Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 października 2023

Martin Elvis "Asteroidy" (2021) - recenzja

                                    

13 października NASA wystrzeliła rakietę z sondą, która w sierpniu 2029 roku dotrze do metalicznej asteroidy 16 Psyche znajdującej się w pasie asteroid między Marsem a Jowiszem. Psyche to obecnie największa znana asteroida metaliczna o średnicy 279 km. Posiada dużą gęstość, zatem musi być metaliczna. Odkrył ją w 1852 roku astronom Annibale de Gasparis. 

Psyche składa się w dużej mierze z żelaza i niklu, ale znajdują się na niej także bogate złoża platyny, złota i innych cennych metali. Prawdopodobnie stanowi ona metaliczne jądro planetozymala, który formował się 4.5 miliarda lat temu i zderzył się z innym ciałem niebieskim. Gdy sonda dotrze do Psyche przewidziane są pomiary pola magnetycznego za pomocą magnetometru, pomiary składu chemicznego powierzchni za pomocą spektrometru oraz mapowanie powierzchni Psyche. 

Przy okazji tego niusa mocno polecam lekturę książki "Asteroidy" astrofizyka i entuzjasty kosmicznego górnictwa Martina Elvisa, która w dużej mierze dotyczy przyszłych planów wydobywania cennych surowców (metali szlachetnych) z powierzchni asteroid. Póki co te plany są z wielu względów w powijakach, ale być może za kilka/kilkanaście lat doczekamy się pierwszych prób wydobywczych np. wody czy platyny z powierzchni asteroid. Przybywa firm (start-upów) snujących odważne wizje kosmicznego górnictwa praktykowanego na asteroidach czy na Księżycu (bogate zasoby helu-3). Elvis zwraca uwagę w "Asteroidach", że ludzkością kierują trzy motywy w kontekście planetoid takich jak Ceres, Westa, Psyche i inne: miłość (chęć eksploracji, badania, zrozumienia, czyli pobudki naukowe), strach (nieprzypadkowo asteroidy uderzające w Ziemię są uznawane za jedno z najgorszych zagrożeń egzystencjalnych, co udowodniły chociażby impakt tunguski w 1908 roku oraz opisywany tutaj na blogu impakt czelabiński w 2013 roku, oba wnikliwie omówione w książce wraz z zagładą dinozaurów 65 milionów lat temu) oraz chciwość (czyli pragnienie przyszłego kosmicznego górnictwa, eksploatacji wydobywczej asteroid czy Księżyca podyktowane gigantycznym zyskiem dla pionierów, czyli kosmiczny kapitalizm). Tytułem dygresji w kontrze do impaktu asteroidy formującej krater Chicxulub w Meksyku i uśmiercającej dinozaury na styku kredy i paleogenu istnieje także konkurencyjna i rzadziej brana pod uwagę hipoteza dotycząca potężnego wulkanizmu trapów Dekanu, który doprowadził do globalnego ochłodzenia klimatu w wyniku ogromnych emisji dwutlenku siarki (SO2) do atmosfery. W książce wspomniana zostaje także erupcja wulkanu Pinatubo (Luzon, Filipiny), ale tutaj autor popełnia mały błąd podając datę 1990, a nie 1991. Nie rzutuje to jednak na odbiór całości. 

"Asteroidy" (wydawnictwo Copernicus Center Press) to książka fascynująca, wnikliwie napisana, wciągająca, która powinna zainteresować zarówno wielbicieli astrofizyki, astrogeologii, ekonomii, jak i również meteorytyki i zarządzania kryzysowego. Czas pokaże czy kapitalistyczne pragnienie przyszłego kosmicznego górnictwa ziści się w ciągu najbliższych dekad. Tak czy owak, asteroidy należy badać i w miarę możliwości eksplorować nie zapominając jednocześnie o tym, że mogą one stanowić jedno z zagrożeń dla ludzkości (obok np. przyszłej erupcji superwulkanu). 

Wspominałem niedawno o tajemniczym trzęsieniu ziemi w pobliżu bezludnej wyspy wulkanicznej Torishima, które mogło wygenerować niewielkie fale tsunami uderzające w wyspy Izu (Hachijojima i in.) 5 października oraz w dniu 9 października o godzinie 05.26. 20 października przelot Japońskiej Straży przybrzeżnej wykrył rozległą tratwę pumeksu w odległości około 50 km na zachód od Torishima (na zdjęciu). Zatem mogło dojść do silnej podmorskiej erupcji wulkanicznej (eksplozywnej) i być może do kolapsu kaldery. Nadal jednak nie jest pewne który podwodny wulkan wybuchł. 

Tratwa pumeksu rozciąga się na powierzchni wody na długość 80 km, ale jest rozproszona. 

Podwyższenie stopnia alarmu dla aleuckiego wulkanu Bogoslof ze względu na aktywność sejsmiczną. Niespokojne sejsmicznie są także wulkany Purace (Kolumbia) i Bulusan (Filipiny). Kolejny rój trzęsień ziemi ma także miejsce na półwyspie Reykjanes i być może zwiastuje (albo nie) rychłe przebudzenie systemu wulkanicznego Fagradalsfjall

Z wulkanu Kluczewska Sopka (Kamczatka, Rosja) schodzą obecnie dwa wylewy lawy: na południowym i na północno-zachodnim zboczu. Aktywność strombolijska w toku.

wtorek, 30 maja 2023

Gillen D'Arcy Wood "Kraina wiecznego zimna" (2020) - recenzja

                                                                   

"Kraina wiecznego zimna"Gillena D'Arcy Wooda opowiada o heroicznej eksploracji Antarktydy w pierwszej połowie XIX wieku (lata 1837-41). Trzy rywalizujące ze sobą wyprawy polarne: francuska Dumonta D'Urville'a, amerykańska Charlesa Wilkesa oraz brytyjska Jamesa Clarka Rossa ruszają w kierunku Terra Incognita Australis. Jest to zatem wnikliwie napisana kronika mniej znanych, by nie rzec ździebko zapomnianych ekspedycji polarnych z czasów wiktoriańskich.

Ciekawe, zahaczające o opowieść marynistyczno-przygodową opisy owych pionierskich wypraw i interesujące interludia popularnonaukowe o ewolucji flory i fauny Antarktydy i subantarktycznych wysp, oddziaływaniu zmian klimatycznych na lądolód Antarktydy, poszukiwaniu południowego bieguna magnetycznego i badaniu rdzeni osadowych. Jest trochę o wulkanach: odkrycie wulkanów Erebus i Terror przez ekspedycję Rossa w 1841 roku (oba nazwane od statków Jamesa Clarka Rossa), wysp wulkanicznych Balleny'ego przez Balleny'ego, pionierska wspinaczka na czynny wulkan Erebus dokonana w 1908 r. przez członków ekspedycji badawczej "Nimrod" Douglasa Mawsona oraz historia geologiczna Wysp Kerguelena. 
 
Kolektywny i pionierski wysiłek trzech rywalizujących ze sobą wypraw na groźny i nieprzewidywalny, pełen paku lodowego i smagany huraganowym wiatrem Ocean Południowy.
 
Co ciekawe, Gillen D'Arcy Wood jest autorem książki "Tambora: The Eruption That Changed the World" (2014), która do tej pory nie ukazała się na polskim rynku wydawniczym, a traktuje o katastrofalnej erupcji indonezyjskiego wulkanu Tambora w 1815 roku i wywołanych przez nią meteorologicznych anomaliach (tzw. Rok bez Lata). Konkludując, "Kraina wiecznego zimna" powinna przypaść do gustu wielbicielom zlodowaciałej Antarktydy, ale także biologom, historykom, geologom, meteorologom, paleontologom, klimatologom, geografom czy glacjologom. To mądra i fascynująca książka. Na zdjęciu mapa wulkanów Antarktydy, z tym że należy pamiętać, iż wiele antarktycznych (nienazwanych) wulkanów znajduje się pod czapą lodową tego surowego kontynentu. Brakuje na niej także kilku antarktycznych wulkanów np. wygasłego stożka Gaussberg (Wschodnia Antarktyda) czy sąsiada Erebus, czyli wygasłego Terror.

Co słychać w świecie wulkanów? Znowu nic szczególnego. Brak znaczących erupcji wulkanicznych - może poza Popo.

W dniach 25-28 trwa efuzja lawy z subantarktycznego wulkanu Mawson Peak na wyspie Heard (z przyjemnością opisałem go w "Sekretach wysp wulkanicznych"). Niestety to dość rzadko fotografowany i wizytowany wulkan. Naukowcy wykorzystują obrazowanie satelitarne do monitorowania jego aktywności erupcyjnej.

Erupcja lawowa wulkanu tarczowego Nyamuragira w DRK znowu jest ograniczona do kaldery wulkanu. Wyciek lawy na jego zachodnim zboczu zaczął krzepnąć. Centralne jezioro lawy kongijskiego wulkanu jest obecnie stabilne.

24-25 maja doszło do erupcji freatomagmowej/freatycznej wulkanu Rincon de la Vieja w Kostaryce, w konsekwencji której powstał rozcieńczony spływ piroklastyczny. 

Rośnie uformowana w dniach 10-13 kwietnia kopuła lawowa kamczackiego wulkanu Szywiełucz

Nocą 28 maja miały miejsce intensywne fontanny lawy i emisje popiołu sięgające wysokości ponad 6 km z krateru meksykańskiego wulkanu Popocatepetl

Rankiem 29 maja zarejestrowano masywny spływ piroklastyczny na południowo-wschodnim zboczu wulkanu Sangay w Ekwadorze. Wulkanem targają częste eksplozje wulkaniańskie emitujące popiół na wysokość 5-6 km. 

27 maja wulkan San Miguel (Chaparrastique) w Salwadorze wyemitował obłok popiołu o nieznanej wysokości. 

Na zdjęciu Geonet/GNS Science pasywne odgazowanie wulkanu White Island (Nowa Zelandia) 23 maja 2023 r.

czwartek, 4 maja 2023

January Weiner, January Weiner 3 "Jak powstało życie na Ziemi" (2023) - recenzja

                                                                         

W moje ręce trafiła ostatnio kolejna wyborna książka z wydawnictwa Copernicus Press Center, tym razem "Jak powstało życie na Ziemi" ekologa Januarego Weinera i bioinformatyka Januarego Weinera 3 (ojciec i syn). Można wręcz rzec, że jest to idealna propozycja dla czytelników, którym podobała się recenzowana tutaj "Ziemia" Andrew H. Knolla. W "Jak powstało życie na Ziemi" autorzy w intrygujący sposób omawiają historię powstania Ziemi i Księżyca oraz wciąż owiane tajemnicą narodziny życia na Ziemi. Mnie osobiście ogromnie intrygują mikroorganizmy ekstremofilne, które bytują w gorących źródłach wulkanicznych, pod ziemią, w podlodowych jeziorach czy wśród głębokowodnych kominów hydrotermalnych. To właśnie badania ekstremofilów służą próbie odpowiedzi na kluczowe pytanie: skąd wzięło się życie na Ziemi i w jakich biogeochemicznych warunkach wyewoluowało? Czy istnieje (tudzież istniało) życie na innych obiektach Układu Słonecznego tj. Mars, Tytan, Enceladus, Europa, Ganimedes czy Merkury? Czy życie na Ziemi pojawiło się za sprawą bombardowania kometami i meteorytami, które Ziemia przechodziła około 4 miliardy lat temu? 

Omawiane są cztery główne hipotezy dotyczące powstania życia na Ziemi, struktury DNA, RNA, aminokwasów i białek, reakcja redoks czy proces fotosyntezy, pojawiają się liczne cytaty z innych książek (np. Stanisława Lema) czy nawet filmów ("Młody Frankenstein") i seriali. Książka jest napisana w sposób przejrzysty, klarowny, widać, że autorzy starają się, by była zrozumiała, przystępna dla laika, choć zapewne nie zawsze taka jest (wymaga od czytelnika zaangażowania, zrozumienia przebiegów nierzadko trudnych procesów biochemicznych). Odnajdziemy w niej zagadnienia z zakresu ekologii, biochemii, biologii ewolucyjnej, genetyki, astrobiologii (świetny rozdział nr 8 Życie nie z tej Ziemi) czy wirusologii (zaintrygowało mnie zagadnienie gigantycznych wirusów czy wirusów istniejących wśród archeonów - muszę zagłębić temat). Od dekad naukowcy próbują rozwikłać tajemnicę powstania życia na Ziemi i nadal nic nie jest w tej materii pewne. A może kiedyś ktoś znajdzie odpowiedź posługując się przy tym coraz bardziej udoskonalaną sztuczną inteligencją? 

Polecam gorąco osobom zainteresowanym naukami przyrodniczymi. Tymczasem wracam do wulkanów. Nie dzieje się ostatnio nic znaczącego. 

29 kwietnia 2023 r. w trakcie eksplozji wulkanu Sabancaya w Peru (aktywnego od 2016 r.) zarejestrowano spływy piroklastyczne docierające na odległość 1 km.

2 maja 2023 r. o godzinie 16.18 z wulkanu Fuego w Gwatemali zszedł spływ piroklastyczny, który dotarł do kanionu Ceniza. Gorejąca chmura powstała wskutek grawitacyjnego kolapsu kolumny popiołu generowanej przez wulkan. 

Trwa aktywność strombolijska indonezyjskiego wulkanu Lewotolo. Schodzą z niego dwa wylewy lawy. 

Formuje się nowa kopuła lawowa kamczackiego wulkanu Szywiełucz. Trwa jego intensywne odgazowanie. Zdj. Jurij Demyanczuk.

Silnemu odgazowaniu ulega także japońska wyspa wulkaniczna Nishinoshima (dane z 14 kwietnia 2023 r.)

Umiarkowane bądź małe emisje popiołu mają miejsce z wulkanu Cotopaxi w Ekwadorze. 

Ciekawe czy maj przyniesie jakąś zaskakującą, tudzież silną erupcję wulkaniczną.  

EDIT: 4 maja 2023 r. intensyfikuje się aktywność erupcyjna wulkanu Fuego w Gwatemali. Z wulkanu schodzą niewielkie spływy piroklastyczne, które docierają do kanionów Las Lajas, Santa Teresa i Ceniza. Kolumna popiołu nad Fuego sięga wysokości 5.5-6 km. Zamknięta została droga RN-14 (El Rodeo). Opad popiołu miał miejsce w pobliskich społecznościach, z których ewakuowano łącznie 1054 osoby. 

5 maja 2023 r. wulkan znacznie się uspokoił. To był pierwszy paroksyzm erupcyjny Fuego w 2023 roku.

Rankiem 4 maja seria trzęsień ziemi miała miejsce w kalderze islandzkiego podlodowego wulkanu Katla, najsilniejsze o magnitudach 4.8, 4.7 i 4.5. Następnego dnia aktywność sejsmiczna w zasadzie ustała.

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Andrew H. Knoll "Ziemia" (2021) - recenzja

                                                                     
W ośmiu rozdziałach "Ziemi" profesor historii naturalnej Andrew H. Knoll w sposób przenikliwy i zajmujący omawia ponad 4 miliardy lat istnienia Ziemi oraz ewolucji biologicznej i geologicznej, która owemu istnieniu towarzyszyła. Specjalizacjami Knolla są paleontologia oraz biogeochemia, jednakże wśród jego licznych zainteresowań znajdziemy także paleobotanikę oraz masowe wymierania, w tym oczywiście ogromne wymieranie permskie spowodowane intensywnym wulkanizmem 252 milionów lat temu. Zresztą to Knoll wraz z zespołem współpracowników jako jedni z pierwszych badaczy zaczęli spekulować, że do kluczową rolę w tym wymieraniu odegrała gigantyczna emisja dwutlenku węgla do atmosfery, której oczywistymi skutkami były globalne ocieplenie, zakwaszenie oceanów i spadek stężenia tlenu w oceanicznych głębinach. Obecnie również mamy do czynienia z globalnym ociepleniem, jednakże tym razem narastającym w ciągu ostatnich dwóch wieków wskutek spalania paliw kopalnych przez człowieka. Zmianami klimatycznymi, które nie są wywołane przez erupcje wulkaniczne, bo ludzkość (na szczęście) nigdy nie doświadczyła tak gigantycznych wypływów lawy jak np. trapy syberyjskie czy trapy Dekanu. Póki co moje urodzone w latach 80-tych XX-wieku pokolenie nie doświadczyło nawet naprawdę potężnej erupcji wulkanicznej o sile 7 w skali VEI, która mogłaby przynajmniej okresowo schłodzić klimat na Ziemi za sprawą emisji SO2 do atmosfery. Przypominam (co jest też wzmiankowane) w "Ziemi", że ostatnia taka erupcja miała miejsce w kwietniu 1815 roku na indonezyjskiej wyspie Sumbawa. Wybuchł wówczas wulkan Tambora, czego konsekwencją oprócz częściowego zniszczenia stożka była uporczywa anomalia klimatyczna zwana "Rokiem bez lata".

Aby głębiej zrozumieć historię naturalną naszej planety od jej powstania 4.5 miliarda lat temu aż do dziś nie należy skupić się tylko i wyłącznie na roślinności i zwierzętach. Należy się także choćby pobieżne zapoznać z prostymi mikroorganizmami: bakteriami, archeanami, algami, sinicami oraz sposobami ich funkcjonowania. To chociażby bakterie odpowiadają za obrót węgla, siarki, wodoru czy fosforu na Ziemi. Mimo wszystko naukowcy nadal nie wiedzą kiedy i w jakich okolicznościach powstało życie na Ziemi. Póki co możemy na ten temat jedynie spekulować. Czy biologiczne życie narodziło się w podmorskich głębinach, wśród pól kominów hydrotermalnych? A może w grę wchodzi spekulatywna teoria panspermii? Na pewno mogły to być najprostsze drobnoustroje, acz zdolne do wzrostu i namnażania się oraz podlegające prawidłom darwinowskiej ewolucji. Knoll zastanawia się także jaki może być przepis na życie na Ziemi obowiązkowo przytaczając słynny eksperyment prebiotycznej zupy Ureya i Millera z lat 50-tych XX wieku. 

Tlen, którym oddychamy zawdzięczamy chociażby fotosyntetyzującym mikroorganizmom, gdyż wczesna, obmywana przez oceany magmy Ziemia była tego tlenu pozbawiona. Natomiast nadal nie wiemy czy powstanie biologicznego życia na Ziemi było przypadkiem w naszym Układzie Słonecznym. A może jednak proces powstawania biologicznego życia jest powtarzalny w odmętach Wszechświata? Być może już za kilka/kilkanaście lat dowiemy się czy życie mikrobiologiczne istnieje w podlodowych oceanach Europy, Ganimedesa, Enceladusa czy w węglowodorowych jeziorach Tytana. Ja przynajmniej chciałbym poznać realną odpowiedź na pytanie: czy jesteśmy w kosmosie rzeczywiście sami? A może (całkowicie hipotetycznie) odpowiedzi na wiele doniosłych pytań o początki życia na Ziemi przybliży nam kiedyś sztuczna inteligencja? 

W fascynującej, przystępnie napisanej i dość krótkiej książce Knolla zaintrygowały mnie dwie przykładowe ciekawostki. Primo, trzęsienia ziemi New Madrid w Missouri w latach 1811-12, których geologiczną przyczynę sejsmolodzy wciąż próbują dokładnie zrozumieć. Kolejną ciekawostką wzmiankowaną w książce jest potężna erupcja alaskańskiej kaldery Okmok w 43 r. p.n.e, która za sprawą anomalii klimatycznych z nią związanych (ekstremalny spadek temperatur, przenikliwy chłód) mogła przyczynić się do ostatecznego upadku rzymskiej republiki. 

Na zdj. ISS aleucka kaldera Okmok w 2014 roku. Zdj. Oleg Artemyev.

czwartek, 6 kwietnia 2023

Helen Scales "Otchłań" (2021) - recenzja

                             
Kolejna świetna i ambitna pozycja z wydawnictwa Copernicus Press Center, czyli książka biolożki morskiej Helen Scales zatytułowana "Otchłań" (jej tytuł może nieco kojarzyć się z podmorskim filmem sci-fi "Otchłań" w reżyserii Jamesa Camerona z 1989 r.). Swoją drogą pamiętam, jak w 2012 roku z zapartym tchem śledziłem wyprawę reżysera "Avatar" i "Piranii II: Latających morderców" w batyskafie "Deep Sea Challenger" w głębiny Rowu Mariańskiego (głębokość 10 970 metrów). 

Głębiny morskie wciąż są relatywnie niezbadane, zarówno równiny abisalne, jak i rowy oceaniczne. Nie wiadomo chociażby ile dokładnie mamy na Ziemi podmorskich wulkanów (milion, dwa miliony, więcej?) i ile jeszcze pól kominów hydrotermalnych pozostaje do odkrycia. Analogiczna sytuacja jest z niektórymi wulkanami na Ziemi: możecie mi wierzyć albo nie, ale na świecie jest naprawdę mnóstwo wulkanów, które wciąż pozostają niezdobyte i w zasadzie nikt się nimi nie interesuje (przykładowo wulkany Sandwichu Południowego, niektóre aleuckie, kamczackie, wiele wulkanów w Etiopii, etc.) Zatem eksploracja podmorskich głębin w celu odkrywania zachwycającej różnorodności morskiej flory i fauny, nowych podmorskich wulkanów czy pól kominów hydrotermalnych (zarówno białych, jak i czarnych dymników), raf koralowych, wraków morskich, itp. jest zjawiskiem absolutnie fascynującym tak samo jak zdobywanie mało znanych wulkanów, eksplorowanie nieodkrytych jaskiń lawowych, wapiennych czy lodowych, tudzież docieranie do miejsc (np. odizolowanych wysp wulkanicznych), do których prawie nikt jeszcze nie dotarł. 

Helen Scales specjalizuje się w unikalnej biologii raf koralowych (owe wspaniałe ekosystemy obecnie są zagrożone wymieraniem), ale tym razem zdecydowała się napisać książkę o oceanicznych głębinach, których wrażliwe habitaty są zagrożone przez górnictwo głębokowodne (przyszła ekstrakcja minerałów dla zysku górniczych korporacji), zanieczyszczenie plastikiem, bronią chemiczną i toksynami,  przełowienie (niszczycielskie trałowanie denne) oraz zmiany klimatyczne, które w ciągu dekad mogą doprowadzić do zakwaszenia oceanów i utraty życiodajnego tlenu. 

"Otchłań" to wspaniała książka interdyscyplinarna o głębokim oceanie. Oprócz dużej dawki informacji z zakresu oceanografii czy biologii morskiej w "Otchłani" odnajdziemy także szczyptę geologii, ekologii, medycyny (poszukiwanie nowych antybiotyków w głębinach jako trudny wyścig z antybiotykoopornymi bakteriami, tzw. superbakterami np. gronkowiec złocisty) czy chemii (planowana eksploatacja minerałów z dna morskiego przez rozmaite firmy wydobywcze, przykładowo kobalt jako składnik akumulatorów - w końcu wraz z postępem technologicznym mamy boom na surowce np. minerały ziem rzadkich). Czuć w trakcie lektury, że Helen Scales pragnie czytelnika uwrażliwić na konsekwencje rabunkowej eksploatacji oceanicznych głębin. Eksploatacji, która wiąże się z częstokroć nieodwracalnym zniszczeniem unikalnych morskich ekosystemów. A flora i fauna reprezentująca owe ekosystemy jest zachwycająca np. wampirzyca piekielna (Vampyroteuthis infernalis, na zdj. MBARI), kraby Yeti, ekstremofilne bakterie, głowonogi, ryby ślimakowate, równonogi, otwornice, kościożerne pierścienice Osedax, krążkopławy, ukwiały, koralowce, gąbki szkliste, stułbiopławy, żebropławy, wreszcie różnorodne ryby, rekiny, kaszaloty spermacetowe czy humbaki. Gdy piszę te słowa gruchnęła wieść, że badacze sfilmowali ryby ślimakowate Pseudoliparis pływające na głębokości aż 8336 metrów (w głębinach Rowu Izu-Ogasawara, na południe od Japonii). Póki co mamy do czynienia z nowym rekordem, jeśli chodzi o zwierzęta bytujące na głębokości ponad 8 km. 

Gorąco polecam uważną lekturę "Otchłani". W książce jest kilka akapitów poświęconych podmorskim wulkanom i erupcji lawowej podwodnego wulkanu w pobliżu wyspy Majotta. Ta erupcja na głębokości 3300 metrów (lata 2018-19) to największy do tej pory udokumentowany podmorski wypływ lawy (ok. 5 km sześciennych) na Ziemi.

Od przynajmniej 3 kwietnia trwa aktywność erupcyjna wulkanu Ambae (Vanuatu, inna nazwa wulkanu: Lombenben). W nocy wulkan żarzy się.  

Trwają emisje popiołu z krateru Arenas wulkanu Nevado del Ruiz w Kolumbii. Poziom alarmu wciąż pomarańczowy.

środa, 29 marca 2023

Amy Webb, Andrew Hessel "Projekt Genesis" (2022) - recenzja

                                                         
Uwielbiam dobre książki popularnonaukowo-futurystyczne, zatem z przyjemnością przeczytałem "Projekt Genesis" autorstwa Amy Webb i Andrew Hessela, książkę będącą opowieścią o biologii syntetycznej (inżynierii genetycznej), jej korzystnych zastosowaniach w przyszłości oraz ryzykach czy niebezpieczeństwach z nią związanych. Nie da się ukryć, że postępy w genetyce są ogromne: rekombinacja DNA, wydajne i szybkie sekwencjonowanie DNA (kwas deoksyrybonukleinowy), skuteczna i wspaniała technologia do edycji genomów CRISPR, coraz bardziej efektywne metody laboratoryjnej syntezy kodu życia DNA oraz rosnący wykładniczo postęp w zakresie AI (sztuczna inteligencja), czego dowodem są obecnie szybko uczące się czatboty Open AI GPT 3.5 i 4 oraz coraz bardziej realistyczne obrazy Midjourney. "Projekt Genesis" opowiada chociażby o różnorodnych korzyściach biologii syntetycznej dotyczących zdrowia publicznego (przedłużanie ludzkiego życia, opracowanie leków i szczepionek, walka z głodem na świecie, zwalczanie chorób takich jak np. malaria czy Covid poprzez inżynierię genetyczną komarów czy szczepionki mRNA) czy zachodzących na Ziemi niekorzystnych zmian (globalne ocieplenie, utrata bioróżnorodności, zanieczyszczenie oceanów plastikiem - odpowiedziami na te problemy mogły być np. geoinżynieria, mięso laboratoryjne, wskrzeszanie wymarłych gatunków np. mamuta włochatego czy gołębia wędrownego, genetycznie zmodyfikowane mikroorganizmy pożerające plastik). 

"Projekt Genesis" to fascynująca książka, gdyż jest wnikliwie interdyscyplinarna. Znajdziemy w niej informacje dotyczące biologii syntetycznej, inżynierii genetycznej, biotechnologii, bioinformatyki, ekonomii, etyki, sztucznej inteligencji (doskonały fragment dotyczący historii rozwoju AI), cyberbiozagrożeń, zarządzania kryzysowego, prawa, geopolityki czy biznesu. Przykładowo biologia syntetyczna to najprościej ujmując programowanie biologicznej maszynerii życia - oczywiście w celach pozytywnych, dla dobrostanu ludzkości (teoretycznie może dojść do groźnej sytuacji, w której narzędziami biologii syntetycznej posłużą się w przyszłości ludzie niegodziwi np. autokraci, bioterroryści, itd. chcący stworzyć broń biologiczną - morderczy patogen). 

Tak czy owak, uważna lektura "Projekt Genesis" skłoniła mnie do bardziej konstruktywnego myślenia o przyszłości. Intrygujący jest chociażby fragment o hipotetycznym hybrydowym ataku cyberbiologicznym na laboratorium skutkującym stworzeniem zabójczego patogenu przez nieświadomych tego bioinżynierów. Czy w Polsce w ogóle jesteśmy na taką ewentualność przygotowani? Jakie protokoły bezpieczeństwa wtedy obowiązują? Być może prawdopodobieństwo jego wystąpienia jest obecnie skrajnie niskie (może nie aż tak niskie jak skutkująca całkowitą bądź częściową zagładą ludzkości supererupcja kaldery), ale nigdy nie mów nigdy. Wychodzę z założenia, że nawet najbardziej nieprawdopodobne scenariusze kryzysowe mogą się kiedyś ziścić, gdyż świat bywa nieprzewidywalny, chaotyczny. Jesteśmy chociażby w stanie poddawać patogeny inżynierii genetycznej, by czynić je jeszcze bardziej zakaźnymi (wirusolog Ron Fouchier i jego kontrowersyjne prace nad wirusem ptasiej grypy H5N1 z 2012 roku). Jest to budząca uzasadnione obawy technologia 'gain of function' mająca na celu taką inżynierię niebezpiecznych wirusów czy grzybów, by uczynić je jeszcze bardziej patogennymi i śmiercionośnymi. 

Konkludując, fascynująca książka, którą przeczytałem z zapartym tchem i gorąco polecam tym czytelnikom, których interesują nauki biologiczne, przyrodnicze, techniczne i ekonomiczne. 

Swoją drogą w książce możemy znaleźć także opis rywalizacji między demokratycznymi Stanami Zjednoczonymi a autokratycznymi Chinami w zakresie biologii syntetycznej i sztucznej inteligencji. Chiny na pewno aspirują do bycia światowym hegemonem, jeśli chodzi o AI i biotechnologię. Mam wrażenie, że wyścig pomiędzy tymi dwiema potęgami high tech dopiero zacznie się rozkręcać.

Książka do kupienia m.in. tutaj:

https://www.empik.com/projekt-genesis-czy-biologia-syntetyczna-nas-wyleczy-andrew-hessel-amy-webb,p1360917111,ksiazka-p?mpShopId=0&cq_src=google_ads&cq_cmp=15083288390&cq_term=&cq_plac=&cq_net=u&cq_plt=gp&gclid=Cj0KCQjww4-hBhCtARIsAC9gR3bWqSEZpgP4QOLyo5cWFySWlnVi48ak26ygji6shEyS9R3OqI9DMXoaAo2oEALw_wcB&gclsrc=aw.ds 

Kilka wieści o wulkanach:

W ciągu dwóch ostatnich dni zintensyfikowała się aktywność erupcyjna indonezyjskiego wulkanu Anak Krakatau (189 m. wysokości). Eksplozje wulkaniańskie wulkanu niekiedy emitują obłoki popiołu sięgające wysokości 2.5-2.7 km. 

Rośnie kopuła lawowa kamczackiego wulkanu Szywiełucz emitująca obłoki gazu i pary sięgające wysokości 3.7-4.6 km. Niekiedy schodzą z niej spływy piroklastyczne. 

Z południowo-zachodniego i południowego zbocza jawajskiego wulkanu Merapi czasem schodzą spływy piroklastyczne generowane przez aktywność niestabilnej kopuły lawowej.

Trwa umiarkowana aktywność eksplozywna japońskiego wulkanu Suwanosejima

29 marca kamczacki wulkan Bezymianny (Bezimienny) wyemitował słup popiołu o wysokości 6 km. 30 marca w Rosji obchodzony jest Dzień Wulkanologa. Dokładnie 30 marca 1956 roku Bezimienny przebudził się potężną erupcją ukierunkowaną a la Mount Saint Helens 18 maja 1980 roku.

Od początku roku czekam na jakąś niespodziewaną dużą erupcję wulkaniczną (lawową, eksplozywną). Na razie względny spokój.

wtorek, 7 marca 2023

Kevin Peter Hand "Pozaziemskie oceany" (2020) - recenzja

                                                 

Od dłuższego czasu coraz intensywniej interesuję się astrobiologią w kontekście poszukiwań pozaziemskiego życia w Układzie Słonecznym, a co za tym idzie we Wszechświecie (egzoplanety i ich egzoksiężyce). Póki co nie odnaleźliśmy śladów biologicznego życia w Układzie Słonecznym, jednakże wiemy o istnieniu kilku ciał niebieskich, na których (prawdopodobnie) istnieją podpowierzchniowe oceany. Są to odkryte w 1610 roku przez Galileusza trzy księżyce gazowego olbrzyma Jowisza (Europa, Ganimedes i Kallisto), dwa księżyce Saturna (Tytan i Enceladus), księżyc Neptuna Tryton oraz planeta karłowata Pluton. Czy jest zatem szansa, że na którymś z tych ciał niebieskich (w oceanicznych głębinach) kryje się bytujące w wodzie ciekłej życie w postaci mikroorganizmów i bardziej złożonych organizmów? Czy na dnie tych oceanów znajdują się kominy hydrotermalne?

Ogromnie podoba mi się jak mocno astrobiologia zazębia się momentami z wulkanologią. Astrobiolodzy szukali ekstremofilnych (termofilnych) mikroorganizmów np. w kalderach Yellowstone i Campi Flegrei, w kraterze Dallol (Etiopia, w tamtejszych toksycznych jeziorach), w jeziorze kraterowym Crater Lake na Wyspie Zwodniczej czy na wyspie wulkanicznej Vulcano (krótka wzmianka o tym w "Sekretach wysp wulkanicznych"). Niektórzy astrobiolodzy badali pacyficzne i atlantyckie kominy hydrotermalne odkrywając tam istne bogactwo unikalnej flory i fauny. Takie badania są niezwykle ważne i cenne, gdyż pozwalają przybliżyć nas choć nieznacznie do odpowiedzi na ważkie pytanie: czy jesteśmy w kosmosie sami?

Wpadła mi w ręce ostatnio iście fascynująca książka astrobiologa Kevina Petera Handa "Pozaziemskie oceany" (wydawnictwo Copernicus Center Press), kierownika projektu lądowania statku kosmicznego na powierzchni księżyca Europa oraz uczestnika wypraw badawczych w oceaniczne głębiny (wespół z reżyserem Jamesem Cameronem), na lodowce wulkanu Kilimandżaro oraz w głąb suchych dolin McMurdo (Antarktyda). Pochłonąłem ją dość szybko z ogromną ciekawością, gdyż jest przystępnie napisana i obfitująca w ciekawe informacje z geochemii, planetologii, astrobiologii i geologii. Zachwycają mnie szczególnie książki interdyscyplinarne, w których informacje zahaczają o liczne dyscypliny naukowe. Także miłośnicy wulkanizmu i kriowulkanizmu znajdują tutaj coś dla siebie: opisany zostaje pokrótce najaktywniejszy wulkanicznie księżyc Układu Słonecznego, czyli Io (gigantyczne erupcje na Io są po prostu czymś niesamowitym), erupcje kriowulkaniczne na Europie i Enceladusie (gdyby Wezuwiusz był kriowulkanem to mieszkańcy Pompejów w 79 roku zamarzliby), wreszcie głębokowodne oazy, czyli aktywne kominy hydrotermalne. Jedyne czego mi brakowało w "Pozaziemskich oceanach" to przykładów ziemskich ekstremofilnych mikrobów i ich głębszego omówienia, zatem na koniec tej recenzji pewna ciekawostka z fanpejdża WŚ.

Podobnie jak autor książki żywię nadzieję, że wkrótce doczekamy się misji kosmicznych NASA i ESA na Europę, Io, Kallisto i Ganimedesa (księżyce Jowisza), Tytana i Enceladusa (księżyce Saturna) czy na księżyce Urana i Neptuna. Swoją drogą Tytan jest jednym z moich ulubionych księżyców: płynne rzeki, jeziora i morza etanu i metanu oraz podpowierzchniowy ocean. Surrealistyczna cudowność. 

Wspomniana ciekawostka:

Szczep 121 (Strain 121, Geogemma barossii), jednokomórkowy mikrob (archeon) zdolny do przetrwania i reprodukcji w temperaturze 121 stopni C, czyli ekstremalny termofil. Nawet w temperaturze 130 stopni Celsjusza był zdolny do życia, ale nie do dalszego rozwoju. Odnaleziony w 2003 r. w pacyficznym kominie hydrotermalnym na głębokości 2300 metrów.

Innym rekordzistą jest Methanopyrus kandleri (archeon, tzw. Szczep 116) zdolny do przetrwania i rozmnażania się w temperaturze 122 stopni C.

Przed odkryciem Szczepu 121 badacze zakładali, że żaden mikroorganizm nie przeżyje w temperaturze 121 stopni C, czyli temperaturze tzw. autoklawowania (sterylizacji) w laboratorium.

Na zdjęciach NASA i NSF gejzery na powierzchni Enceladusa (jego biegun południowy, misja Cassini), powierzchnia Tytana (schodzenie próbnika Huygens z misji Cassini) oraz Strain 121 pod mikroskopem elektronowym. 

Książka do nabycia w linku poniżej:

https://ccpress.pl/pozaziemskie-oceany

poniedziałek, 23 stycznia 2023

Robin George Andrews "Super Volcanoes" - recenzja

                                                   
Zawsze ubolewałem, że na polskim rynku wydawniczym jest tak mało książek popularnonaukowych stricte poświęconych wulkanom i ich aktywności. Zdarzają się książeczki dla dzieci czy rozdziały o wulkanach w książkach geologicznych, jednakże brakuje nawet przetłumaczonych książek wulkanicznych. Cóż, nie mamy w Polsce aktywnych wulkanów, stąd zapotrzebowanie na książki wulkanologiczne jest u nas niskie. Półki w księgarniach uginają się od książek astrofizycznych, matematycznych, biologicznych, psychologicznych czy medycznych, a wulkany nadal pozostają w cieniu (próbowałem oddać głos wyspiarskim wulkanom w "Sekretach wysp wulkanicznych", z jakim skutkiem niech oceni to potencjalny Czytelnik). Sam aby poczytać co nieco o wulkanach muszę sięgać po książki anglojęzyczne napisane przez wulkanologów z USA, Australii czy Wielkiej Brytanii. "Super Volcanoes" wulkanologa i dziennikarza z Londynu Robina Andrewsa otrzymałem od siostry w prezencie. Książka mnie na swój sposób zauroczyła. 

Tytuł "Superwulkany" jest nieco mylący, bo nie jest to książka wyłącznie o ogromnych płaskich kalderach zdolnych do supererupcji a la Taupo czy Yellowstone. Ta książka to wciągająca podróż zarówno po ziemskich, jak i pozaziemskich wulkanach (Księżyc, Mars, Wenus, Io, kriowulkany na Enceladusie czy Ceres, itd.) Andrews definitywnie chce zafascynować czytelnika zjawiskiem wulkanizmu i robi to z ogromnym entuzjazmem. Cztery pierwsze rozdziały dotyczą wulkanów na Ziemi. Dokładnie zostaje omówiona niszczycielska erupcja szczelinowa Leilani Estates wulkanu Kilauea w 2018 roku. Cały rozdział zostaje poświęcony kalderze Yellowstone i innym superwulkanom. Kolejny dotyczy najdziwniejszego wulkanu na Ziemi, czyli Ol Doinyo Lengai w Tanzanii (wulkan ten emituje chłodną lawę karbonatytową), wspomniane zostają także wulkany w Etiopii (jezioro lawy wulkanu Erta Ale, martwy, tudzież całkowicie sterylny (brak oznak jakiegokolwiek życia biologicznego) krater Dallol w Kotlinie Danakilskiej. Zafascynował mnie kolejny rozdział o podmorskich wulkanach takich jak West Mata, Kavachi, Havre, Kolumbo oraz o podmorskich kominach hydrotermalnych będących ostoją ekstremofilnego życia. Kolejne rozdziały dotyczą wspomnianego już wulkanizmu w Układzie Słonecznym (planetarny i księżycowy wulkanizm to coś pięknego, pobudzającego wyobraźnię). Także w pewnym sensie "Super Volcanoes" to książka interdyscyplinarna. 

Dużo informacji poświęca Andrews naukowcom (już zmarłym i jeszcze żyjącym). Tutaj warto wymienić choćby Thomasa Jaggara, założyciela Hawaiian Volcano Observatory czy Marie Tharp, która zidentyfikowała Grzbiet Śródatlantycki. Książka jest też bogata w wywiady z wulkanologami np. z Mike Polandem z Yellowstone Volcano Observatory (YVO), Kate Laxton próbującą zdobyć próbki karbonatytowej lawy z krateru Ol Doinyo Lengai czy z Lindą Morabito, która w latach 80-tych odkrywała wulkanizm na księżycu Jowisza, Io. Intrygujący jest styl pisania Robina Andrewsa: zwięzły, precyzyjny, ale też często zabawny, poetycki. Są tutaj humorystyczne aluzje do "Gwiezdnych wojen" czy H.P. Lovecrafta.

Świetna i ogromnie przystępna książka nie tylko o superwulkanach, ale o tym, że wulkany są super! Na zdjęciu Renana Ozturka wspomniany w książce wulkan Mount Michael (Sandwich Południowy).

Przy okazji dzisiaj mamy 50-lecie erupcji szczelinowej Heimaey na Islandii, która rozpoczęła się 23 stycznia 1973 roku. Ależ ten czas płynie! Nigdy nie zapomnę filmów i zdjęć z tego zagrażającego portowemu miasteczku wycieku lawy, które nakręcili/zrobili Maurice i Katia Krafft.

sobota, 17 grudnia 2022

Wulkan: Ewakuacja z Whakaari (2022) - recenzja

                                                   

Wczoraj miała miejsce premiera na Netflixie filmu dokumentalnego "Wulkan: Ewakuacja z Whakaari" (2022) traktującego o tragicznej erupcji nowozelandzkiego wulkanu White Island 9 grudnia 2019 roku, w wyniku której zginęło 20 turystów i 2 przewodników. W chwili erupcji na wyspie wulkanicznej przebywało 47 osób, w tym 38 pasażerów wycieczkowca "Ovation of the Seas". Do historii przejdzie akcja ratunkowa ocalałych: najpierw za pośrednictwem łodzi turystycznej, a potem śmigłowców.

Poruszający dokument krok po kroku omawia tragiczną erupcję freatyczną wulkanu Whakaari (jego maoryska nazwa) oraz akcję ratunkową na pokrytej pyłem wyspie. Pojawiają się w nim m.in. nagrania wybuchu wulkanu nakręcone przez turystów przebywających akurat w jego kraterze. Wypowiadają się osoby, które przeżyły bądź miały związek z wycieczkami turystycznymi na wulkan m.in. świeżo upieczona para małżonków, młody chłopak, który wskutek erupcji stracił siostrę (jej ciała nigdy nie znaleziono) i rodziców, brat przewodnika, który zginął na Whakaari czy bohaterski pilot turystycznego śmigłowca. W obliczu tej tragedii ujawniła się wśród świadków wybuchu nowozelandzkiego wulkanu empatyczna i bezinteresowna chęć niesienia pomocy straszliwie poparzonym poszkodowanym. Wielka odwaga i determinacja. Ciekawie brzmią także opowieści survivalowe szczęśliwców, którzy ocaleli. 

Wulkan White Island po dziś dzień jest niedostępny dla turystów, a jeszcze przed wybuchem 9 grudnia 2019 roku był jedną z największych atrakcji turystycznych Nowej Zelandii. Rodzi się zatem pytanie: czy wycieczki zorganizowane na aktywne wulkany powinny być zakazywane, tudzież ograniczane ze względów bezpieczeństwa? Moim zdanie nie. Warto jednak informować potencjalnych chętnych o licznych zagrożeniach związanych z czynnymi wulkanami, aby ludzie mogli podjąć sami decyzję czy chcą się na dany wulkan wybrać czy nie. Tak tragiczna erupcja jak Whakaari z 2019 roku może się jeszcze kiedyś powtórzyć, bo tzw. erupcje freatyczne potrafią być nagłe i zaskakujące nawet dla wulkanologów. Z drugiej strony czynne wulkany oferują niezwykłe, niekiedy wręcz surrealistyczne krajobrazy i dreszczyk emocji. I z tego względu warto je oglądać z bliska, gdyż są po prostu niepowtarzalne.

O White Island napisałem w "Sekretach wysp wulkanicznych". Oczywiście nieśmiało zachęcam do kupna książki jako prezentu na nadchodzące święta. I nie tylko.

Dlaczego warto tą akurat książkę kupić? Bo to pozycja pasjonacka i ślicznie wydana, jej nakład jest niewielki, a także to jedna z pierwszych książek o wulkanach na polskim rynku wydawniczym. Na pewno pierwsza o wyspach wulkanicznych.

https://www.empik.com/wulkany-sekrety-wysp-wulkanicznych-bartlomiej-krawczyk,p1343451210,ksiazka-p?cq_src=google_ads&cq_cmp=12762045481&cq_term=&cq_plac=&cq_net=g&cq_plt=gp&gclid=CjwKCAiA7vWcBhBUEiwAXieItrvWVSdilcMtALyEKAvx0wGcc-misDLC113D2jZM7dMibncroq4L0RoCJNEQAvD_BwE&gclsrc=aw.ds

https://bonito.pl/produkt/wulkany-sekrety-wysp-wulkanicznych 

EDIT 20 grudnia: Wulkanolodzy z AVO oznajmili, że zakończyła się aktywność efuzywna (lawowa) wulkanu Pavlof na Alasce.  

Rankiem 20 grudnia meksykański wulkan Popocatepetl wyemitował obłok popiołu o oszacowanej wysokości 6.5 km. Silniejsza niż zazwyczaj eksplozja wulkaniańska. 

Trwa aktywność erupcyjna następujących wulkanów w Ekwadorze: Cotopaxi (emisje pary i gazu), Sangay (wylew lawy na południowo-wschodnim zboczu) oraz Reventador.

Wrzucam zdjęcie z drona rzadko fotografowanego wulkanu Matthew Island (Vanuatu) autorstwa Bastiana Preussa i dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się na zakup książki. Starałem się trochę wypełnić lukę na polskim rynku wydawniczym, gdyż książek poświęconych wulkanom na nim po prostu brak.

Ciekawe czy końcówka roku 2022 przyniesie jeszcze jakieś erupcje-niespodzianki. 

sobota, 12 listopada 2022

The Fire Within: A Requiem for Maurice and Katia Krafft (2022) - recenzja

Kolejny tegoroczny dokument o brawurowej francuskiej parze wulkanologów Mauricie i Katii Krafft, tym razem wyreżyserowany przez Wernera Herzoga, który uwielbia wulkany i ich erupcje ("La Soufriere" z 1976 roku, "Into the Inferno" z 2016 roku). Tym razem zrealizowany w formie swoistego requiem dla najbardziej nieustraszonej pary wulkanologów, którzy zginęli w trakcie tragicznej erupcji piroklastycznej wulkanu Unzen (Kiusiu, Japonia) 3 czerwca 1991 roku. Herzoga jako filmowca nie interesuje miłość łącząca Krafftów, Niemiec skupia się natomiast na ich dokonaniach filmowych i fotograficznych. 

Podobnie jak w "Wulkanie miłości" (2022) Sary Dosy w "The Fire Within" nie brakuje nieziemskich i ogromnie spektakularnych materiałów filmowych Krafftów z rozmaitych erupcji wulkanicznych (niektóre widziałem po raz pierwszy). Potencjalny widz nieco zaznajomiony z historycznymi erupcjami wulkanicznymi znajdzie tutaj filmy archiwalne z erupcji wulkanów Unzen w 1991 roku, Mount Saint Helens w 1980 roku (tragiczne skutki erupcji z 18 maja, Krafftowie nie widzieli tego wybuchu na żywo), Nevado del Ruiz w 1985 roku (tragiczne skutki erupcji z 13 listopada, pokryte laharem miasteczko Armero w Kolumbii), Una Una w 1983 roku (zniszczenia na indonezyjskiej wyspie po erupcji wulkanu, niesamowity footage), Galunggung w 1982 roku, El Chichon w 1982 roku (zniszczenia okolic wulkanu wskutek spływów piroklastycznych), Augustine (Alaska) w 1986 roku, Heimaey w 1973 roku (fontanny lawy i zagłada portowego miasteczka na islandzkiej wyspie w archipelagu Vestmannaeyjar, footage przełomowy w karierze Francuzów) czy spektakularne potoki lawy na Big Hawaii. 

"The Fire Within" to dokument elegijny, żałobny, egzystencjalny, poetycki, w którym Krafftowie ukazani zostają jako filmowcy balansujący na krawędzi życia i śmierci, wulkanolodzy, etnografowie, artyści. Nie raz zastanawiałem się ile by Krafftowie jeszcze osiągnęli, gdyby nie zabił ich spływ piroklastyczny z Unzen 3 czerwca 1991 roku. Nie doczekali potężnej erupcji wulkanu Pinatubo (Filipiny) w czerwcu 1991 r. Szkoda, bo na pewno by ich ona zachwyciła.

W ostatnich dniach:

 - wzrost poziomu alarmu dla wulkanu Villarrica w Chile (aktywne jezioro lawy)

 - niewielki wylew lawy schodzi z wulkanu Tinakula (Wyspy Salomona)

 - niewielkie emisje popiołu z wulkanu Anak Krakatau (Indonezja)

 - 5 listopada spływy piroklastyczne z aktywnej kopuły lawowej wulkanu Szywiełucz (Kamczatka)

czwartek, 4 sierpnia 2022

Wulkan miłości (2022) - recenzja

Nigdy nie zapomnę materiałów wulkanologicznych nakręconych przez parę francuskich wulkanologów Maurice'a i Katie Krafft, które oglądałem w trakcie dzieciństwa. To właśnie owe wspaniałe i ogromnie sugestywne filmy brawurowego duetu Francuzów, przedstawiające wulkany oraz ich erupcje uczyniły ze mnie wielbiciela wulkanów. To głównie Krafftom zawdzięczam zaciekawienie mnie w dzieciństwie wybuchającymi górami. Z ogromnym entuzjazmem obejrzałem zatem "Fire of Love" - poruszający film dokumentalny stanowiący kronikę ich niebanalnego i przedwcześnie przerwanego życia. 

Maurice i Katia Krafft zgineli w tragiczny sposób. 3 czerwca 1991 roku zabił ich spływ piroklastyczny z japońskiego wulkanu Unzen. Pozostawili jednak po sobie niezwykle bogate naukowe dziedzictwo: setki godzin nakręconego materiału filmowego, tysiące zdjęć, mnóstwo unikatowych okazów geologicznych. Poznali się w 1966 roku, w 1970 roku wzięli ślub i spędzili miesiąc miodowy na wyspie wulkanicznej Santorini. Od tego czasu stali się nierozłączni. Połączyła ich nie tylko miłość wzajemna, ale chyba przede wszystkim miłość do wulkanów. Oboje byli rozczarowani ludzkością, zatem uciekali w fascynujący i tajemniczy świat przyrody. Chcieli zrozumieć jakie siły kształtują i przekształcają świat, w którym przyszło im żyć. W końcu zrozumienie to inne imię miłości.

Pierwsze wyprawy wulkaniczne podejmowali na Etnę, Vulcano i Stromboli oraz na Islandię. Potem tych wypraw, materiałów filmowych i zdjęć zaczęło przybywać. Katia i Maurice nie umieli żyć bez wulkanów i ich erupcji, była to dogłębna fascynacja nieokiełznanym żywiołem, która zahaczała wręcz o obsesję. Oboje byli zarazem mistrzami cierpliwej naukowej obserwacji, wulkanologami, dla których ciekawość była silniejsza niż strach. Eksploracja wulkanów w ich wykonaniu była czymś niezwykłym, niepowtarzalnym: flirt, taniec ze śmiercią odzwierciedlający miłość do nieznanego, do zjawisk kreacji i destrukcji, które jakże często przerastają możliwości ludzkiego umysłu. Kontemplacja rozmaitych erupcji wulkanicznych i nieustanna obserwacja. Najczystszy, najpiękniejszy zachwyt. Motto Maurice'a było proste: "Wolę życie krótkie i intensywne, niż długie i monotonne", a jego ostatecznie niezrealizowane marzenie nieco ekscentryczne: spływ kajakiem aż do morza potokiem lawy na Big Hawaii.

W "Fire of Love" nie brakuje unikatowych materiałów filmowych autorstwa Krafftów: przepłynięcie gumowym pontonem kwasowego jeziora kraterowego wulkanu Ijen (Jawa, Indonezja) w 1971 roku, obserwacja erupcji wulkanów Eldfell i Krafla (Islandia), Una Una, Galunggung i Anak Krakatau (Indonezja), Nyiragongo (DRK) czy Augustine (Alaska), wizyty na miejscu silnych erupcji wulkanów Mount Saint Helens (1980 r.) czy Nevado del Ruiz (1985), czyli w apokaliptycznych strefach nagłych wulkanicznych kataklizmów. Finalny materiał z erupcji Unzen w Japonii jest poruszający, gdyż czas życia Krafftów nagle, niespodziewanie dobiegł końca. Zegar zatrzymał się na zawsze na godzinie 16.18.

To piękny, refleksyjny i nieco melancholijny, choć nie pozbawiony akcentów humorystycznych film o urokach i niebezpieczeństwach eksploracji wulkanicznej i o naukowej pasji dwójki wędrownych wulkanologów. Pasji tak silnej, trwałej i nieustannej, że połączyła ze sobą na zawsze dwie jednostki. To także film o odmierzaniu czasu: życie ludzkie jest niebywale krótkie i ulotne w porównaniu do geologicznego życia ziemskich wulkanów. 

Premiera "Wulkanu miłości" w polskich kinach studyjnych 19 sierpnia 2022 roku. Zapraszam na seanse i oczywiście gorąco polecam.

Zwiastun: 

https://www.youtube.com/watch?v=EoMm7NJnBKM

Wywiad z Sarą Dosą, reżyserką filmu:

https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,28798773,erupcja-wulkanu-to-piekno-i-groza-kazda-ich-kolejna-wyprawa.html 

piątek, 1 lipca 2022

Egill Bjarnason "Wielka historia małej wyspy"

                                                  
Co prawda ani widu, ani słychu nowej erupcji szczelinowej na islandzkim półwyspie Reykjanes, jednak wpadła mi ostatnio w ręce interesująca książka o historii Islandii napisana przez islandzkiego dziennikarza Egilla Bjarnasona. Książka wciągająca, napisana z werwą i humorem, z naciskiem na anegdoty, w której mowa jest m.in. o odkryciu Grenlandii oraz wybrzeży Kanady i USA przez wikingów, o Tolkienie i islandzkiej niani jego dzieci czy o kulisach narodzin islandzkiego ruchu feministycznego. To w zasadzie przekrój przez ponad 1000 lat historii arktycznej Krainy Lodu i Ognia.

A czego można dowiedzieć się o islandzkich wulkanach? Najwięcej uwagi Bjarnason poświęca katastrofalnej erupcji szczelinowej wulkanu Laki w 1783 roku i jej konsekwencjom klimatycznym i gospodarczym nie tylko dla Islandii, ale w skali globalnej. Autor wspomina też swój ulubiony islandzki wulkan, czyli Hekla, która w średniowieczu uchodziła za wrota Piekieł. Są też wzmianki o erupcjach Eyjafjallajokull w 2010 roku, Katla w 1918 roku i Bardarbunga w 2014-15, a także o amerykańskich astronautach ćwiczących przed lądowaniem na Księżycu w okolicy kaldery Askja (rok 1968). Jest także mowa o islandzkich gejzerach (Geysir i Strokkur), jaskiniach lawowych, pseudokraterach Myvatn czy formacjach lawowych Dimmuborgir (Czarny Bastion). Szkoda, że nie ma żadnego nawiązania do erupcji Geldingadalsgos w 2021 roku, ale nie można mieć wszystkiego. 

Książkę gorąco polecam, bo czyta się ją wybornie. Na pewno jej lektura zachęci niejednego czytelnika do odwiedzenia Islandii po raz pierwszy bądź po raz wtóry. W Islandii można się zakochać, czego jestem najlepszym dowodem. 

W ostatnich dniach uaktywnił się stratowulkan Sakurajima na wyspie Kiusiu emitując sporadycznie popiół z krateru Otake.

Wulkaniańskie eksplozje mają też czasem miejsce z wulkanu Anak Krakatau.

piątek, 22 maja 2020

Grzegorz Gawlik "Projekt 100 Wulkanów" - recenzja

Grzegorz Gawlik to podróżnik i odkrywca wyjątkowy. Już od 2006 roku odważnie i bezkompromisowo realizuje własny projekt autorski 100 Wulkanów. Jego wulkaniczne wyprawy zawsze śledziłem z zapartym tchem, a liczne osiągnięcia wywarły na mnie ogromne wrażenie. Podoba mi się podejście Grzegorza do wypraw na wulkany: wybuchające góry stanowią dla niego nie tylko wyzwanie logistyczne i wspinaczkowe, ale też stają się obiektami badawczymi, eksploracyjnymi. Tutaj nie chodzi tylko i wyłącznie o udane wejście na dany wulkan i zrobienie jak największej liczby zdjęć na pamiątkę, co w przypadku wielu rozsianych na Ziemi wulkanów już można potraktować jako fajne osiągnięcie. Chodzi również o liczne pomiary badawcze: temperatury solfatar i fumarol, odkrycie i zmierzenie nowych struktur wulkanicznych, pomiar aktualnej wysokości wierzchołka wulkanu czy dotarcie do takich miejsc na wulkanie bądź w jego obrębie/otoczeniu, do których jeszcze nikt nigdy przedtem nie dotarł. Przykładowo do niezwykłych czynów Grzegorza należą m.in. ryzykowna wspinaczka na zamknięty aktywny wulkan Popocatepetl w Meksyku, odkrycie i zbadanie wszystkich jezior wysokogórskich oraz obszaru solfatar andyjskiego wulkanu Ojos Del Salado czy dogłębne poznanie i analizowanie zmian topograficznych wulkanu Etna na Sycylii, gdyż (jak wiadomo) ciągłe erupcje wulkaniczne zmieniają obszar centralny wulkanu.

Przez lata Grzegorz zebrał tak pokaźny materiał badawczy i fotograficzny że ta książka musiała w końcu powstać. "Projekt 100 Wulkanów" to w zasadzie dzieło pionierskie, jeśli chodzi o literaturę podróżniczo-przewodnikową. Na polskim rynku wydawniczym zdecydowanie brakowało takiego przewodnika poświęconego stricte wulkanom. Wspaniałe i zróżnicowane wulkany mogą stanowić górskie wyzwanie, ale rzadko który wspinacz traktuje je poważnie, chyba że te wysokie a la Elbrus, Kazbek, Ojos Del Salado, Kilimandżaro czy Damavand. Z aktywnymi i drzemiącymi wulkanami wiąże się też sporo zagrożeń zdrowia i życia nieobecnych w przypadku wspinaczki na zwykłe szczyty jak np. ciągła groźba erupcji, gorące fumarole, toksyczne gazy, etc. Wspinaczkę na wulkany z całą pewnością można określić jako sport ekstremalny, ale z przewodnika Grzegorza można dowiedzieć się nie tylko o trudach wspinaczkowych czy zagrożeniach związanych z eksploracją wulkanów. Z tej książki bije wręcz entuzjastyczna ciekawość poznawcza, która powinna charakteryzować naukowców z krwi i kości. W końcu (i tutaj absolutnie zgadzam się z Grzegorzem) nawet na turystycznych wulkanach można zrobić coś nowego, pionierskiego, unikalnego. Nie na darmo istnieje w końcu interdyscyplinarna gałąź nauki poświęcona wulkanom i ich aktywności, czyli wulkanologia.

W "Projekcie 100 Wulkanów" Grzegorz opisuje różnorodną wspinaczkę na 15 starannie wybranych wulkanów m.in. na Ojos Del Salado, Llullaillaco, Kilimandżaro, Elbrus, Demawend, Ararat, Kazbek, Popocatepetl, Iztaccihuatl, Orizaba, Acatenango, Fuego, Rinjani, Etna, itd. Pojawia się również bardzo dokładny i interesujący opis kaldery (superwulkanu) Yellowstone. Wszystkie starannie wyselekcjonowane wulkany zostają dogłębnie opisane pod kątem wspinaczkowym, badawczym, ale też logistycznym czy bezpieczeństwa. Nie każdy z Czytelników tej książki (mnie nie wyłączając) posiada odpowiednią kondycję fizyczną czy determinację, by wspiąć się np. na aktywny Popocatepetl, drzemiący Hvannadalshnukur czy choćby na Elbrus, jednak takie wulkany jak sycylijska Etna, Rinjani, Acatenango czy Ijen są w zasięgu każdego (wyłączając jednak kratery centralne Etny, na które można dostać się jedynie z przewodnikiem albo samowolnie). Grzegorz w trakcie realizacji projektu 100 Wulkanów niejednokrotnie ryzykował życiem: wpadał do szczelin w lodowcach Elbrusa czy Kazbeka, omal nie zabiła go erupcja wulkanu Fuego, zbliżał się do lawy z sycylijskiej Etny i obszedł wszystkie jej aktywne kratery, dotarł także do krateru czynnego wulkanu Popocatepel (jako drugi Polak w historii) czy zszedł do krateru indonezyjskiego wulkanu Anak Krakatau, gdy wulkan jeszcze przypominał symetryczny stożek. Takie osiągnięcia robią wrażenie i pomagają w realizacji projektu 100 Wulkanów.

Oprócz starannego omówienia 15 wybranych wulkanów w przewodniku wspinaczkowo-wulkanicznym Grzegorza Gawlika odnajdziemy informacje dotyczące wulkanów w stanie aktywności erupcyjnej - stale bądź często produkujących wylewy lawy, a także krótkie zestawienie najgroźniejszych i najbardziej zabójczych wulkanów. Bardzo ciekawa i interesująca jest część dotycząca wygasłego już wulkanizmu w Polsce. Niektóre z miejsc w niej omówionych znane są zapewne jedynie geologom, mineralogom i geofizykom. Warto również skorzystać z porad Grzegorza dotyczących sprzętu i ekwipunku niezbędnego do eksploracji czynnych/drzemiących wulkanów. Wulkany potrafią być niebezpieczne i niszczycielskie, jednak krajobrazy wulkaniczne zapierają dech w piersiach, są jedyne w swoim rodzaju. Końcowy słownik terminów wulkanicznych też został opracowany bardzo wnikliwie.

Rodzima literatura podróżniczo-przewodnikowa wzbogaciła się zatem o fascynujący, ładnie wydany i bogato ilustrowany przewodnik wulkaniczny. Warto go nabyć i przeczytać, jeśli z różnych względów fascynują Was wulkany.

Link: https://bezdroza.pl/ksiazki/projekt-100-wulkanow-przewodnik-trekkingowy-top-15-grzegorz-gawlik,benajw.htm#format/d

Co istotne, książkę można kupić bezpośrednio od autora z dedykacją i zniżką – kontakt@grzegorzgawlik.pl , tel. +48696071795. :-)

piątek, 17 marca 2017

Michael J. Benton "Gdy życie prawie wymarło" - recenzja

Wyobraźcie sobie erupcję wulkaniczną, która trwa (z przerwami) mniej niż milion lat i doprowadza do największego w historii Ziemi wymierania morskich i lądowych organizmów. Taka erupcja miała miejsce 252 miliony lat temu (pod koniec permu) i doprowadziła do przerażającego kataklizmu, który przetrwał żyjący wówczas na naszej planecie zaledwie co dziesiąty gatunek. O wiele bardziej znany kosmiczny kataklizm (ogromny meteoryt), który 66 milionów lat temu zgładził dinozaury nie miał aż tak apokaliptycznych skutków - przetrwało wtedy około 50% gatunków. Wymierania permskiego nie da się porównać do niczego w raczej burzliwej historii geologicznej Ziemi. Musiało upłynąć około 100 milionów lat zanim nasza planeta odzyskała bioróżnorodność. O wymieraniu permskim zwanym "matką wszystkich wymierań" traktuje książka profesora paleontologii kręgowców Michaela J. Bentona z Uniwersytetu w Bristolu zatytułowana "Gdy życie prawie wymarło". Benton jednoznacznie wskazuje na sprawcę tej zagłady - długotrwałe erupcje wulkaniczne na Syberii po których pamiątką pozostały tzw. trapy syberyjskie (formacje skał bazaltowych). Wylało się wówczas około 3-4 milionów km sześciennych bazaltowej lawy czyli ilość zdolna pogrzebać całą zachodnią Europę pod warstwą bazaltu o grubości 1 km, a całą Wielką Brytanię pod warstwą o grubości 12 km. Lecz to nie tylko sam wulkanizm, ale czynniki z nim związane doprowadziły do masowego wymierania na granicy permu i triasu. Owe czynniki to spowodowane emisjami CO2 (dwutlenku węgla) globalne ocieplenie, krótkotrwałe zlodowacenie różnych miejsc ówczesnego kontynentu Pangei wywołane emisjami SO2 (dwutlenek siarki), zanik tlenu w oceanach (tzw. anoksja, winowajca to CO2), niszczące roślinność kwaśne deszcze spowodowane emisją chloru działającego w komitywie z CO2 i siarczanami, wreszcie wzmacniająca efekt szklarniowy emisja metanu z hydratów w morzach polarnych oraz z odmarzającej tundry, która doprowadziła do jeszcze silniejszego efektu cieplarnianego i dalszych emisji metanu, etc. Hipoteza trapów syberyjskich będących przyczyną permskiej zagłady nie jest jedyną - mówi się także o kosmicznym impakcie, choć dowody na uderzenie bolidu z kosmosu póki co nie są przekonujące.

Benton oprócz wymierania permskiego omawia pokrótce także pozostałe wymierania z naciskiem na zniknięcie dinozaurów 66 milionów lat temu. Ostatni rozdział poświęcony jest tzw. szóstemu wymieraniu za którym stoi działalność człowieka, choć naukowiec podchodzi do podawanych statystyk nader ostrożnie. Faktem jest że biolodzy nie znają nawet dokładnej liczby gatunków organizmów żywych zasiedlających ziemskie ekosystemy (padają tutaj liczby od 2 do 100 milionów). Codziennie odkrywane są nowe gatunki owadów, grzybów, wirusów, bakterii, glonów, pierwotniaków, organizmów żywych zamieszkujących oceaniczne głębiny - rzetelne sklasyfikowanie ich wszystkich mogło by zająć setki albo wręcz tysiące lat. Nie da się jednak zaprzeczyć że to ludzie kompletnie wytępili wiele gatunków np. ptaka dodo z Mauritius, alkę olbrzymią (Eldey, Islandia) czy nowozelandzkie ptaki-nieloty moa (Maorysi). W "Gdy życie prawie wymarło" podobało mi się także to że po wielu dekadach geologia przekonała się do negowanego ongiś przez środowiska naukowe katastrofizmu (wymieranie kreda-paleogen, trias-perm, etc.) - swego czasu koncepcja dryfu kontynentów Alfreda Wegenera (1915) również była odrzucana przez ówczesne środowisko naukowe. Przynoszące post-apokaliptyczną gatunkową zagładę kosmiczne bolidy czy kolosalne erupcje wulkaniczne są dzisiaj normalnie omawiane na wykładach i nie stanowią już tematu tabu.

Z racji tego że taka tematyka interesuje mnie szczególnie pochłonąłem "Gdy życie prawie wymarło" w dość krótkim czasie. Wielbiciele skamielin, stratygrafii i grzebania się w skałach powinni po tą książkę sięgnąć.

Z innych erupcji wulkanicznych pokrótce zostają tutaj omówione erupcje Krakatau (1883 rok) i Laki (1783 rok). Na zdj. płaskowyż Putorana, trapy syberyjskie.

EDIT: Lawa z wulkanu Etna popłynęła w dół Valle del Bove. W sobotę 18 marca 2017 z powodu emisji popiołu zamknięto lotnisko w Katanii. Około godziny 16 18 marca interakcja lawy ze śniegiem w Valle del Bove spowodowała eksplozję freatyczną, a co za tym idzie uformowanie lawiny piroklastycznej.

Rankiem 17 marca wulkan Momotombo (Nikaragua) wyemitował gęsty obłok gazu o wysokości 20 metrów (odgazowanie).

czwartek, 24 listopada 2016

Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski "Kukuczka" - recenzja

Dzisiaj wyjątkowo recenzja książki nie związanej z tematyką tego bloga, ale czasem warto zaskakiwać. To wulkany fascynują mnie najbardziej, a nie 'zwykłe' granitowe szczyty, choć umiałbym wymienić wszystkie ośmiotysięczniki czy inne trudne do wspinaczki góry nawet wtedy gdyby ktoś wybudził mnie ze snu o drugiej w nocy. "Kukuczkę" Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego pochłonąłem w dwa dni pomimo że słowo 'wulkan' pojawia się w niej tylko raz w związku z pewną anegdotą medyczną związaną z andyjskim wulkanem Tupungato. Ta książka to biografia najwybitniejszego polskiego himalaisty Jerzego Kukuczki, który w ciągu ośmiu lat zdobył wszystkie czternaście ośmiotysięczników (był drugi po Włochu Reinholdzie Messnerze), w tym dwa w trakcie jednej zimy, łącznie cztery w trakcie zimy (a trzy - wejścia zimowe po raz pierwszy). Dodatkowo Kukuczka ustanowił 11 nowych tras, w tym tzw. Polską na K2 (8611 metrów), której nikt do tej pory nie powtórzył (w trakcie zejścia zginął jego partner wspinaczkowy Tadeusz Piotrowski). Kukuczka był tak wytrzymały że wszystkich wejść (poza Mount Everest w 1980 roku) dokonał bez wspomagania się tlenem z butli. Zginął 24 października 1989 roku w trakcie próby pionierskiego wejścia na południową ścianę Lhotse. I pomimo że to Messner jako pierwszy wspiął się na wszystkie 14 ośmiotysięczników zajęło mu to łącznie 16 lat, a nie 8 jak w przypadku "Jurka" Kukuczki. Oto największe dokonania Kukuczki:

1979 - Lhotse
1980 - Mount Everest
1981 - Makalu (samotnie)
1982 - Broad Peak
1983 - Gaszerbrum II
1983 - Gaszerbrum I
1984 - Broad Peak
1985 - Dhaulagiri
1985 - Czo Oju
1985 - Nanga Parbat
1986 - Kanczendzonga
1986 - K2
1986 - Manaslu
1987 - Annapurna I
1987 - Sziszapangma
1988 - Annapurna I East

Oprócz Himalajów Kukuczka wspinał się w Dolomitach, Tatrach, Alpach, nowozelandzkich Alpach Południowych, Hindukusz oraz w górach Alaski (wejście na Denali w trakcie którego doznał poważnych odmrożeń). Kochał góry i wspinaczkę, gdyż oznaczały dla niego wolność, był szalenie zdeterminowany i kiedy wytyczał sobie jakiś cel to go konsekwentnie realizował. Miał ambicję bycia najlepszym i przez wielu himalaistów m.in. przez Carlosa Carsolio z Meksyku do tej pory jest uznawany za najwybitniejszego wspinacza na świecie. "Kukuczka" to jego wciągająca biografia, okraszona dużą ilością archiwalnych zdjęć, w której autorzy opisują jego dzieciństwo, młodość, życie prywatne, pierwsze wyprawy wspinaczkowe, wreszcie (po kolei) największe sukcesy himalajskie i tragiczną śmierć. Przedstawione zostają (nierzadko z humorem) realia życia w PRL-u, w "Kukuczce" pojawiają się także inni najwybitniejsi polscy wspinacze np. Wanda Rutkiewicz, Artur Hajzer, Krzysztof Wielicki i wielu innych. Bardzo interesujące były dla mnie opisy fizjologicznych i medycznych zagrożeń związanych z wysokogórską wspinaczką oraz poruszone w książce kwestie moralne i etyczne związane ze śmiercią, tudzież pozostawieniem na pewną śmierć wspinaczkowego partnera. W dobie współczesnej komercjalizacji wysokogórskiej wspinaczki coraz rzadziej trafia się na pionierów, którzy chcą dokonać w górach czegoś nowego, ekscytującego, niepowtarzalnego. Kukuczka takim pionierem był i zasłużonej sławy nikt mu już nie odbierze.

wtorek, 8 listopada 2016

BBC's Planet Earth II Epizod "Islands" - "Wyspy"

Z zainteresowaniem obejrzałem pierwszy epizod wspaniałej serii filmów dokumentalno-przyrodniczych BBC "Planet Earth II: Islands" - jak tylko dowiedziałem się że nakręcono go na wyspie Zavodovski wchodzącej w skład sub-antarktycznego archipelagu Sandwich Południowy to wiedziałem że muszę go obejrzeć. W pierwszym epizodzie zobaczymy między innymi bezlitosną walkę dwóch samców waranów z Komodo o samicę, migrację milionów krabów (atakowanych przez sprowadzone przez człowieka mrówki) na wyspie Bożego Narodzenia (Christmas Island, Ocean Indyjski), lemury indri przemieszczające się z drzewa na drzewo na Madagaskarze czy albatrosy na wyspie Snares znajdującej się na południe od Nowej Zelandii. Osobiście jako że mam fioła na punkcie wulkanów najbardziej intrygował mnie materiał nagrany na wyspach wulkanicznych Fernandina (Wyspy Galapagos) oraz Zavodovski (Sandwich Południowy). Na Fernandinie toczy się niesamowita walka o przetrwanie, gdy węże kolektywnie atakują na morskim brzegu młode iguany. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem na żywo. Mrożący krew w żyłach survival. Jednak węże nie współpracowały ze sobą w atakach na morskie iguany - one zaciekle walczyły o ofiary, a nawet pożerały się nawzajem. Ludzie, którzy cierpią na ofidiofobię (paniczny strach przed wężami) na pewno po tej wspaniale sfilmowanej scenie będą mieli koszmary. Do ostatniej erupcji wulkanicznej na Fernandina doszło w kwietniu 2009 roku - wylew lawy z wulkanu tarczowego La Cumbre dotarł do morza.

Przenieśmy się na wyspę Zavodovski - w cieniu tamtejszego czynnego wulkanu Mount Curry/ Mount Asphyxia żyje ogromna kolonia 1.5 miliona pingwinów maskowych (największa na świecie). Nie wiem kiedy materiał na tej wyspie został nakręcony, ale chylę czoła przed filmowcami, którzy dotarli na tą wyspę i pokazali ją widzom. Ocean Południowy okalający Sandwich Południowy to najbardziej groźny i surowy ocean na Ziemi. Sztormy, potężne fale, góry lodowe i kry. Z kolei Zavodovski to aktywny (i prawdopodobnie nigdy nie zdobyty) wulkan, odór siarki, muł, nagłe opady śniegu, potężne fale uderzające w skały oraz tysiące pingwinów przebywających na wyspie i skaczących z klifów. Niewiele osób stanęło na tym surowym lądzie, gdyż dopłynąć bezpiecznie do jedynego miejsca na wyspie, które nadaje się do lądowania to nie lada sztuka. Kocham takie mało eksploatowane, skrajnie nieprzystępne, by nie rzec brutalne miejsca, choć zapewne mogę tylko pomarzyć o dotarciu na nie. Ostatnio dość głośno zrobiło się o wulkanie Asphyxia, gdyż jego erupcja w pewnym okresie zaczęła zagrażać bytującym na Zavodovski pingwinom. Pisałem już o tym tutaj na blogu:

http://wulkanyswiata.blogspot.com/2016/07/erupcja-wulkanu-mount-curry-zagraza.html

Wulkan Curry/ Asphyxia jest rzadko monitorowany, ale 1 listopada 2016 roku emitował gaz z niewielką zawartością popiołu.

W Peru uaktywnił się wulkan Sabancaya, który w dniach 6, 7 i 8 listopada emitował popiół.

Tymczasem czekam na kolejne epizody serii BBC Planet Earth II z Davidem Attenboroughem jako narratorem.