923 r. w Gorzycach

Zmarły dwa lata temu profesor Narębski tak pisał o Komorowiczu: „Kiedy w początku listopada 1967 r. odwiedziłem Czempiń i okolice, aby osobiście zapoznać się z miejscami związanymi z ostatnim okresem życia Maurycego Komorowicza, niezamieszkały dziś dom w Gorzycach chyli się ku ruinie, a grób wyróżnia się jedynie wielkim krzyżem dębowym. Zaledwie kilku najstarszych mieszkańców Gorzyc, którzy dopomogli… w identyfikacji mogiły, pamiętało dziwną dla nich i nieco tajemniczą postać samotnika z gorzyckiego domu, o którego nieprzeciętnym dorobku naukowym i podróżach badawczych dowiedzieli się dopiero z ust piszącego te słowa…” „…Możemy dziś z pełnym przekonaniem stwierdzić, że przyczyną tragicznego, przedwczesnego zgonu Maurycego Komorowicza była jego pasja badawcza, niepowstrzymana chęć obserwacji zjawisk wulkanologicznych w najtrudniej nawet dostępnych rejonach naszego globu, bez względu na koszty i warunki. Ta właśnie pasja przyrodnika i humanisty doprowadziła go do utraty zdrowia, co było przyczyną przedwczesnej śmierci…„

W przeddzień Święta Zmarłych zapalam lampkę na Jego grobie.

sobota, 12 listopada 2022

The Fire Within: A Requiem for Maurice and Katia Krafft (2022) - recenzja

Kolejny tegoroczny dokument o brawurowej francuskiej parze wulkanologów Mauricie i Katii Krafft, tym razem wyreżyserowany przez Wernera Herzoga, który uwielbia wulkany i ich erupcje ("La Soufriere" z 1976 roku, "Into the Inferno" z 2016 roku). Tym razem zrealizowany w formie swoistego requiem dla najbardziej nieustraszonej pary wulkanologów, którzy zginęli w trakcie tragicznej erupcji piroklastycznej wulkanu Unzen (Kiusiu, Japonia) 3 czerwca 1991 roku. Herzoga jako filmowca nie interesuje miłość łącząca Krafftów, Niemiec skupia się natomiast na ich dokonaniach filmowych i fotograficznych. 

Podobnie jak w "Wulkanie miłości" (2022) Sary Dosy w "The Fire Within" nie brakuje nieziemskich i ogromnie spektakularnych materiałów filmowych Krafftów z rozmaitych erupcji wulkanicznych (niektóre widziałem po raz pierwszy). Potencjalny widz nieco zaznajomiony z historycznymi erupcjami wulkanicznymi znajdzie tutaj filmy archiwalne z erupcji wulkanów Unzen w 1991 roku, Mount Saint Helens w 1980 roku (tragiczne skutki erupcji z 18 maja, Krafftowie nie widzieli tego wybuchu na żywo), Nevado del Ruiz w 1985 roku (tragiczne skutki erupcji z 13 listopada, pokryte laharem miasteczko Armero w Kolumbii), Una Una w 1983 roku (zniszczenia na indonezyjskiej wyspie po erupcji wulkanu, niesamowity footage), Galunggung w 1982 roku, El Chichon w 1982 roku (zniszczenia okolic wulkanu wskutek spływów piroklastycznych), Augustine (Alaska) w 1986 roku, Heimaey w 1973 roku (fontanny lawy i zagłada portowego miasteczka na islandzkiej wyspie w archipelagu Vestmannaeyjar, footage przełomowy w karierze Francuzów) czy spektakularne potoki lawy na Big Hawaii. 

"The Fire Within" to dokument elegijny, żałobny, egzystencjalny, poetycki, w którym Krafftowie ukazani zostają jako filmowcy balansujący na krawędzi życia i śmierci, wulkanolodzy, etnografowie, artyści. Nie raz zastanawiałem się ile by Krafftowie jeszcze osiągnęli, gdyby nie zabił ich spływ piroklastyczny z Unzen 3 czerwca 1991 roku. Nie doczekali potężnej erupcji wulkanu Pinatubo (Filipiny) w czerwcu 1991 r. Szkoda, bo na pewno by ich ona zachwyciła.

W ostatnich dniach:

 - wzrost poziomu alarmu dla wulkanu Villarrica w Chile (aktywne jezioro lawy)

 - niewielki wylew lawy schodzi z wulkanu Tinakula (Wyspy Salomona)

 - niewielkie emisje popiołu z wulkanu Anak Krakatau (Indonezja)

 - 5 listopada spływy piroklastyczne z aktywnej kopuły lawowej wulkanu Szywiełucz (Kamczatka)

czwartek, 28 czerwca 2018

O wulkanologii w ogólności - wywiad z Magdaleną Chmurą

Jako pasjonatowi wulkanów, który od lat próbuje popularyzować wiedzę o wulkanach wśród osób zainteresowanych tematem praca wulkanologa jest dla mnie ze wszech miar ekscytująca i interdyscyplinarna. Oczywiście nie jestem wulkanologiem (jedynie pasjonatem), ale wpadłem na pomysł zrobienia wywiadu z przyszłą wulkanolog, jeszcze studentką wulkanologii w UK Magdaleną Chmurą. Magda miała okazję wizytować i badać wulkany na Islandii, w Meksyku, Kostaryce i Gwatemali i od niej pochodzą wszystkie unikatowe zdjęcia tutaj zamieszczone. Być może znajdą się w Polsce młodzi ludzie, którzy w przyszłości pójdą w ślady Magdaleny i zaczną studiować wulkanologię. Jako osoba mająca obsesję na punkcie wysp wulkanicznych nie omieszkałem wypytywać Magdę o wyspę-wulkan Socorro. Zapraszam do lektury.

Skąd zainteresowanie wulkanami? Czy przejawiałaś je już w dzieciństwie? Dlaczego według ciebie wulkany są tak bardzo fascynujące?

Wulkanami interesowałam się praktycznie od zawsze. Wszystko zaczęło się od popularnej kiedyś kreskówki dla dzieci „Była sobie Ziemia”. Potem były książki popularno-naukowe, które kupowała mi mama, potem filmy dokumentalne, olimpiada geograficzna w szkole średniej i wreszcie studia geologiczne i magisterium z wulkanologii. W wulkanach zawsze uwielbiałam siłę uwalnianą podczas erupcji. Geologia kojarzy się z badaniem zamierzchłych czasów, które znacząco wykraczają poza długość życia ludzkiego. Niewiele jest procesów geologicznych, które można obserwować własnymi oczami. Wulkany dają możliwość ujrzenia „żywej geologii”, procesy o których pisze się w książkach dzieją się tutaj w kilka minut lub godzin. Patrząc na aktywny wulkan nie sposób oprzeć się wrażeniu, że patrzy się na żywy organizm. Te góry naprawdę „żyją” i czasem zmieniają się w przeciągu kilku dni. Odwiedzając ten sam wulkan lub jego okolicę – doliny pełne spływów piroklastycznych (tzw. Barranci) czy trasy laharów – nigdy nie natrafia się na taki sam krajobraz jak przedtem.

Jaki był twój pierwszy wizytowany wulkan?

Pierwszymi wulkanami jakie dane mi było odwiedzić były islandzkie wulkany Kerid, Hekla, Eldfell oraz pole lawowe z erupcji Laki z roku 1783.

Kilka lat wcześniej, jeszcze w liceum byłam w pobliżu wulkanu Wielki Hassan (Hassan Dagi) w Kapadocji jednak nie zaliczam go do grona tych odwiedzonych, ponieważ widziałam go tylko z daleka.

Czy w Polsce można studiować wulkanologię? Dlaczego wybrałaś studia wulkanologiczne w Wielkiej Brytanii?

W Polsce można studiować geologię, ale nie istnieją studia stricte wulkanologiczne. Dlatego wyjechałam na studia do Wielkiej Brytanii, która posiada jedne z najlepszych grup wulkanologicznych w Europie i na świecie. Chciałam od razu ukierunkować się pod wulkanologię, dlatego zdecydowałam się również na licencjat za granicą. Studia magisterskie po których dostaje się dyplom wulkanologa są na świece rzadkością. W Europie można to zrobić tylko w Wielkiej Brytanii (i chyba Islandii) na uniwersytetach w Lancaster i Bristolu (gdzie obecnie studiuję). Częściej można się spotkać z magisteriami z geologii gdzie jest opcja projektu wulkanologicznego. Po czymś takim ma się jednak dyplom geologa. Ostatnio dowiedziałam się jednak, że Uniwersytet im. Adam Mickiewicza w Poznaniu planuje otworzyć kierunek "zagrożenia geologiczne".

Jak się studiuje wulkanologię na brytyjskim uniwersytecie?

Magisterium trwa 12 miesięcy, zaczyna się we wrześniu i kończy rok później również we wrześniu. Są to studia jak każde inne – są kolokwia, egzaminy, eseje i prezentacje, tylko wszystko ukierunkowane jest pod wulkany. Przedmioty to między innymi petrologia skał wulkanicznych, fizyka wulkanów, geofizyka, GIS, teledetekcja, informatyka oraz zajęcia terenowe. Studia są dosyć ścisłe, ale przy wyborze projektów panuje dowolność. Wulkanologia wydaje się być dość wąską specjalizacją, ale istnieje naprawdę wiele sposobów na badanie wulkanów. Zawsze można też jakieś konkretne zagadnienie „ugryźć od innej strony” bądź wypróbować konkretne metody na wulkanach gdzie wcześniej nie było takich badań. Dlatego przy wybieraniu tematu pracy magisterskiej można się naprawdę pogimnastykować. Na przykład teraz razem z kilkoma innymi osobami wzięliśmy na celownik wulkan Santa Maria w Gwatemali, a konkretnie jego erupcję z roku 1902. Ja zajmuję się stanem komory magmowej przed erupcją oraz jej inicjacją, drugi chłopak bada czy trzęsienia ziemi mogą spowodować erupcje wulkaniczne, kolejna osoba robi studia petrologiczne i ostatnia dziewczyna odtwarza przebieg erupcji na podstawie zapisów historycznych. Tym sposobem mamy jeden wulkan badany z różnych perspektyw zupełnie innymi metodami. Co daje bardzo dobry ogólny obraz erupcji.

Najlepsze w studiowaniu wulkanologii są oczywiście prace terenowe, które uniwersytet bristolski organizuje co roku w Gwatemali współpracując z INSIVUMEH. Dzięki temu studenci mają wgląd w pracę autentycznej organizacji zajmującej się monitorowaniem wulkanów.

W jaki sposób wulkanolodzy badają aktywność czynnych i drzemiących wulkanów? Czy możesz podać jakieś konkretne przykłady?

Wszystko zależy od tego jaki jest to wulkan, jak wygląda jego morfologia, topografia wokół góry oraz jaki sprzęt jest aktualnie dostępny. Główną metodą monitoringu jest sejsmika i badanie zmian w emisji gazów, głównie dwutlenku siarki. Wulkanolodzy często żartują, że jeżeli ma się pieniądze na jeden instrument to powinien to być sejsmograf, jeżeli ma się pieniądze na 2 to powinny to być 2 sejsmografy, a jeżeli na 3 to powinny to być 3 sejsmografy. Zdecydowana większość monitoringu wulkanów takich jak Fuego, Pacaya, Santiaguito (Gwatemala) czy Colima (Meksyk) odbywa się przez analizę zapisów sejsmicznych. Konkretne wstrząsy, na konkretnych głębokościach pozostawią inny zapis na sejsmogramie. Jeżeli ma się kilka stacji to można porównać zapisy i dzięki temu wyeliminować szum. Monitoring gazów skupia się wokół dwutlenku siarki ponieważ na wielu wulkanach zarejestrowano zmiany w emisji tego gazu przed erupcjami. W przeciwieństwie do dwutlenku węgla siarka nie znajduje się też w atmosferze więc unika się tym sposobem szumu. Takich pomiarów dokonuje się za pomocą instrumentów COSPEC i FlySpec. COSPEC-u nigdy nie używałam, ale ponoć jest dość ciężki w obsłudze zważywszy na dość przestarzałą technologię. FlySpec zaś miałam okazję używać i instrument ten mierzy różnicę w odbijaniu promieni UV przez tzw. „tło” i siarkę. Dane obrabia się potem w programie Matlab.

Dużą pomocą w wulkanologii okazały się drony! Często możemy zobaczyć niesamowite nagrania z przelotu dronem nad kraterami aktywnych wulkanów. Dzięki takim nagraniom można stworzyć modele 3D krateru, dolin wokół wulkanu lub poszczególnych struktur, co pomaga zlokalizować zmiany w morfologii stożka jak i pomóc przy modelowaniu dynamiki spływów piroklastycznych i laharów. Do tworzenia takich modelów używa się np. programu Agisoft Photoscan, a dynamikę spływów można modelować używając takich programów jak FlowVolc, LaharZ czy odbierającego radość życia, ale za to dającego ogromne efekty Titan2. Kierunek rozprzestrzeniania się popiołu oraz jego późniejszy opad modeluje się w programie Tephra2 do obsługi którego potrzebujemy parametry takie jak gęstość popiołu, średnia wielkość, prędkość wyrzutu itp. Ważny w tym przypadku jest też kierunek wiatru, co można sprawdzić używając danych NOAA. Generalnie, tworzenie takich modeli wiąże się też z używaniem ArcGIS oraz całej GIS-owskiej bazy danych. Niejednokrotnie trzeba stworzyć tak zwany DEM lub NMT (Numeryczny model terenu) co robi się właśnie korzystając z danych dotyczących ukształtowania powierzchni. Dużo badań robi się też używając petrologii lub geologii klasycznej, tego typu badania uwzględniają często ciągnące się tygodniami lub nawet miesiącami prace terenowe. Wszystko zależy od tego jaki konkretny aspekt wulkanu lub aktywności chcemy badać. Można zrobić analizę parametrów przed-erupcyjnych – jaka była temperatura i ciśnienie w komorze magmowej tuż przed erupcją? Można zająć się mineralogią i określić czy ewolucja magmy zmierza w kierunku magmy eksplozywnej lub mamy przypływ bardziej „prymitywnego materiału” i ewolucja zmierza do magmy efuzywnej (bazaltowej). Wulkany, zwłaszcza na strefach subdukcji stopniowo ewoluują ku kwaśnym, eksplozywnym magmom, jednak jeżeli do komory magmowej stale napływa świeża bardziej zasadowa magma to wulkan może iść w kierunku bazaltowym (jak np. Fuego w Gwatemali). Można to zmierzyć analizując właśnie minerały, struktury krystaliczne oraz skład chemiczny wyemitowanej lawy. Dużo jest różnorakich metod badawczych, często też adoptuje się instrumenty używane w innych dziedzinach takie jak grawimetr czy magnetometr. Każdy tak naprawdę jeżeli ma pomysł i wie jak używać danego instrumentu może go wypróbować na wulkanie. Często wulkanolodzy nie mają wykształcenia stricte geologicznego tylko są fizykami, chemikami, informatykami, matematykami czy nawet geografami. Wulkanologia to tak naprawdę mieszanka wielu nauk.

Dlaczego wulkany tak często są nieprzewidywalne? Co sprawia wulkanologom największą trudność w ich badaniu?

Największym problemem jest oczywiście fakt, że nie można zajrzeć do komory magmowej i zobaczyć co się tam dzieje. Kolejnym problemem są bardzo skomplikowane oddziaływania termodynamiczne w magmie, które na dzień dzisiejszy są albo bardzo słabo poznane albo bardzo uproszczone. Modelując np. dyfuzje magmy bierze się pod uwagę szereg parametrów takich jak ekspansywność, przewodnictwo ciepła itp., które sprowadzają się do szeregu całek i pochodnych. Te parametry są zależne od siebie nawzajem jak i od temperatury, ciśnienia czy nawet kąta nachylenia stoku wulkanu, dlatego zmieniają się w przeciągu nawet kilku minut. Trzeba brać poprawki na te ciągłe zmiany, dlatego obliczenia stają się ogromnym przedsięwzięciem. Na pewno postęp technologiczny i rozwój komputerów pozwoli w przyszłości na bardziej dokładne przeprowadzanie tego typu obliczeń, jednak zawsze będą jakieś parametry o których istnieniu nawet nie wiemy, a które mogą mieć wpływ na ostateczne modelowanie. Ważne są też procesy zachodzące w kominie takie jak fragmentacja. Konkretne typy fragmentacji mogą doprowadzić do utworzenia się innych produktów wulkanicznych lub zwiększyć/zmniejszyć zasięg opadu popiołu. Dobrym przykładem jest np. erupcja Eyjafjallajökull w roku 2010. Popiół wulkaniczny sparaliżował wtedy ruch lotniczy nad Atlantykiem, przyczyniając się do dużych strat w przemyśle lotniczym. Położenie Islandii oraz prądy atmosferyczne miały w tym swój udział ale bardzo dużą role odgrywała też fragmentacja hydromagmatyczna która zaszła w wyniku oddziaływania pomiędzy magmą, a wodami gruntowymi. Ten proces powoduje utworzenie się bardzo drobnego popiołu który może być niesiony o wiele dalej niż popiół powstały w wyniku innego typu fragmentacji, który nie uwzględnia wody. Warunki potrzebne do zaistnienia konkretnego procesu fragmentacji oraz sam jego przebieg są obecnie przedmiotem debat i nie są do końca poznane.

Kolejnym problemem jest ciągły brak sprzętu oraz pieniędzy na badania. Rząd często nie widzi potrzeby inwestowania w systemy alarmowe, wulkany też wielokrotnie stają się problemem politycznym. W przypadku złego zarządzania stają się kartą przetargową jak np. można było zobaczyć na przykładzie ostatniej erupcji Fuego z czerwca 2018 roku kiedy to lider gwatemalskiej opozycji zażądał dymisji szefa CONRED (Biuro do spraw walki ze skutkami klęsk żywiołowych) po przeprowadzeniu przez nich opóźnionej ewakuacji. Często problematyczne jest też samo położenie wulkanu np. na granicy dwóch stanów (Colima, Meksyk), czy Tacana (granica Meksyku i Gwatemali). Kolejny problem to dostęp do wulkanu, a konkretnie relację z właścicielami gruntów przy wulkanach. Zważywszy na bardzo dużą żyzność gleb wulkanicznych, przy wulkanach bardzo często znajdują się plantacje kawy, orzechów lub farmy. Są to tereny prywatne i tak naprawdę wpuszczenie naukowców do określonego miejsca często zależy od decyzji właściciela, dlatego relację z tubylcami są bardzo ważne w pracy wulkanologa. Mieliśmy przypadek w Gwatemali, przy wulkanie Santiaguito, gdzie cała plantacja kawy, łącznie z domami dla pracowników znajduje się na trasie laharów i spływów piroklastycznych. Pracownicy INSIVUMEH mieli na terenie tej plantacji obserwatorium, które po erupcji w bodajże roku 2014 zostało prawie zmiecione przez spływ piroklastyczny. Po tym wydarzeniu zdecydowano się przenieść obserwatorium, a cały teren otrzymał status „strefy wysokiego ryzyka”. INSIVUMEH naciskał również na zarząd plantacji aby przeniósł domy dla pracowników które znajdują się bezpośrednio w strefie zagrożenia. Cała sytuacja wpłynęła też dość mocno na pracowników, którzy krótko mówiąc, troszkę się przerazili wizją klęski wulkanicznej po tym jak INSIVUMEH zlikwidował obserwatorium. Zarządowi plantacji się to nie spodobało i zabronił wulkanologom wstępu na posesję gdzie znajduje się bardzo wiele cennych osadów piroklastycznych w tym pumeks wygenerowany przez wulkan Santa Maria w roku 1902 (byłby bardzo przydatny do mojej pracy magisterskiej). Domy pracowników wciąż pozostają w strefie ryzyka, a sama plantacja zaopatruje w kawę bardzo popularną na całym świecie kawiarnię. Kiedyś miałam też sytuację w Colimie, że właściciel nagle nie zgodził się otworzyć nam bramy, przez którą zawsze bezproblemowo przejeżdżaliśmy co najmniej raz w miesiącu. Wiemy, że przyczyną były typowe „sąsiedzkie porachunki”, jeden z farmerów był przychylny wulkanologom a drugi nie. W pewnym momencie zaistniał pomiędzy nimi jakiś konflikt i jeden postanowił wyżyć się na nas. Na tych przykładach widać, że nie zawsze jedynym ograniczeniem w prognozowaniu erupcji wulkanicznych jest obecny stan wiedzy oraz technologii. Weźmy na przykład taką Gwatemalę, jeżeli jestem dobrze poinformowana to szef INSIVUMEH i szef CONRED wspierają skłócone ze sobą partie polityczne. Dlatego pomiędzy tymi dwiema organizacjami dochodzi do wielu konfliktów, a przecież INSIVUMEH dostarcza do CONRED informacji o aktywności wulkanicznej. CONRED jest później odpowiedzialny za ewakuację i walkę ze skutkami klęsk żywiołowych. Nawet teraz gdy byliśmy całym kierunkiem na ćwiczeniach w Gwatemali, po odwiedzeniu siedziby Instytutu Wulkanologicznego (który jest częścią INSIVUMEH) mieliśmy iść do CONRED. Jednak z niewiadomych względów CONRED odmówił. Profesorowie mówili potem, że może to być właśnie przez wzgląd na ten polityczny konflikt.

Które z meksykańskich czy gwatemalskich wulkanów wywarły na tobie największe wrażenie?

Zdecydowanie wulkan Santa Maria i kompleks kopuł lawowych Santiaguito. Santiaguito znajduje się na jednej z flank wulkanu Santa Maria, oba te wulkany są bardzo blisko siebie i możliwe iż mają te samo źródło magmy. Santiaguito powstał po wielkiej erupcji Santy Marii z roku 1902 kiedy to doszło do zapadnięcia się jednej ze ścian wulkanu. Na jej miejscu powstało później jezioro siarkowe z którego powoli zaczęły wynurzać się kolejne kopuły lawowe tworzące dzisiaj kompleks Santiaguito. Przyglądanie się tym wulkanom z oddali jak i późniejsza wspinaczka na wulkan Santa Maria i obserwacja wybuchającego Santiaguito to jedne z najbardziej niesamowitych rzeczy jakie dane mi było doświadczyć.

Jakie prace badawcze i terenowe wykonywałaś na wyspie wulkanicznej Socorro? Dlaczego ten wulkan jest tak bardzo ciekawy?

Badania na wyspie Socorro były organizowane przez CIIV, gdzie w zeszłym roku byłam na stażu. Mój kolega postanowił za cel swojej pracy magisterskiej obrać pliniańską historię Socorro i to głównie przez wzgląd na niego CIIV zorganizowało kolejną ekspedycję. Na Socorro nie można ot tak sobie wjechać. Konieczne jest otrzymanie kilku przepustek od Narodowego Biura do Spraw Terenów Chronionych w Meksyku, Meksykańskiej Armii oraz Marynarki Wojennej, ponieważ na wyspie znajduje się baza wojskowa. Celem badań była właśnie ta historia pliniańska, czyli historia erupcji silnie eksplozywnych, rozwinięcie mapy geologicznej wyspy oraz konserwacja sprzętu znajdującego się na Socorro. Podczas badań zajmowaliśmy się głównie geologią klasyczną, przez co codziennie wychodziliśmy na wiele godzin w teren niejednokrotnie na więcej niż jedną noc. Socorro jest terenem dość trudnym ponieważ porośnięta jest bardzo gęstym buszem oraz roślinnością, którą można by przyrównać do tej spotykanej przy Morzu Śródziemnym – kaktusy, kolce, twarde gałęzie. Bez maczety nie da się tego przejść. Czasem przejście 300 czy 400 metrów zajmowało nam dobre kilka godzin. Do niektórych miejsc w ogóle nie dało się dojść, albo dojście zajęło by nam cały dzień czego nie mogliśmy zrobić przez wzgląd na wodę (wyspa nie posiada wody słodkiej) oraz ciężar ekwipunku. Dlatego kilka razy musieliśmy na drugi koniec wyspy płynąć łódką, która i tak nie mogła przybić do brzegu z powodu wysokich fal i klifów. Musieliśmy wtedy płynąć wpław do brzegu lub wyskakiwać na skały, żołnierze rzucali nam potem z łódki plecaki i cały sprzęt. Jeden z kolegów przeżył wtedy mały zawał serca gdy żołnierz po prostu wyrzucił z łódki na skały plecak z dronem.

Pobraliśmy na Socorro prawie 200 próbek skał. Do tej pory żadna z grup nie przywiozła aż tyle materiału więc daje to duży potencjał na późniejszą analizę petrologiczną (minerały, struktury krystaliczne itp.) oraz chemiczną. Socorro to jedyny na Oceanie Spokojnym w większości peralkaliczny wulkan, dlatego jest to ciekawe i bardzo trudne miejsce badań. Socorro siedzi na dwóch nałożonych na siebie granicach rozbieżnych, tak zwanych ryftach.

Ryfty to miejsca gdzie powstaje nowa skorupa oceaniczna i płyty tektoniczne odsuwają się od siebie. Tego typu konfiguracje tektoniczne z reguły produkują bazalty czy „uwodnione bazalty” – zeolity, magma jest bardzo uboga w krzemionkę co objawia się w spokojnym, efuzywnym wulkanizmie. Na takich miejscach tworzą się rozległe wulkany tarczowe, które powstają z nakładania się na siebie wielu wycieków lawy. Zdecydowana większość wyspy Socorro to właśnie takie wycieki lawy więc pod tym względem jest to zwykła wyspa wulkaniczna. 98% wyspy znajduje się pod wodą i większość składa się z lawy, pozostałe 2% wystaje na powierzchnie i tutaj zaczyna się zabawa. Większość z tych 2% stanowią osady piroklastyczne powstałe w wyniku bardzo silnych, pliniańskich eksplozji. Skały zostały sklasyfikowane jako ryolity, a są to bardzo kwaśnie skały powstałe z magmy o wysokiej zawartości krzemionki. Także na jednej wyspie mającej około 16km średnicy mamy bardzo dramatyczną zmianę w składzie chemicznym magmy. Od bardzo ubogiej w krzemionkę do bardzo bogatej w krzemionkę – nie ma skał z reguły znajdujących się pomiędzy tymi dwoma skrajnościami. Krzemionka to jeden z najważniejszych parametrów kontrolujących styl erupcyjny wulkanu i tak dramatyczne zmiany w jej koncentracji są dziwne. Dodajmy do tego położenie na ryfcie, gdzie produkowana jest prymitywna, uboga w krzemionkę magma. Ryolity z reguły powstają na strefach subdukcji gdzie mamy stopiony materiał ze (zdania są podzielone) skorupy kontynentalnej czy skorupy oceanicznej. A i tak do wytworzenia ryolitu magma musiałaby rezydować w komorze magmowej i powoli wytrącać minerały takie jak oliwin czy piroksen zanim fluid osiągnął by kompozycję ryolityczną (bardzo bogatą w krzem). Do tego te skały ryolityczne to ignimbryty, czyli skały powstałe z materiału piroklastycznego (materiału który został rozerwany przez wulkan w momencie erupcji – przeciwieństwo zwartego wycieku lawy). Ignimbryty powstają w przypadku bardzo silnych erupcji pliniańskich takich jak np. Erupcja Minojska Santorini w 1650 r.p.n.e. Często erupcje tworzące ignimbryty kończą się utworzeniem się kaldery kiedy to opróżniona komora magmowa nie jest w stanie utrzymać stożka i po prostu zapada się. Tworzy się wtedy rozległa depresja w której z czasem wyrasta nowy wulkan. Idealnym przykładem są wulkany Santorini i Toba. Odwiedziliśmy lokalizację oznaczoną jako jedna ze ścian kaldery na Socorro ale ja osobiście nie jestem przekonana, że jest to kaldera.

Podczas badań robiliśmy też mnóstwo zdjęć dronem z których studenci CIIV będą później robić trójwymiarowe modele konkretnych struktur na Socorro oraz znajdujących się nieopodal wysp San Benedicto oraz Clarion. Zamontowaliśmy też termometr w jednej z jaskiń lawowych oraz zabraliśmy zepsuty instrument służący do pomiaru emisji radonu.

Czy zaskoczył cię krajobraz wulkaniczny wyspy Socorro?

Mówiąc szczerze to troszkę mnie zaskoczył. Po pierwsze spodziewałam się skąpej roślinności, kaktusów oraz krajobrazu w stylu pustyni kamienistej. Niektóre partie wyspy właśnie tak wyglądają, jednak zdecydowana większość to busz a w niektórych strefach wręcz las. Dlatego badania geologiczne były dość utrudnione. Cała geologia wyspy podzielona jest na kilka formacji, jednak bardzo ogólnie można to rozdzielić na: fazę tarczową, fazę efuzywną, osady piroklastyczne i kopuły lawowe. Faza tarczowa widoczna jest tylko w jednym miejscu – na klifach na wschodnim wybrzeżu przy przylądku Cabo Pierce. Faza efuzywna znajduje się na południu wyspy, niedaleko bazy wojskowej i są to głównie wycieki lawy, w których utworzyło się kilka jaskiń lawowych o dość dużych rozmiarach. Potem mamy sekcję piroklastyczną, która jak sama nazwa wskazuje tworzą głównie ignimbryty, popioły i pumeks wulkaniczny. Ta sekcja jest najbardziej obszerna i dobrze widać ją w centrum wyspy obok wulkanu Evermann jak i na klifach czy w okolicy Playa Blanca na północnym-zachodzie Socorro. Najmłodszymi tworami na wyspie są kopuły lawowe z których największa znajduje się tuż poniżej szczytu wulkanu Evermann. Wokół szczytu znajdują się także co najmniej 3 pola geotermalne gdzie temperatura fumaroli sięga 100°C. Niektóre fumarole są naprawdę ogromne, udało nam się znaleźć kilka starych lejów które miały dobre 400m głębokości i co najmniej 8m szerokości. Generalnie identyfikacja skał nie należy do łatwych. Znajdujące się tam ignimbryty należą do gorącej odmiany tych skał dlatego uległy procesowi zwanemu reomorfizm (rheomorphism) kiedy to pod wpływem ciepła i ciśnienia osady piroklastyczne przeobrażają się w zwartą skałę. Tego typu ignimbryty tracą swój „sypki” charakter i nie rzadko wyglądają jak wycieki lawy. Do tego zważywszy na samo występowanie skał nieodpowiednich do konfiguracji tektonicznej całkiem możliwe, że w skałach tych są minerały nie znane jeszcze nauce. Nie tak dawno temu delegacja CIIV wróciła ze znajdującej się około 400 km od Socorro wyspy Clarion i sytuacja jest bardzo podobna.

Czy możesz wymienić wulkany, które chciałabyś badać w przyszłości?

Bardzo chciałabym zająć się wulkanami Ryftu Afrykańskiego, zwłaszcza Erta Ale. Planowałam za cel mojej pracy magisterskiej wziąć właśnie ten wulkan ale niestety na chwile obecną nie jestem w stanie sfinansować badań w tym regionie. Zważywszy na trudną sytuację polityczną Uniwersytet wymagałby ode mnie posiadania ochrony 24-godziny na dobę, podczas przebywania w terenie, a to niestety kosztuje. Bardzo chciałbym też zająć się wulkanem Ol Doinyo Lengai w Tanzanii, który posiada bardzo interesującą lawę karbonatytową. Tego typu lawa jest o wiele chłodniejsza (500°- 600°C) niż „bardziej typowe”, uboższe w węglany lawy. Interesuje mnie też wulkan Cerro Uturuncu w Boliwii, który wydaje się mieć bardzo duży potencjał erupcyjny jednak produkuje głównie wycieki lawy, pomimo dość kwaśnego charakteru magmy. Bardzo chciałabym też pracować na wulkanach Kamczatki i Alaski takich jak Kluczewska Sopka i Katmai.

Jakaś ciekawa przygoda czy opowieść związana z wulkanem, która przychodzi ci do głowy?

Wulkan Santa Maria w Gwatemali obdarzany jest religijną czcią. Okoliczna ludność wierzy, że wulkan jest miejscem zamieszkania Juana Noga, który przez jednym uważany jest za boga a przez innych za diabła. Ludzie poprzez składanie Juanowi ofiar (najczęściej są to pieniądze, czasem oddaje mu się też pierworodnych synów, niektórzy ludzie wchodzą na wulkan aby oddać mu swoją duszę) zawierają z nim pakt na mocy którego mają zostać obdarowani bogactwem. Na wulkanie można znaleźć mnóstwo ołtarzy majańskich przy których co jakiś czas odprawiane są modły. Erupcję Santa Maria z roku 1902 ludzie utożsamiają z gniewem Juana spowodowanym uprowadzeniem przez jednego z tubylców jego córki. Późniejszy wzrost wulkanu Santiaguito uważany jest za działalność syna Juana który nosi to samo imię. Ludzie wierzą, że w każdy Wielki Piątek Juan Nog młodszy galopuje na czarnym koniu doliną rzeki Nema 2 (gdzie często schodzą lahary) i szuka ludzi gotowych sprzedać mu swoją duszę. Do dzisiaj podobno ludzie wychodzą nad brzeg doliny o określonym czasie i pozostawiają mu dary. Większość kataklizmów wulkanicznych wytworzonych przez kompleks Santa Maria-Santiaguito uważa się za owoc zaniedbania przez ludzi paktu z „bogiem” czy „diabłem”. Santa Maria to jedyny w Gwatemali wulkan posiadający tego typu folklor.

-----

Zdjęcia postanowiłem podzielić według lokalizacji geograficznej. Najpierw Islandia, potem Kostaryka, Gwatemala i Meksyk.

Islandia to Mgada i wulkan Hekla, wyciek lawy z Hekli, wulkany Helgafell i Eldfell (Heimaey, Vestmannaeyjar)

Kostaryka to wulkany Arenal oraz Irazu (jezioro kraterowe)

Gwatemala to wulkany Agua, Fuego (w stanie erupcji), Pacaya i Santa Maria/ Santiaguito (w tym Magda na wierzchołku tego ostatniego w trakcie obserwacji kopuły lawowej Caliente).

Meksyk to przede wszystkim wulkan Colima (fenomenalne zdjęcia z powietrza), ale też Nevado de Colima, Popocatepetl i Paricutin. Końcowe zdjęcia to prace polowe i krajobraz wulkanicznej wyspy Socorro (aktywne pole geotermalne, przylądek Cabo Pierce, widok z powietrza na wulkan Cerro Evermann, tamtejsza jaskinia lawowa, przykład tamtejszej awifauny oraz obozowisko na wyspie).

niedziela, 30 października 2016

"Into the Inferno" (2016) Wernera Herzoga - recenzja

Werner Herzog z kamerą wśród wulkanów! Oczywiście nie mogłem przegapić seansu "Into the Inferno" (2016) - najnowszego filmu Wernera Herzoga, którego akcja obraca się wokół wulkanów z różnych stron świata. Herzog już w przeszłości kręcił historie z nimi związane - pierwszą taką próbą reżyserską był półgodzinny krótkimetraż z 1976 roku "La Soufrière", który zrealizowano na karaibskiej Gwadelupie. Tamtejszy wulkan La Soufrière groził potężną erupcją do której ostatecznie nie doszło. Mimo wszystko zdecydowano się ewakuować 75 000 mieszkańców Gwadelupy. Jednak nie wszyscy miejscowi zgodzili się opuścić wyspę. Werner Herzog wraz z ekipą filmowców udał się na Gwadelupę, by odnaleźć pasterza, który postanowił pozostać na miejscu i dowiedzieć się od niego jaka relacja łączy mężczyznę ze śmiercią. Czynny wulkan Erebus na antarktycznej wyspie Rossa pojawia się u Herzoga w "Spotkaniach na krańcu świata" (2007) - Erebus jest jednym z nielicznych wulkanów na świecie posiadających aktywne jezioro lawy. To na planie filmowym "Encounters at the End of the World" Werner zaprzyjaźnia się z geochemikiem i wulkanologiem z Uniwersytetu w Cambridge Clivem Oppenheimerem, który w "Into the Inferno" (2016) staje się jego przewodnikiem.

W "Into the Inferno" tak naprawdę wulkany odgrywają drugoplanową, choć bardzo wyrazistą rolę. Reżysera od wybuchających wulkanów bardziej interesuje spirytualny związek ludzkości z ognistymi górami. Z wieloma wulkanami na świecie wiążą się intrygujące mity, legendy, kosmologie. Przykładowo rdzenni mieszkańcy Vanuatu widzą w wulkanach Ambrym czy Yasur królestwo duchów i demonów. Ten drugi wulkan - stale aktywny Mount Yasur znajdujący się na wyspie Tanna - stanowi świętą górę dla wyznawców kultu cargo Johna Fruma. Legendarny John Frum to postać amerykańskiego żołnierza z czasów II Wojny Światowej, która każdemu wyznawcy kultu cargo miała przynieść splendor i bogactwo. O kulcie cargo wspominał m.in. Richard Dawkins w słynnym "Bogu Urojonym" (2006). Z jawajskim wulkanem Merapi (jednym z najniebezpieczniejszych na świecie) jest natomiast związany ekscentryczny kościół rzymskokatolicki w kształcie kurczaka Gereya Ajam (Kościół Kurczak), który w rzeczywistości miał przypominać gołębia. Indonezyjski Chicken Church jest zdecydowanie jedną z najbardziej dziwacznych świątyń na Ziemi. Herzog z Oppenheimerem odwiedzają także wulkan Paektu zlokalizowany na granicy Korei Północnej i Chin. To święte miejsce dla obywateli Korei Północnej - to tutaj według legendy w małej drewnianej chatce przyszedł na świat Kim Dzong Il i to tutaj zapłonął dziarski ogień rewolucji Kim Ir Sena przeciwko japońskim imperialistom. Paektu to według propagandy również miejsce heroicznej walki partyzantów Kim Ir Sena z Japończykami. Żołnierze, studenci, a nawet dzieci pielgrzymują na Mount Paektu oddając cześć Świętej Górze i śpiewając o niej pieśni. W trakcie wyprawy na Islandię Oppenheimer opowiada o potężnej erupcji szczelinowej Laki z 1783 roku, która mogła przyczynić się do śmierci na świecie od 2 do 6 milionów ludzi. Jeszcze potężniejsza była erupcja kaldery superwulkanu Toba około 74 000 lat temu. Według budzącej kontrowersje w środowisku naukowym teorii owa supererupcja nieomal doprowadziła do wymarcia ówczesnej populacji ludzkiej za sprawą zjawiska wulkanicznej zimy. Herzog wraz filmowcami i Oppenheimerem wizytują także etiopski wulkan Erta Ale posiadający pulsujące jezioro lawy i biorą tam udział wraz z zespołem antropologów w poszukiwaniach kości homininów.

W "Into the Inferno" obrazy erupcji wulkanicznych, płynących potoków lawy czy spływów piroklastycznych są doprawdy malownicze i niekiedy przerażające. Dość powiedzieć, że Werner Herzog w filmie składa hołd nieustraszonej parze francuskich wulkanologów Maurice'owi i Katii Krafft - pionierom ryzykownej i niebezpiecznej wulkanicznej filmografii. Krafftowie kochali wybuchające wulkany do szaleństwa i ryzykowali życiem, byleby nakręcić jak najlepszy materiał. Zabił ich japoński wulkan Unzen w 1991 roku. Ich zdjęcia i filmy po dziś dzień stanowią inspirację dla kolejnych pokoleń geologów, wulkanologów, geofizyków czy geochemików.

Film można obejrzeć na Netflix. Doskonale zrealizowany i frapujący obraz nie tylko dla wielbicieli wulkanów. Bardzo bym chciał aby został doceniony przez szersze grono odbiorców i trafił do polskich kin, gdyż na to w pełni zasługuje. Tymczasem warto zarejestrować się na Netflix, by go obejrzeć (pierwszy miesiąc jest darmowy).

https://www.netflix.com/title/80066073

Wulkany obecne w filmie to: Ambrym, Erebus, Unzen, Kilauea, Toba, Sinabung, Merapi, Bromo i Semeru, Eldfell, Eyjafjallajökull, Laki, Erta Ale, Paektu oraz Yasur - niektóre z nich w archiwalnych filmach Krafftów.

Szkoda że nie udało się nakręcić "Into the Inferno" na wulkanie Nabro w Erytrei (sprawcy potężnej i zaskakującej erupcji wulkanicznej w 2011 roku), choć były takie plany.

I na koniec ciekawostka - 28 października o godzinie 20.02 wstrząs o magnitudzie 5.7 miał miejsce na głębokości 474 km (hipocentrum) blisko wulkanu Marsili znajdującego się w głębinach Morza Tyrreńskiego pomiędzy Neapolem i Palermo. Propagację jego fal sejsmicznych odczuli mieszkańcy Kalabrii. Oczywiście na polskich portalach szerzących katastroficzną dezinformację już pojawiły się opinie o przebudzeniu podmorskiego giganta. Nieważne że owo trzęsienie ziemi było kompletnie niezależne od typowych wulkanicznych trzęsień ziemi. Mnożące się jak grzyby po deszczu mało wiarygodne stronki/fanpejdże i ich administratorzy wiedzą więcej od włoskich uczonych. No ale przynajmniej Marsili już jest wymieniany jako potencjalny kandydat do rychłego przebudzenia (i rzecz jasna hekatomby) obok Wezuwiusza czy Campi Flegrei.

http://cnt.rm.ingv.it/en/event/8788671

Tę samą recenzję zamieściłem na portalu naTemat.pl.

http://bartkrawczyk.natemat.pl/193487,z-kamera-wsrod-wulkanow

piątek, 7 października 2016

"Into the Inferno" (2016) - wywiad z geochemikiem Clivem Oppenheimerem

Niemieckiemu wizjonerowi kina Wernerowi Herzogowi nieobce są wulkany. Już w 1977 roku Herzog zrealizował półgodzinny film dokumentalny "La Soufriere" o groźbie erupcji wulkanicznej na karaibskiej wyspie Gwadelupa, w którym reżyser eksploruje opuszczone po ewakuacji miasta wyspy oraz natyka się na ekscentryków, którzy mimo zagrożenia zdecydowali się na niej pozostać. Także w jego filmie z 2006 roku "Spotkania na krańcu świata" pojawia się wulkan: Mount Erebus na antarktycznej Wyspie Rossa. Zafascynowany wulkanami reżyser nawiązuje kontakt z wulkanologiem i geochemikiem Clivem Oppenheimerem, który później stanie się współreżyserem "Into the Inferno". Profesor Oppenheimer badał wulkany między innymi na Antarktydzie (Erebus), w Erytrei (Nabro) czy w Korei Północnej (Paektu/ Changbaishan).

W jaki sposób pracuje się z tak znanym i cenionym reżyserem jak Werner Herzog? Kiedy pojawiła się idea nakręcenia "Into the Inferno"? Jakie były początki tego projektu?

Spotkałem Wernera w 2006 roku, gdy kręcił "Encounters at the End of the World" ("Spotkania na krańcach świata"). Staliśmy się przyjaciółmi i rozmawialiśmy mgliście o zrobieniu filmu o wulkanach. Kiedy ukazała się moja książka "Eruptions That Shook the World" ("Erupcje, które wstrząsnęły światem") wysłałem Wernerowi egzemplarz i zasugerowałem, aby na serio wziąć się za realizację filmu. Zebranie funduszy zajęło nam kilka lat, ale w końcu się udało i uzyskaliśmy pełne wynagrodzenie od Netflix. Wszystkie decyzje zapadały bardzo naturalnie. Mieliśmy świetny zespół – operatora filmowego Paula Zeitlingera, dźwiękowca Paula Paragona, Kaspara Kallasa jako asystenta operatora filmowego oraz Roba Andersona jako operatora drona, a także ludzi z Netflix przy produkcji. Muszę wspomnieć o Joe Binim, który zmontował film – jest to coś, co autentycznie podziwiam – w jaki sposób on i Werner współpracowali razem, by z wielogodzinnego materiału stworzyć frapujący film pełen olśniewających widoków i cudów.

Jaki jest motyw przewodni filmu? Dlaczego wulkany są aż tak fascynujące jako obiekty filmowej opowieści?

Chciałem zrobić film o wulkanach od dawna, gdyż nie byłem usatysfakcjonowany typowymi dokumentami telewizyjnymi. Pragnąłem bardziej skupić się na antropologii, niż na nauce; przyjrzeć się ludziom żyjącym na zboczach wulkanów, ich kosmologiom, mitologiom i historiom, interwałom spokoju pomiędzy erupcjami, a nie samym erupcjom. A także rozciągnąć nasze głębokie doświadczenia i spotkania z wulkanami od naszych przodków z Wielkiej Doliny Ryftowej w Etiopii, z której się wywodzimy jako gatunek żyjący w cieniu eksplozywnych wulkanów, wykorzystujący ich zasoby oraz uciekający przed ich erupcjami, aż do czasów dzisiejszych, w których przyglądamy się kompleksowemu radzeniu sobie z zagrożeniami związanymi z wulkanami. Jednym ze znaczących aspektów wulkanologii jest to, w jaki sposób łączy się z innymi tematami i kwestiami: archeologią, nauką o atmosferze, klimatologią, inżynierią, historią, sztuką, geologią, biologią ewolucyjną, matematyką, itd. Wreszcie wulkany są fascynujące do oglądania.

"Into the Inferno" został nakręcony w kilku krajach z aktywnymi wulkanami m.in. Islandia, Etiopia, Vanuatu czy Korea Północna. Jak długo trwało filmowanie w tych krajach? Czy miały miejsce jakieś problemy logistyczne w trakcie kręcenia filmu?

Łącznie filmowaliśmy w pięciu krajach przez około miesiąc. Największym problemem logistycznym było uzyskanie zezwoleń na filmowanie. W kilku przypadkach musieliśmy zrealizować plan B – na przykład kręcić w Etiopii zamiast w Erytrei, lecz wszystkie nasze plany awaryjne okazały się bardziej ekscytujące niż nasze oryginalne intencje.

Czy mógłbyś zaprezentować przykłady światowych wulkanów o znaczeniu kulturowym?

Dobrym przykładem będzie segment sfilmowany w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej (Korei Północnej) – brałem udział w badaniu wulkanu Mount Paektu już od pięciu lat. Wiedziałem, że to wulkan z dużą kalderą, który odpowiada za jedną z najpotężniejszych erupcji ubiegłego tysiąclecia. Dopóki nie przyjechałem do Korei Północnej to nie zdawałem sobie sprawy z ogromnej wagi wulkanu dla ducha narodu i ludzi. Jako mityczne miejsce narodzin Koreańczyków oraz bardziej współcześnie miejsce walki Kim Il Sunga z japońskim okupantem, Mount Paektu ma niesamowite znaczenie kulturowe. Nawet dzieci w przedszkolach śpiewają: "Chodźmy na Mount Paektu…".

W jaki sposób ty oraz inni naukowcy zaczęliście współpracować z badaczami północno-koreańskimi przy wulkanie Paektu?

Zostałem tam zaproszony w 2011 roku w celu skonsultowania zasad monitoringu wulkanu. Pojechałem do Korei Północnej wraz z moim współpracownikiem Jamesem Hammondem. Stworzyliśmy program badawczy wulkanu współpracując z kilkoma organizacjami z Pjongjang. Podjęliśmy sejsmologiczne i geologiczne badania celem wyobrażenia sobie początków wulkanu oraz zrozumienia jego przeszłych erupcji.

Jakiego rodzaju prace polowe i monitoringowe wykonaliście na wulkanie Paektu?

Na dwa lata zainstalowaliśmy sieć sejsmometrów – przede wszystkim by rejestrować odległe trzęsienia ziemi. Wyniki badań posłużyły do interpretacji głębokiej struktury wulkanu. Zebraliśmy także wiele skał z dziesięciowiecznej erupcji milenijnej (tej wielkiej) oraz z innych erupcji Paektu. Zostały one zanalizowane oraz poddane eksperymentom, aby zapewnić wgląd w naturę i wpływ przeszłych zdarzeń.

Co wiemy obecnie o erupcji milenijnej Mount Paektu? Czy możemy przewidzieć przyszły wybuch tego wulkanu?

Wiemy kiedy się wydarzyła i jak wyglądała, ile siarki oraz innych gazów wyemitowała do atmosfery oraz jakie mogły być jej konsekwencje dla klimatu w latach tuż po erupcji. Próbujemy także odszukać dowody historyczne tego wybuchu.

Przewidywanie erupcji to złożony proces – z właściwymi sieciami sejsmometrów oraz innych urządzeń monitoringu na pewno jest możliwe zidentyfikowanie nowych epizodów aktywności pod wulkanami. Lecz przewidywanie, które z owych epizodów mogą znaleźć swój punkt kulminacyjny w erupcji, jak taka erupcja będzie wyglądać i kiedy dokładnie wystąpi jest o wiele trudniejsze.

Czy istnieje możliwość przyszłego pokazania "Into the Inferno" północno-koreańskiej widowni?

Mam taką nadzieję.

Jakie są największe trudności przy filmowaniu aktywnych wulkanów?

Wyzwania są podobne do tych jakie spotyka się w odległych lokalizacjach czy też surowych środowiskach. Sprawność fizyczna jest wymagana, podobnie cierpliwość i umiejętność nagrywania oszałamiających obrazów i dźwięku. Oczywiście trzeba też starannie zadbać o bezpieczeństwo. Nasza ocena ryzyka i protokoły bezpieczeństwa były solidne i gruntowne.

Jakie było twoje pierwsze doświadczenie z wulkanami? Kiedy postanowiłeś zostać geochemikiem?

Moje pierwsze spotkanie z wulkanami zostało zaprezentowane w filmie – po ukończeniu szkoły średniej, ale jeszcze przed rozpoczęciem studiów geologicznych podróżowałem po Indonezji. Wówczas narodziło się we mnie zainteresowanie wulkanizmem, które ugruntowało się gdy po skończeniu studiów rozpocząłem współpracę z renomowanym wulkanologiem Peterem Francisem. Już jako doktor opracowałem metodę monitoringu wulkanów za pomocą satelitarnych danych w podczerwieni. Potem skupiłem się na badaniu emisji gazów z wulkanów, co zaprowadziło mnie do geochemii i spektroskopii.

W "Into the Inferno" został użyty archiwalny materiał filmowy słynnej pary francuskich wulkanologów Maurice’a i Katii Krafft. Czy kiedykolwiek ich spotkałeś bądź z nimi współpracowałeś? Czy cenisz ich imponujące filmy?

Spotkałem ich po raz pierwszy na konferencji, gdy pracowałem nad swoim doktoratem. Pamiętam w szczególności moją rozmowę z Mauricem i wspaniały film, który on i jego żona zaprezentowali na zgromadzeniu. Tak, film, który nakręcili był niezwykły i stanowił dla nas ważne źródło do nakręcenia naszego. W pewnym sensie składamy Krafftom hołd w "Into the Inferno". Oni umarli robiąc to, co kochali – filmując aktywny wulkan (Mount Unzen w 1991 roku). Pozostawili nam wspaniałe dziedzictwo w postaci ich unikatowego i wyjątkowego materiału. Nie tylko jest on czarujący do oglądania, ale służy także do edukacji ludzi żyjących na wulkanach bądź w ich sąsiedztwie na temat zagrożeń z nimi związanych, a co za tym idzie pomaga ratować życie tysiącom ludzi poprzez ewakuacje we właściwym czasie.

Czy chciałbyś współpracować z Wernerem Herzogiem ponownie?

Na pewno! Nie mamy natychmiastowych planów, ale mam nadzieję, że będzie więcej okazji do współpracy w przyszłości. Nie skończyłem z robieniem filmów.

Premiera najnowszego filmu Wernera Herzoga 28 października 2016 roku via Netflix. Zachęcam do obejrzenia. Jedna uwaga na koniec: wysłałem prośbę (zapytanie) o publikację tego wywiadu do paru wiodących portali prasowych w Polsce, gdyż chcę się rozwijać jako dziennikarz popularyzujący naukę. W związku z tym że nie było zainteresowania (brak odpowiedzi) zamieszczam go tutaj oraz na portalu naTemat.pl (gdzie ongiś udzielałem się jako bloger). To na pewno nie koniec z wywiadami, gdyż zależy mi by popularyzować nauki ścisłe i przyrodnicze (nie tylko wulkanologię) wśród Czytelników.

Poprzedni wywiad z Marcelem Korkusiem:

http://wulkanyswiata.blogspot.com/2016/03/wywiad-z-marcelem-korkusiem-i-zdjecia.html

Najnowszy wywiad na naTemat.pl:

http://bartkrawczyk.natemat.pl/191805,werner-herzog-schodzi-wprost-do-piekla-wywiad

Zdj. Clive Oppenheimer plus kadr z filmu przedstawiający Herzoga przy wulkanie Yasur (Vanuatu).

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Drony, roboty i wulkany

Z coraz większym zachwytem oglądam filmiki nakręcone przez drony w trakcie erupcji wulkanicznych czy też nagrania z przelotów nad kraterami czynnych czy drzemiących wulkanów. Bardarbunga, Ambrym, Yasur, Bromo, Sakurajima, Asama, Yellowstone, Sinabung, Piton de la Fournaise, Etna - to tylko niektóre z wulkanów nad którymi fruwały bezzałogowe statki powietrzne. Wulkanolodzy czy entuzjaści wulkanów & dronów często wykorzystują je do monitoringu aktywności danego wulkanu. Kwadrokoptery nagrywają filmiki z przelotów nad kraterami wulkanów czy aktywnymi miejscami erupcyjnymi np. szczelina erupcyjna Holuhraun wulkanu Bardarbunga oraz pobierają próbki skał i toksycznych gazów. Docierają w miejsca do których człowiekowi trudno jest dotrzeć z powodu grożącego mu niebezpieczeństwa. Dane dostarczone wulkanologom przez drony mogą pomóc naukowcom w predykcji kiedy dany wulkan wybuchnie i czy zajdzie potrzeba ewakuacji ludzi z jego sąsiedztwa. Gdy już dojdzie do erupcji bezzałogowe statki powietrzne nagrywają jej przebieg - powstają przepiękne i budzące podziw nagrania z lotu ptaka płynącej lawy, schodzących ze zboczy góry spływów piroklastycznych czy ejekcji popiołu i bomb wulkanicznych. Jednym z pionierów badań wulkanów przez odporne na żar roboty i drony jest profesor Keji Nagatani z Uniwersytetu Tohoku. Skonstruował drony zdolne do pobierania próbek skał za pomocą otwieranych łopatek czy drony spuszczające próbniki do krateru, które następnie pobierają próbki gazów i skał. Drony potrafią także mapować w formie trójwymiarowej aktywne jeziora lawy np. wulkanu Ambrym. Te testowane przez NASA posiadają kamery, czujniki dwutlenku siarki i pojemniki do pobierania próbek powietrza.

Najczęściej używane do badań wulkanów cywilne drony to DJI Phantom 2 i 3.

http://forum.dji.com/thread-41486-1-1.html

Ciekawe są również roboty konstruowane do badań wulkanów. Jednym z konstruktów profesora Nakatani jest robot eksploracyjny wulkanów TrackWalker zdolny do poruszania się po sypkich wulkanicznych zboczach. Innym przykładem robota eksplorującego wulkany (np. alaskański Mount Spurr) jest zdalnie sterowany robot Dante 2 o ośmiu robotycznych nogach. Dante 2 został skonstruowany przez badaczy z Uniwersytetu Carnegie Mellon i wyposażony w czujniki i kamery. Dante 2 z NASA był jednym z pionierów robotycznej eksploracji wulkanów - badał krater Mount Spurr w lipcu 1994 roku. Nowszymi projektami NASA są niewielkie VolcanoBot 1 i VolcanoBot 2 mapujące szczeliny hawajskiego wulkanu tarczowego Kilauea.

Coś do obejrzenia na sam koniec:

https://www.youtube.com/watch?v=UnNpRc2fvto

piątek, 14 sierpnia 2015

Aktywność sejsmiczna wulkanów i typy trzęsień ziemi

Trzęsienia ziemi stanowią dowód iż wulkan może wybuchnąć. Zdarzają się jednak sytuacje, iż trzęsienia ziemi mają miejsce na wulkanie miesiącami czy nawet latami przed erupcją albo nie prowadzą do erupcji (np. aktywność sejsmiczna kolumbijskiego wulkanu Cerro Machin). W przypadku trzęsień ziemi prowadzących do erupcji danego wulkanu wskazują one na ruch magmy, która topi płaszcz 8-80 km pod naszymi stopami. Magma jest lekka, gdyż jest gorąca, pełna gazów i ma mniejszą gęstość niż otaczające ją skały, zatem przemieszcza się w górę. Natomiast jej gęstość i kleistość powoduje nacisk na skały, co generuje trzęsienia ziemi. Ciśnienie magmy łamie/rozrywa skały. Powstałe wówczas trzęsienia ziemi rzadko są silniejsze niż magnituda 5 i zazwyczaj są słabsze niż magnituda 3. Nie odczuwa się ich nawet przebywając na wulkanie. Jednak gdy magma stale porusza się w górę lokalizacja trzęsień ziemi w płaszczu ziemskim zmieni się. Owe trzęsienia ziemi staną się płytsze i mogą się przemieszczać na boki. Wówczas wulkanolodzy mogą wyśledzić trasę magmy i jej lokalizację. Takie trzęsienia ziemi nazywamy wulkaniczno-tektonicznymi (VT). Mamy także długo-okresowe trzęsienia ziemi (LP) pod wulkanami - z poruszającej się magmy uciekają bąble gazu. Te trzęsienia ziemi rozpoczynają się stopniowo i zanikają. Kombinacja roju trzęsień ziemi VT i LP może być indykatorem ruchu magmy przemieszczającej się do płytszych części wulkanu. Gdy magma zbliża się do powierzchni zanikają trzęsienia ziemi VT, ale następuje wzrost trzęsień ziemi LP. Możemy mieć także do czynienia z hybrydowymi (bądź mieszanymi) trzęsieniami ziemi posiadającymi charakterystyki zarówno trzęsień VT, jak i LP. Wreszcie mamy drgania harmoniczne spowodowane przez turbulentny ruch magmy w kanale przepływu. Drgania harmoniczne są ciągłe - ich początek zwiastuje możliwość erupcji wulkanu w ciągu najbliższych minut czy dni. Te trzy typy trzęsień ziemi pozwalają wulkanologom przewidzieć czy dany wulkan wybuchnie. Może się jednak zdarzyć sytuacja, że aktywność sejsmiczna danego wulkanu będzie się charakteryzować wystąpieniem wszystkich trzech typów trzęsień ziemi, ale do erupcji nie dojdzie. Pod wulkanami mogą też wystąpić trzęsienia ziemi nie mające nic wspólnego z ruchem magmy - częste są chociażby tektoniczne trzęsienia ziemi związane z aktywnością uskoków. Trzęsienia ziemi w płytkiej skorupie są także powodowane przez ruch podgrzanej wody - wzrost ciśnienia powoduje łamanie się skał. W Yellowstone trzęsienia ziemi powodowane przez ruch hydrotermalnych fluidów są regularne. Należy pamiętać że sejsmometry zainstalowane na wielu wulkanach zbierają dane nie tylko o typach trzęsień ziemi tutaj opisanych, ale także odnotowują globalne trzęsienia ziemi, a nawet wstrząsy nie-geologiczne np. spowodowane przez ciężarówkę czy wiatr. Magma pod wieloma wulkanami porusza się, zastyga czy odgazowuje się - wówczas trzęsienia ziemi pod wulkanem mogą trwać latami.

czwartek, 2 października 2014

Badania nad wulkanem Paektu po stronie Korei Północnej trwają

Korea Północna kojarzy się przede wszystkim z komunizmem, kultem jednostki i obecnie Kim Dzong-Unem, synem Kim Dzong-Ila, zmarłego już wodza narodu, który podobno narodził się na zboczu wulkanu Paektu (inne nazwy: Pektu-san, Changbaishan, Baekdu, Báitóushān). Stratowulkan Paektu o wysokości 2744 metrów znajduje się na granicy Korei Północnej i Chin. Do tej pory nie był badany przez naukowców z Europy i USA. Potężna erupcja targnęła wulkanem Báitóushān około roku 969 plus minus 20 lat. Miała siłę 7 w skali VEI i uformowała kalderę, którą częściowo wypełnia jezioro Tianchi (Niebiańskie Jezioro). Opad popiołu odnaleziono nawet na wyspie Hokkaido. Problem tkwi w tym, że tak naprawdę nie wiele wiadomo o tej tzw. erupcji milenijnej. Co właściwie wówczas się stało? Jak wyglądał wulkan przed erupcją? Jak wyglądał ekosystem wokół niego i kiedy powróciło na Pektu-san życie? Na te pytania szukają odpowiedzi brytyjscy wulkanolodzy Clive Oppenheimer oraz James Hammond.

W Korei Północnej Mount Paektu uchodzi za symbol rządów rodziny Kimów oraz komunistycznej rewolucji. Zbocza góry po stronie Korei Północnej upstrzone są 'rewolucyjnymi obiektami historycznymi' oraz tajnymi obozami Kim Il-Sunga, pierwszego prezydenta Korei Północnej, skąd żołnierze koreańscy w trakcie II Wojny Światowej atakowali Japończyków. Co roku w lato dziesiątki tysięcy Koreańczyków odwiedza wulkan, gdzie są politycznie indoktrynowani. Reżim Kim Dzong-Una chce także zrobić z wulkanu atrakcję turystyczną Korei Północnej. Od 2002 roku nastąpiło zintensyfikowanie aktywności sejsmicznej wulkanu i trwało ono do 2006 roku. Obawiano się, że podziemne próby nuklearne około 100 km od Pektu-san przyczynią się do przebudzenia wulkanu. Ale nic takiego się nie stało. Wulkan pozostaje cichy i spokojny. W 2011 roku Pyongyang International Information Center on New Technology and Economy wystosował prośbę o pomoc w monitorowaniu wulkanu. Wulkanolog i geochemik Clive Oppenheimer i sejsmolog James Hammond stali się pierwszymi zachodnimi naukowcami badającymi wulkan. Strona północno-koreańska okazała się pomocna; naukowcy mają nadzieję opublikować pracę naukową dotyczącą Paektu na początku 2015 roku. W czerwcu 2013 roku James Hammond zainstalował 6 sejsmometrów na Mount Paektu, a Korean Earthquake Bureau osłoniło sprzęt ochronnymi chatkami. Ostatnia erupcja Paektu miała miejsce w 1903 roku.

Nie na darmo napis koreański na Mount Paektu głosi "Boska Góra Rewolucji".

Tymczasem oficjalny bilans tragicznej sobotniej erupcji freatycznej wulkanu Ontake wynosi 48 osób zabitych i 16 zaginionych. Akcja poszukiwawcza zostaje znowu wstrzymana z powodu deszczowej pogody. EDIT: Trzy nowe ciała odkryte na Mount Ontake, 13 osób nadal zaginionych czyli wnioskuję, że liczba ofiar śmiertelnych erupcji sprzed tygodnia wynosi 51. Chmura popiołu nad wulkanem sięga wysokości 3.6 km.