Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Poeta Krzysztof Kamil Baczyński i wyspiarskie wulkany

                                                               

81 lat temu w wieku 23 lat zginął Krzysztof Kamil Baczyński. Duchowy spadkobierca romantyków, symbol Pokolenia Kolumbów, opisujący czas II Wojny Światowej, która w jego wierszach jawi się jako ogromna, niszczycielska siła, niszczące ówczesne systemy wartości i wprowadzająca nowe, okrutne prawa. 4 sierpnia 1944 roku w warszawskim Pałacu Blanka trafiła go kula niemieckiego snajpera. 

Krzysztof Kamil Baczyński zaczął pisać wiersze już jako uczeń warszawskiego gimnazjum im. Stefana Batorego. Nie był wybitnym uczniem, na świadectwach przeważały trójki, co ciekawe miał kłopoty z zaliczeniem języka polskiego. Najwyższe oceny zbierał z rysunków i po maturze zamierzał zdawać na Akademię Sztuk Pięknych. Wybuch wojny zniweczył te ambitne plany. Straciliśmy malarza, zyskaliśmy poetę!

Dziełem wyjątkowym w historii polskiej poezji XX wieku jest własnoręcznie 'wydany' przez Baczyńskiego w 1941 roku poemat "Serce jak obłok", w którym połączył w jedną całość zamiłowanie do słowa pisanego i obrazu. 

Na okładce książki - utrzymanej w monochromatycznej niebieskiej tonacji - widzimy znaki zodiaku: Ryby, Wodnik, Koziorożec i Waga, wokół monogramu BB (żony Krzysztofa, Barbary), żaglowiec na morzu i dwie wyspy wulkaniczne, w tym jedna z aktywnym wulkanem. A w środku "Elegia o genezie", w której poeta opisuje jak powstawał świat, w którym przyszło jego pokoleniu żyć, w którym "... jak fajki gigantów Wulkany Dymią i Gasną..."

Ewa Demarczyk zaśpiewała kompilację jego wierszy na V Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie w 1965 roku czyniąc z nich coś w rodzaju requiem Powstania Warszawskiego. Dziś jest symbolem "tych lat gniewnych".

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4746982/serce-jak-oblok

Prześliczna okładka i poruszająca zawartość.

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Polski geolog Wojciech Narębski

                                                 


O tej postaci przypomniałem już przy okazji pierwszego wpisu o Maurycym Komorowiczu, zapomnianym pionierze polskiej wulkanologii.

Za chwilę miną dwa lata od śmierci profesora, pułkownika Wojciecha Narębskiego; geologa od 1956 roku związanego z krakowskim oddziałem Muzeum Ziemi PAN.

Urodził się 14 kwietnia 1925 r. we Włocławku w inteligenckiej i patriotycznej rodzinie. Jako dziecko przeniósł się wraz z rodziną do Wilna, gdzie jego ojciec objął stanowisko architekta miejskiego. Po nastaniu sowieckiej okupacji, za działalność w konspiracyjnym Związku Wolnych Polaków został wiosną 1941 roku aresztowany przez NKWD i wywieziony do ZSRR. Po podpisaniu układu Sikorski - Majski udało mu się dołączyć do Armii gen. Andersa i wraz z nią przebyć szlak od ZSRR przez Persję, Irak, Palestynę, Egipt aż do Włoch i Wielkiej Brytanii.

W Palestynie, w 1943 r. zdał tzw. „małą maturą”. Maturę uzyskał w 1946 roku w Liceum działającym przy 2 Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa (we włoskim Alessano i angielskim Cawthorne).

W 1947 roku powrócił do Polski i dołączył do rodziny, która po wojennej tułaczce w komplecie zebrała się w Toruniu. Tam na UAM podjął studia chemiczne. Ukończył je w 1952 r. specjalizując się w mineralogii. W latach 1953–1955 odbywał studia doktorskie w zakresie geochemii na Akademii Górniczo-Hutniczej i Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W 1957 r. uzyskał na AGH stopień doktora, tematem rozprawy doktorskiej były „Mineralogia i geochemiczne warunki genezy syderytów fliszu karpackiego”, a promotorem Antoni Gaweł. W 1959 r. wziął udział w polskiej wyprawie na Spitzbergen zorganizowanej przez PAN w ramach obchodów III Roku Geofizycznego. Stopień doktora habilitowanego uzyskał w 1965 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim, na podstawie rozprawy „Petrochemia law puklistych Gór Kaczawskich i niektóre ogólne problemy petrogenezy spilitów”, (a więc dotyczącej ich powstawania w głębinach mórz, przed setkami milionów lat). W swych badaniach wprowadził wiele nowatorskich i pionierskich metod w chemicznym badaniu próbek geologicznych. W swych artykułach przypominał także zapomniane sylwetki polskich badaczy i naukowców. Jednym z nich był Maurycy Komorowicz.

13 maja 1968 r. w trakcie sesji naukowej poświęconej historii nauk geologicznych wygłosił referat: „Maurycy Komorowicz i iego prace wulkanologiczne” przedstawiając sylwetkę i działalność naukową zmarłego zaledwie przed 45 laty wulkanologa i podróżnika, badacza Islandii, Madery, Teneryfy, algierskiej Sahary i Celebesu. To dzięki wysiłkom Profesora został odszukany i zabezpieczony grób Komorowicza na czempińskim cmentarzu.

W 1973 roku otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, a w 1986 roku profesora zwyczajnego nauk o Ziemi. Był członkiem licznych komitetów i towarzystw naukowych tak polskich jak i zagranicznych.

Równolegle do swojej pracy naukowej mocno angażował się w działalność społeczną i kombatancką. Pisał artykuły przybliżające historię 2. Korpusu Polskiego, a także walczył z zakłamywaniem historii.

Los sprawił, że na jego drodze stanęła inna barwna postać. We Włoszech, jako kierowca ciężarówki 22 Kompanii Zaopatrzenia Artylerii; której etatowym kapralem był słynny niedźwiedź Wojtek, brał udział w bitwie pod Monte Cassino i w kampanii zakończonej wyzwoleniem Ancony i Bolonii. W korpusie wszyscy wiedzieli że w kompanii służy dwóch Wojtków – „Mały Wojtek”, czyli Wojciech Narębski, oraz „Duży Wojtek”, czyli właściwy miś. Gdy w latach dwutysięcznych „Duży Wojtek” stał się bohaterem światowej prasy, filmu i telewizji, a jego kolejne pomniki były odsłaniane w Polsce, Włoszech, Wielkiej Brytanii, „Mały Wojtek”; jeden z ostatnich żyjących bohaterów Korpusu, cierpliwie tłumaczył przed kamerami kolejnych stacji telewizyjnych fenomen niedźwiedzia, w którego „skórze, drzemała polska dusza”. I większość (tele)widzów takim go właśnie zapamiętała. Szkoda, że żadna ekipa przedstawiając Profesora nie wspomniała o jego naukowych dokonaniach.

Od 2021 roku działa stowarzyszenie Narębski Point założone przez przyjaciół Profesora. Narębski Point to konkretne miejsce na mapie świata – cypel na Antarktydzie nazwany tak przez wybitnego polskiego polarnika prof. Krzysztofa Ludwika Birkenmajera (1929-2019) podczas opracowywania przezeń szczegółowych map geologicznych Południowym Szetlandów. Celem statutowym działalności Stowarzyszenia jest pielęgnowania pamięci o prof. płk. Wojciechu Narębskim, pokazywanie jego biografii na tle ważnych wydarzeń historycznych, prezentowanie jego dorobku naukowego i twórczej aktywności społecznej.

Gdy w 1963 r. w edynburskim Zoo na wieczne łowy odszedł „Duży Wojtek” (przeżywszy 21 lat) BBC poinformowało „z żalem o śmierci słynnego polskiego żołnierza”.

Wojciech Narębski zmarł 27 stycznia 2023 r. Był postać wyjątkową, która zapisała się dużymi literami w nauce polskiej i w polskiej historii. O jego śmierci i pogrzebie BBC nie zamieściło żadnego komunikatu.

PS1: 🐻 4 i 5 stycznia 2025 roku w katowickim Teatrze Śląskim widzowie mieli okazję zobaczyć spektakl „Niedźwiedź Wojtek”. Narratorem spektaklu jest sam Wojtek, w którego rolę się wciela misiowaty Michał Piela.

PS2: 🐻 Zbierający nagrody na festiwalach filmowych, animowany film opowiadający historię „Dużego Wojtka” - “A Bear Named Wojtek” może być wkrótce na krótkiej liście do Academy Awards.

Na załączonych fotografiach: „Mały i Mały Wojtek” w Iranie 1942. „Duży i Mały Wojtek” w Krakowie 2018.

środa, 25 grudnia 2024

Tragiczna erupcja pliniańska Wezuwiusza w 79 r.

                                                    

Rzymianie zamieszkujący ruchliwe porty Pompeje i Herkulanum sądzili, że leżący w pobliżu Wezuwiusz (którego nazwa pochodzi prawdopodobnie z języka greckiego i może oznaczać: „Nieugaszany” bądź „Ciskający przemocą”) był wulkanem wygasłym; wszak nie wybuchał od tysięcy lat, a jego zbocza urzekały zielenią sadów oliwnych i winnic, jednak w pewien sposób zdawali sobie sprawę z potęgi góry. Paradoksalnie dzień przed tragedią obchodzono rzymskie święto poświęcone Wulkanowi – Vulcanalia. Dziękowano bóstwu za zbawienny ogień, który co roku przygotowywał pola pod uprawy. Niestety, w feralnym 79 roku Wulkan okazał swą nieprzewidywalną naturę i zesłał kataklizm na Pompeje, Herkulanum i Stabie.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy można było ten kataklizm przewidzieć. Dni poprzedzające wybuch Wezuwiusza niepokoiły mieszkańców okolicznych miast lekkimi wstrząsami ziemi. Innym symptomem było wyschnięcie okolicznych źródeł, do którego doprowadziły rosnące temperatury gruntu. Były to znaki, które wskazywały, że erupcja wulkanu jest kwestią czasu; uznawano je jednak za przejaw gniewu bogów, a nie ostrzeżenie. Niestety żadne bóstwo nie było w stanie uchronić mieszkańców Pompei i Herkulanum przed gniewem Wezuwiusza.

24 sierpnia AD 79, wczesnym popołudniem nastąpił wybuch, który wyrzucił słup popiołów na wysokość 20 kilometrów. Jednym z narratorów katastrofy był osiemnastoletni Pliniusz Młodszy, który wybuch wulkanu obserwował ze swojej willi położonej w Mizenum, mieście ulokowanym po drugiej stronie zatoki neapolitańskiej. W tym samym czasie jego wuj i dobrodziej - Pliniusz Starszy, który dowodził eskadrą rzymskiej floty wojennej stacjonującą w Mizenum, wysłał kilka galer, by ratować swych przyjaciół mieszkających w Stabii, niedaleko Pompei. Ląduje jednak kilka kilometrów dalej i resztę drogi odbywa lądem. Dociera do przyjaciół i spędza z nimi jakiś czas przed drogą powrotną na statek. Udaje mu się dotrzeć na wybrzeże, gdzie wyzionie ducha (prawdopodobnie się udusił, z powodu wysokiego stężenia siarki i pyłów w powietrzu).

Tą ostatnią wyprawę Pliniusza Starszego relacjonuje jego siostrzeniec Tacytowi (Księga VI, list XVI), który go prosi aby zdał relację z wydarzeń. W drugim liście (Księga VI, list XX) opisuje szczegółowo katastrofę z 79 roku i swoje przeżycia z nią związane.

Przytaczam oba listy w całości. Ten o Pliniuszu Starszym w przekładzie związanego z Wielkopolską - Romana Ziołeckiego, z 1837 r. ( Listy K. Pliniusza Cecylisza Sekunda tom II Księga 6)

K. Pliniusz Tacytowi pozdrowienie zasyła. Prosisz mnie, abym ci zgon wuja mojego opisał, byś go tem lepiej podadź potomności zdołał. Dzięki ci składam za to. Gdyż widzę, że śmierć jego, jeżeli ty ja uczcisz, nieśmiertelna czeka sława. Chociaż albowiem w klęsce najpiękniejszej krainy, równie jak narody, jak miasta pamiętnym zginał przypadkiem jakoby wiecznie żyć mając; chociaż sam bardzo wiele i trwałych dzieł utworzył: wielce się jednakże do nieśmiertelności jego, wieczności twych pism przyłoży. Ja z mej strony, uważam tych ludzi, którym z daru Bogów dostało się w udziale albo działać rzeczy opisu godne, albo pisać na czytanie zasługujące, za szczęśliwych; za najszczęśliwszych zaś, których jedno i drugie spotkało. W liczbie tych będzie wuj mój, tak przez własne swe dzieła jak i przez twoje. Tem więc chętniej zlecenia twego się podejmuję, a nawet go pragnąłem. Znajdował się on w Mizenum i osobiście flocie przywodził. Dnia 23 sierpnia około godziny siódmej dziennej matka moja oznajmiła mu, iż się chmura nadzwyczajnej wielkości i kształtu ukazuje. On pod ten czas ugrzawszy się na słońcu, potem zimną wziąwszy kąpiel, zjadł był obiad leżąc i pracował w naukach: kazał więc podać sobie trzewiki i wszedł na miejsce, z którego owo zjawisko najlepiej można było widzieć. Wznosiła się chmura (z dala patrząc nie wiedzieli z której góry: potem dowiedziano iż z Wezuwiusza) podobieństwo jej i postać żadne drzewo bardziej jak sosna nie wyobrażało. Gdyż wznosząc się jakoby na bardzo wysokim pniu na kilka się rozdzielała gałęzi. Rozumiem dla tego, że mocnym w górę wyrzucona wiatrem, potem z osłabieniem tegoż albo też pod własnym ulegając ciężarem, wszerz się rozchodząc znikała: białego niekiedy, niekiedy brudnego i plamistego będąc koloru, w miarę jak ziemię i popiół z sobą unosiła. Zdało się to jemu, jako mężowi bardzo uczonemu, rzeczą nadzwyczajna i bliższego poznania godną. Każe tedy przysposobić sobie lekki statek; i zdaje na wole moją, jeżelibym chciał razem z nim jechać. Odpowiedziałem, że uczyć się wolę; a właściwie też dał mi coś do pisania. Wychodził już z domu; w tem odbiera list od Rektyny, żony Cezyusza Bassa, grożącej przerażonej niebezpieczeństwem (jej bowiem letnie mieszkanie leżało tuż u spodu, i ucieczka stamtąd tylko okrętem była podobna) błagała go, ażeby ją z tak wielkiego wyrwał niebezpieczeństwa. Zmienił on i to co w zamiarze uczonym tylko postanowił, wykonał z największym poświeceniem siebie. Rozkazał spuścić czterorzędowe okręty; mając nie tylko Rektynie, lecz i wielu innym nieść pomoc (wybrzeże bowiem z przyczyny swej przyjemności bardzo było ludne). Spieszy tam skąd inni uciekają, i prostą drogą ster wprost skierowawszy ku niebezpieczeństwu dąży; tak dalece od bojaźni wolny, iż każde owego nieszczęsnego zjawiska poruszenie, kadzą postać, tak jak okiem dostrzegł dyktował i rysował. Już popiół na okręty padał, coraz gorętszy i gęstszy im się bardziej zbliżał, już nawet purchate i czarne, przepalone i w ogniu spękane kamienie, już nagła się ukazała mielizna i brzegi nieprzystępne przed zwaliskami góry. Zastanowiwszy się cokolwiek czyby miał nawrócić po chwili sternikowi napominającemu, ażeby tak uczynił rzekł: „Śmiałym szczęście sprzyja, udaj się do Pomponiana”. Tenże znajdował się w Stabiach za zatoką. Gdyż tamże morze w zakręty i zwolna się krzywiące brzegi wchodzi. Tenże chociaż tam jeszcze niebezpieczeństwo nie bliskiem, widzianem jednakże było i gdy się powiększało, nawet nader bliskim być mogło, kazał był sprzęty na okręty poznosić w pewnem przedsięwzięciu ucieczki, skoroby się wiatr przeciwny uspokoił. Z którego to pomocą mój wuj na ten czas bardzo dogodnie przybiwszy, uściskał i cieszył drżącego, i dodawał mu odwagi, i dla uśmierzenia bojaźni jego przez ufność we własne bezpieczeństwo, do łaźni się zanieść kazał. Po kąpieli położył się, wieczerzał i jeszcze z wesołością, albo co równie jest wielkim z udaniem wesołości. Z góry Wezuwiusz tymczasem na kilka miejscach szerokie szerokie płomienie i wielkie wybuchały pożary, których połysk i światło ciemność nocy jeszcze powiększała. On zaś dla zaspokojenia bojaźni powiadał, że to wsi z przestrachu od włościan na pastwę płomieni zostawione i opuszczone w samotności się palą. Udał się potem na spoczynek i w istocie spal snem niezmyślonym. Gdyż oddech jego, który dla sytości ciała cokolwiek ciężki miał i głośny, słyszeli ci co koło progu przechodzili. Lecz dziedziniec, z którego się do mieszkania wchodziło, popiołem i zmieszanymi z nim purchatymi kamieniami tak już wysoko był się napełnił, iż gdyby kto dłużej w pokoju pozostał, wyjść z niego nie mógł. Przebudzony wyszedł i udał się do Pomponiana i innych, którzy nie spali. Wspólnie się tedy naradzają, czy pomiędzy budynkami pozostać, czy też po otwartem miejscu chodzić: gdyż od częstego i gwałtownego trzęsienia ziemi budynki się chwiały i jakby z posad swych wyruszone raz na tę, drugi raz na ową stronę zdawały się nachylać, lub napowrót wracać. Pod gołem znów niebem obawiano się spadku purchatych kamieni chociaż lekkich i wypalonych. Ostatnie jednakże porównując niebezpieczeństwo wybrano. U niego jeden powód przemagał nad drugim, u innych zaś bojaźń tylko nad bojaźnią. Pokładłszy poduszki na głowy chustkami je przymocowali. To było ochroną przeciw spadającym przedmiotom. Gdzie indziej był już dzień, tam zaś ciemność nad wszystkie nocy czarniejsza i gęstsza, którą jednak wiele pochodni i rozmaite przerzedzały światła. Postanowił wyjść na brzeg i z bliska zobaczyć czyby się już morzem puścić można, które wciąż jeszcze wzburzone i do żeglugi niezdatne było. Tamże na rozłożonym spoczywając płótnie, po dwakroć zimnej sobie kazał podać wody i napił się. Nareszcie płomienie i zapach siarki płomieni poprzednik innych do ucieczki zmusza a jego wzbudza. Na dwóch wsparty niewolnikach powstał i natychmiast upadł, gdy mu jak się domyślam gęstszy cokolwiek dym oddech zatamował i żołądek skurczył; a miał go tez z przyrodzenia słaby i wąski i do częstego odbijania skłonny. Skoro dzień wrócił (trzeci to po owym, który on po raz ostatni był widział) znaleziono ciało jego całkowite, nienaruszone i tak zupełnie odziane jak był ubrany; postawa ciała bardziej do śpiącego jak umarłego podobna. Ja i matka moja byliśmy przez ten czas w Mizenum. Lecz to nie ma z historyą związku; nic też więcej prócz zgonu jego wiedzieć nie chciałeś. Zakończę tedy. To jedno tylko dodam, iż wszystko przy czem obecnym byłem, i com słyszał natychmiast; a w tedy się zwykle jeszcze bardziej zgodnie z prawdą opowiadają zdarzenia, wiernie opisałem. Ty rzeczy najważniejsze wybierzesz. Co innego bowiem jest list, co innego historya, co innego dla przyjaciół, co innego dla wszystkich pisać. Bądź zdrów!

Następnego poranka, 25 sierpnia, światło dzienne nie rozproszyło ciemności w Mizenum. Ludzi zaczęła ogarnia panika. Wielu oczekiwało boskiej pomocy, choć jeszcze liczniejsi byli przekonani, że bogowie ich opuścili i że piekielne ciemności na zawsze spowiły wszechświat. Tak to oddaje Pliniusz w swoim drugim liście do Tacyta. Tekst przetłumaczony współcześnie (prof. Ireneusz Mikołajczyk z UMK w Toruniu).

Pliniusz pozdrawia Tacyta

1. Powiadasz, że po liście o śmierci mojego wuja, który napisałem ci na twoje żądanie, chcesz się dowiedzieć nie tylko o niepokojach, lecz także o nieszczęściach, które zniosłem w Mizenum (zacząłem bowiem o tym i przerwałem). "Chociaż strach i wspomnieć o tym ... zacznę jednak".

2. Kiedy wuj odpłynął, pozostałą część dnia spędziłem na zajęciach (z tego powodu pozostałem); potem następowały kolejno: łaźnia, obiad i krótki niespokojny sen. 3. Już w ciągu kilku dni odczuwalne było trzęsienie ziemi; nie obawiano się go, dlatego że w Kampanii jest ono czymś normalnym. W tę noc jednak na tyle się nasiliło, iż wydawało się, że wszystko nie tylko rusza się, ale i przewraca. 4. Matka wbiegła do mojej sypialni: ja akurat zamierzałem wstać, żeby ją obudzić, gdyby jeszcze spała. Usiedliśmy na podwórzu, które wąskim pasem ciągnęło się pomiędzy zabudowaniami i morzem. 5. Nie wiem, czy nazwać to odwagą czy głupotą (zacząłem wtedy osiemnasty rok życia): proszę o księgi Tytusa Liwiusza i w poczuciu pełni bezpieczeństwa czytam, a nawet kontynuuję to zajęcie robiąc notatki. Niespodziewanie pojawia się przyjaciel wuja, który niedawno przyjechał do niego z Hiszpanii: zobaczywszy, że siedzimy z matką, a ja na dodatek czytam, rzucił się na nas czyniąc matce wyrzuty, że jest taka beztroska, a ja nie zdaję sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Pogrążyłem się w lekturze.

6. Była już pierwsza godzina w ciągu dnia i dzień był mroczny, jakby osłabły. Budynki dookoła trzęsły się, chociaż znajdowaliśmy się na otwartym, ale wąskim terenie i było bardzo prawdopodobne, że one się zawalą. 7. Wtedy ostatecznie zdecydowaliśmy się opuścić miasto: za nami ciągnęła przerażona rzesza ludzi, którzy przypisują sobie cudzą decyzję i w przerażeniu wydaje się im to w pełni uzasadnione. Ogromna liczba ludzi napierała na nas i popychała naprzód. 8. Wyszedłszy za miasto zatrzymaliśmy się. Tu zdarzyło się wiele rzeczy dziwnych i wiele przerażających. Wozy, które kazaliśmy wysłać przodem, znajdujące się na zupełnie równej powierzchni, rzucało z boku na bok, mimo że je podpierano kamieniami. 9. Widzieliśmy jak morze cofa się w głąb, a ziemia, wstrząsając się, jakby odrzucała je od siebie. Brzeg, bez wątpienia, posuwał się naprzód. Wiele stworzeń morskich ugrzęzło na suchym piasku. Z drugiej strony w czarnej strasznej chmurze wybuchały i przebiegały ogniste zygzaki, które ją rozszczepiały długimi pasmami płomieni, podobnymi do błyskawic, ale większymi.

10. Wtedy przyjaciel z Hiszpanii zaczął szczególnie gorąco nas przekonywać: "Jeśli twój brat, a twój wuj, żyje, pragnie, abyście ocaleli; jeśli zginął, pragnął oczywiście, abyście pozostali przy życiu. Dlaczego zwlekacie z ucieczką"? Odpowiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie myśleć o własnym ocaleniu nie wiedząc, czy wuj żyje. 11. On nie czekając uciekł dalej, ratując się z niebezpieczeństwa szybkim biegiem. Niedługo potem chmura ta zaczęła opuszczać się na ziemię i zakryła morze: otoczyła Capri i skryła ją: zasłoniła przylądek myzeński. 12. Wtedy moja matka zaczęła prosić, przekonywać, w końcu nakazywać, abym w jakikolwiek sposób ratował się ucieczką: młodzieńcowi to się uda; ona zmęczona latami i chorobami spokojnie umrze wiedząc, że nie stał się dla mnie przyczyną śmierci. Zaprotestowałem stanowczo mówiąc, że mogę żyć tylko razem z nią wziąwszy ją pod rękę zmusiłem, żeby przyśpieszyła kroku.

13. Podporządkowała się temu z trudem, wyrzucając sobie, że to mnie zatrzymuje. Zaczął już sypać się popiół, początkowo jeszcze rzadki. Obejrzawszy się zobaczyłem, że zaczyna nas otaczać gęsty mrok, który podobny do potoku, rozlewał się w ślad za nami po ziemi. "Skręcimy z drogi - powiedziała - dopóki jest widno, żeby nie zgubić się po drodze i żeby nas nie rozdeptali w ciemnościach nasi współtowarzysze". 14. Ledwie podjęliśmy taką decyzję, gdy nastała ciemność, nie taka jak w bezksiężycową lub pochmurną noc, ale taka, że nic się rozpoznać ich po głosach; jedni opłakiwali swoją zgubę, drudzy zgubę swoich; niektórzy ze strachu przed śmiercią modlili się o nią, wielu wyciągało ręce do bogów, ale większość twierdziła, że bogów nigdzie nie ma i że dla świata nastała ostatnia wieczna noc. Nie brakowało i takich, którzy powiększali prawdziwe niebezpieczeństwo, zmyślonymi opowieściami. Mówiono, że w Mizenum jeden budynek zawalił się, inny płonie: była to nieprawda, ale im wierzono. 16. Nieco przejaśniło się: jednakże wydało nam się, że to nie świt, a zbliżający się ogień. Ogień zatrzymał się w dali; znowu nastały ciemności; popiół posypał się gęsto i obficie. Przez cały czas wstawaliśmy i strząsaliśmy go; w przeciwnym wypadku zostalibyśmy nim zasypani i zaduszeni pod jego ciężarem. 17. Mogę się pochwalić: w takim położeniu nie wyrwał mi się z ust ani jeden jęk, ani jedno bojaźliwe słowo; myślałem tylko, że zginę ze wszystkimi i wszystko zginie ze mną, nieszczęśliwym, i to było wielkim pocieszeniem w śmierci.

18. W końcu mrok zaczął ustępować zmieniając się jakby w dym lub we mgłę; szybko nastał prawdziwy dzień, a nawet zaświeciło słońce, ale żółtawe i zamglone, jak w czasie zaćmienia. Oczom przerażonych jeszcze ludzi wszystko ukazało się zmienione; wszystko było zasypane głębokim popiołem jakby śniegiem. 19. Wróciwszy do Mizenum i doprowadziwszy siebie do porządku spędziliśmy noc w nadziei i strachu. Strach wziął górę; albowiem i trzęsienie ziemi trwało nadal i bardzo wielu, straciwszy zmysły od groźnych przepowiedni, drwiło sobie ze swoich i cudzych nieszczęść. 20. My jednak, chociaż doświadczyliśmy już niebezpieczeństwa i oczekiwaliśmy go, nie zdecydowaliśmy się na ponowną ucieczkę, dopóki nie otrzymamy wiadomości od wuja.

Przeczytasz to, nie dlatego, żeby przenieść to do historii: opowiadanie to w żadnym wypadku nie jest jej godne. Jeśli nie jest godne i listu, to winien jesteś ty sam: przecież domagałeś się go.

Bądź zdrów!

Oba listy powstały prawie trzydzieści lat po katastrofie, stąd część współczesnych badaczy podważa zamieszczone w nich daty i wydarzenia. Ale to temat na kolejne rozważania. W obu listach Pliniusza obok relacji z przebiegu wydarzeń oddana jest atmosfera niepewności, strachu i obaw jaka towarzyszyła jemu i jemu współczesnym w godzinach kataklizmu. Wybuch Wezuwiusza wstrząsnął nim i całym starożytnym światem. Zjawisko, które obróciło w niebyt trzy wspaniałe miasta: Pompeje, Herkulanum i Stabie było czymś przerażająco niezwykłym. I takim pozostało do dziś.

Od tego czasu Wezuwiusz dawał o sobie znać około 200 razy. Ostatni raz przypomniał o swoim istnieniu 13 marca 1944 roku i od tego czasu nie przejawia aktywności. Obecnie wulkan jest w stanie drzemki. Od Pliniusza Młodszego pochodzi nazwa typu erupcji pliniańskiej obejmującej wysoką kolumnę popiołu w kształcie grzyba/drzewa pinii i występowanie spływów piroklastycznych. 

W Pompejach zginęło ponad 2000 osób, w Herkulanum ponad 300. Wskutek erupcji Wezuwiusza w 79 r. mogło zginąć nawet 16 000 ludzi, ale precyzyjna liczba ofiar śmiertelnych wciąż pozostaje nieznana.

Dołączone obrazy:

Pierre-Henri de Valenciennes 1813 - Erupcja Wezuwiusza, Sierpień 24, AD 79, Tuluza - Musée des Augustins. Na pierwszym planie śmierć Pliniusza Starszego.

Angelica Kauffmann 1785 – Pliniusz Młodszy i jego matka w Mizenum – Art. Muzeum Uniwersytetu Princeton

poniedziałek, 18 listopada 2024

Etna: badania barona von Waltershausena

Oprócz głównego szlaku wiodącego na główne kratery Etny istnieje inny: Sentiero Natura Monti Sartorius, wiodący z Rifugio Citelli do Monti Sartorius, grupy siedmiu kraterów ulokowanych na północo-wschodniej części masywu Etny. Skąd wzięła się ta nazwa??? Otóż nie pochodzi od nazwy najdłuższego mięśnia w człowieczym ciele, który rozciąga się od miednicy wzdłuż wewnętrznej strony uda aż do łydki, a od jednego z imion barona von Waltershausena niemieckiego fizyka i geologa, profesora na Uniwersytecie w Gӧtingen, który w latach 1836-1843 wraz z kolegami z Włoch i Niemiec prowadził pomiary i badania geologiczno-kartograficzne Etny. Efektem kilkuletniego opracowania zebranych danych był wydany w Getyndze (w 1853 r.) monumentalny Atlas des Ätna, w którym po raz pierwszy geodezyjno-kartograficznie i geologicznie zmapowano cały kompleks wulkanu, z opisami spływów lawy z kolejnych erupcji.

Kilka słów o tym wybitnym niemieckim geologu i twórcy niemieckiej wulkanologii.

Wolfgang Sartorius von Waltershausen urodził się w 1809 r. w Getyndze i kształcił się na tamtejszym uniwersytecie, gdzie jego ojciec Georg był profesorem i wykładowcą ekonomii i historii. Bliskim przyjacielem rodziny był Johan Wolfgang von Goethe, który podawał go do chrztu i po którym otrzymał pierwsze imię. Studiował nauki matematyczno-chemiczne i przyrodnicze, a w szczególności mineralogię. Z kolei jego jedyny syn August, był znanym profesorem - ekonomistą, który specjalizował się w gospodarce amerykańskiej.

Jak już wspomniałem Wolfgang od 1836 r. z grupką niemiecko-włoskich badaczy, prowadził badania geodezyjno-geologiczne na Etnie. W zasadzie, każdy z jego współpracowników w późniejszych latach mógł się poszczycić wybitnymi osiągnieciami naukowymi. Najdalej zaszli: jego rodak - Christian Heinrich Peters, który po emigracji do Stanów został profesorem w Hamilton Collage, astronomem i odkrywcą licznych planetoid, gwiazd i galaktyk, a także Francesco Saverio Cavallari, ceniony w Meksyku i Włoszech profesor architektury i archeologii.

Po powrocie w 1843 r. z Etny Waltershausen kilkakrotnie odwiedził Islandię. Efektem były publikacje: Physisch-geographische Skizze von Island (1847), Über die vulkanischen Gesteine in Sizilien und Island (1853), and Geologischer Atlas von Island (1853). W tym czasie został też mianowany profesorem geologii i mineraologii na swej rodzimej uczelni w Getyndze. Piastował tą funkcję, aż do swojej śmierci w 1876 r.

W 1866 r. opublikował szeroko komentowany esej: Recherches sur les climats de l'époque actuelle et des époques anciennes, w którym stawia tezę, że epoka lodowcowa na Ziemi spowodowana była jej ruchami tektonicznymi.

W 1880 r. Arnold von Lasaulx opublikował własnoręcznie przejrzane, nieznane wcześniej notatki Waltershausena w postaci grubego tomu Der Ätna, uzupełniającego wydany wcześniej Atlas.

Ale powróćmy do Kraterów Sartoriusa. Powstały one w trakcie erupcji Etny w 1865 roku. Po jej zakończeniu 28 czerwca 1865 r. geolodzy z Katanii zadecydowali aby nazwać je imieniem Waltershausena. Nazwa się przyjęła! Jako że szlak prowadzący na Kratery Sartoriusa jest krótki i łatwy, corocznie odwiedza je tysiące piechurów, wśród których tylko nieliczni wiedzą skąd wzięła się ich nazwa.

W późniejszym czasie imieniem Waltershausena nazwano również minerał sartoryt (PbAs2S4), a także lodowce: Waltershausen i Waltershausen Nunatak w Parku Narodowym północno-wschodniej Grenlandii.

W 2013 r. cała Etna zastała wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Prezentowana mapa wulkanologiczno-topograficzna Etny opracowana została przez profesora Emilio Chaix’a w 1892 r. (Bibliothèque nationale de France, GED-1580) na podstawie jego badań topograficznych jak i wcześniejszych prac Wolfganga Sartoriusa von Waltershausen i Arnolda von Lasaulxa.

EDIT: Trwa wyciek lawy z indonezyjskiego wulkanu Lewotobi Lakilaki (Flores, Indonezja). Główny wylew lawy ma miejsce na jego zachodnim zboczu. Eksplozje wulkaniańskie emitują popiół na wysokość 3-4.3 km. Okolice wulkanu są przysypane popiołem. 

sobota, 16 listopada 2024

Mapa nr 2 erupcji wulkanu Etna w latach 1634-36

Ta monochromatyczna mapa (rysunek; 47,3 × 33,2 centymetra) różni się graficznie i jest zdecydowanie bardziej szczegółowa od mapy 1. Została dołączona do listu, który jezuita ojciec Antoine Leal wysłał z Malty 18 marca 1636 r. do Monsieur Dop’a. W liście, który wraz z mapą jest zachowany w Bibliothèque National de France (Occidental Division, Dupuy, numer 488, folio 173), Leal informuje, że ​​odwiedził najsłynniejsze miejsca kultu na Sycylii, a podczas pobytu w Katanii 8 grudnia 1635 r., wziął udział w wycieczce na będącą od 1634 r. w stanie erupcji Etnę.

Mapa realistycznie przedstawia wypływ lawy z nowego krateru i jej spływ na zachód i wschód w stosunku do blokujących Katanię wzgórz Salto del Cane. W tym samym czasie z głównego krateru Etny emitowany jest popiół? Ponadto autor przedstawia na niej 27 lokalnych wiosek, nieaktywne kratery i inne obszary wulkanu. Widać też grupę modlących się osób, pragnących w ten sposób powstrzymać potoki spływającej lawy.

Mapa i opis pomagają przedstawić erupcję z 1635 r. w sposób bardziej szczegółowy i dokładny.

Erupcja wulkanu Etna z lat 1634-36 na starej mapie

Etna nadal zaskakuje badaczy, którzy badają historię jej licznych erupcji. Podczas przeprowadzonych na początku tego wieku szeroko zakrojonych badań w celu opracowania nowego katalogu jej erupcji, odnaleziono dwie mapy które wcześniej nie były znane badaczom. Dotyczą one erupcji wulkanu, która rozpoczęła się 19 grudnia 1634 r. i trwała do czerwca 1636 r.

Obie są ważnymi źródłami ikonograficznymi, pozwalają bowiem uzyskać pełniejszy obraz erupcji, dostarczając przy tym znaczących i uzupełniających elementów do dwóch odrębnych, a także nieznanych wcześniej raportów im towarzyszących, sporządzonych przez dwóch odwiedzających w tym czasie Sycylię jezuitów, jednego nieznanego Włocha i jednego znanego z nazwiska Francuza.

Prezentowana dzisiaj mapa (rysunek 28,8 × 39,5 centymetra), zachowana w Biblioteca Nazionale Centrale di Roma (Fondo Gesuitico, numer 763), jest dołączona do napisanego raportu z 1635 roku. Jego anonimowy autor, który prawdopodobnie również wykonał rysunek, był naocznym świadkiem erupcji od 19 grudnia 1634 roku do co najmniej 17 stycznia 1635 roku. Widział ją z Katanii i kilku wiosek wokół wulkanu. W swym raporcie oświadcza, że skrupulatnie obserwował miejsca i że podane przez niego informacje topograficzne są poprawne, ponieważ otrzymał pomoc od lokalnego przewodnika, zaś na początku stycznia 1635 r., z tymże przewodnikiem udał się na wycieczkę w pobliże aktywnego krateru.

Na dołączonej do raportu grafice z notatkami po łacinie, wypływająca z Etny czterema głównymi odnogami lawa jest czerwona, grunt jest ochrowy, a istniejąca wówczas „strefa śniegu”— biała. Siedem lokalizacji autora jest zaznaczonych za pomocą czarnych kropek. Powierzchnia wulkanu jest rzutowana na płaską powierzchnię, tak jakby rysownik chciał przedstawić wszystko, co się wydarzyło, a nie tylko to, co można było zobaczyć z danego punktu obserwacyjnego.

Według obserwatora najbardziej wysunięty na wschód strumień lawy rozciągał się aż do terytorium Acireale (oznaczonego na mapie jako Jaco). Informacje o tym były nieznane we wcześniejszej literaturze wulkanologicznej poświęconej Etnie.

Erupcja wulkanu Etna w latach 1634-36 miała miejsce na południowej stronie Valle del Bove i zniszczyła wypływem lawy lasy i winnice pomiędzy Zafferana Etnea a Fleri. Do ostatniej jak dotąd silniejszej erupcji sycylijskiego wulkanu doszło 10 listopada 2024 roku. 

http://wulkanyswiata.blogspot.com/2024/11/erupcja-wulkanu-etna-ktora-zignoroway.html

piątek, 15 listopada 2024

Najnowsze informacje o Maurycym Komorowiczu

W opublikowanej w 1909 r. popularnonaukowej książce poświęconej wulkanom: Feuergewalten; gemeinverständliche Schilderung vulkanischer Phänomene do opisu Etny, Komorowicz posłużył się rysunkiem niemieckiego geologa Sartoriusa von Waltershausena. Rysunek powstał w czasie pobytu Sartoriusa na Sycylii, w latach 1834 - 1843 kiedy to prowadził badania kartograficzno-geologiczne wulkanu. Wynikiem tych prac był monumentalny Atlas des Ätna (1858–1861), w którym zobrazowane zostały potoki lawy pojawiające się w trakcie kolejnych, historycznych erupcji wulkanu. Następnymi laty von Waltershausen swą uwagę skierował na Islandię i wulkanom tej wyspy były poświęcone jego kolejne książki. Do Sartoriusa i Etny powrócę w kolejnych wpisach.

Zachęcony Waszymi Drodzy Czytelnicy komentarzami, które pojawiły się pod opublikowanymi tekstami poświęconymi zapomnianemu wulkanologowi Maurycemu Komorowiczowi, postanowiłem pogrzebać w dostępnych w Internecie niemieckich i holenderskich archiwach, aby dowiedzieć się więcej o jego pracy na Molukach. Okazało się, że kontrakt z holenderską służbą geologiczną podpisał praktycznie zaraz po obronie swojego doktoratu poświęconego islandzkim wulkanom półwyspu Reykjanes i obszaru Strytur. Już w sierpniu 1912 r. (a nie jak podałem za wiki, że na początku 1913 r.) pojawił się wraz z Cecylią w Batawii (dzisiejsza Jakarta), w ówczesnych Indiach Holenderskich (dzisiejsza Indonezja). Od wiosny 1913 r. prowadził badania obszaru wulkaniczno-sejsmicznego rozciągającego się od wyspy Sulawesi poprzez wyspy Sangir, aż do wysp Filipin. Celem tych badań było zbadanie przyczyn i zasięg wstrząsów sejsmicznych, jakie miały miejsce w tym rejonie w marcu 1913 r. Z zapisów holenderskich wynika, że 2 marca 1914 r. Maurycy zostaje zwolniony z funkcji rządowego geologa; otrzymuje trzymiesięczną odprawę i wraz z Cecylią powraca do Berlina. Przyczyną była “udowodniona fizyczna niemożliwość sprawowania funkcji”. Wynika z tego, że w Indonezji Komorowiczowie przebywali ponad 1.5 r. (Sierpień 1912 – Marzec 1914). Opisy i wyniki swych badań Maurycy opublikował w roczniku "Zeitschrift für Vulkanologie" No 2 (1916).

Z pewnością Komorowiczowie jeszcze w 1916 r. mieszkają w Berlinie Schoenebergu w willi przy ulicy Gustava Müllera 33. Wiadomo również, że Cecylia umiera 12 maja 1919 r. i zostaje pochowana w kwaterze Popielów na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. W tym samym roku Maurycy jest ewakuowany przez swego wuja do majątku Gorzyczki w Wielkopolsce, gdzie przebywa do swej śmierci w 1923 r. Jeżeli zdobędę jakieś dalsze informacje, to będę informował w kolejnych wpisach.

piątek, 1 listopada 2024

Islandzka wyprawa Maurycego Komorowicza i jego żony Cecylii

                                                    

Latem 1907 r. Maurycy Komorowicz wraz z żoną Cecylią i niemieckim rysownikiem Kurtem Albrechtem wybrali się na Islandię. Maurycy swoją ponad dwumiesięczną podróż opisał w opublikowanych w 1908 roku, w Przeglądzie Polskim - Notatkach z podróży do Islandyi. Poniżej wypisy z publikacji. Z jednej strony są w nich zawarte uwagi podróżnika poznającego nieznany ląd, z drugiej zaś ściśle naukowe podejście do geologii i wulkanologii Islandii, okraszone polemikami z kolegami po fachu.

Z pokładu parowca Duńskiego Zjednoczonego Stowarzyszenia - "Laura", tak opisuje zbliżającą się wyspę:

Na wieczór dnia piątego tej męczącej drogi, kiedy ocean jakby ciągłemi zapasy zmęczony, stosunkowego spokoju nam udzielił, siedzimy na pokładzie i po raz pierwszy dostrzegamy ciemne kontury odległej wyspy, wyłaniające się z szarych fal. Fantastycznie rysują się na horyzoncie dziwaczne kształty skalistych wysp Westmanno, a za niemi het daleko widać całun śnieżny ogromnego Vatna Jokuli, wśród którego ponurej grozy zabłąkał się słaby różowy promyczek zachodzącego słońca…. Z poza przylądka (Portland) wysuwa się niebezpieczny wulkan Katla, a da lej jeszcze srebrno-szary olbrzym Eyjafjalla”.

100 lat temu Reykjavik to:

Miasto, liczące 10.000 mieszkańców, …. prawie całkowicie z drzewa zbudowane, o ładnych, czystych i nawet gustownych domkach. Posiada trzy kościoły, z tych jeden katolicki, wielki szpital na 300 łóżek, prowadzony przez Siostry Miłosierdzia, dwa banki krajowe, kilka szkół, gimnazyum, dwa muzea i nawet kilka hoteli. W sklepach prawie wszystkiego dostać można; w ogóle, przyjechawszy, mile się jest zdziwionym, zastając o wiele większą cywilizacyę, niż się na tej dalekiej północy spodziewać było można. Za to razi kompletny brak drzew, tu i ówdzie tylko w małych ogródkach widzi się niskie krzewy i trochę kwiatów”.

12 lipca 1907 r. ekspedycja opuszcza Reykjavik. Namioty, środki żywności i wszystkie potrzebne przybory załadowane zostały na wypożyczone konie. Początkowo planowano przejechać całą wyspę, aż do leżącego po drugiej stronie wyspy miasta Akureyri drogą pocztową. Jednak Maurycy zmienia plany. Decyduje się jechać na przełaj przez dzikie, całkowicie niezamieszkałe okolice. Tak opisuje pierwsze godziny podroży:

Droga nudna i jednostajna, krajobraz dolerytowy, który przed tysiącami wieków znajdował się pod pokrywą lodową. Grunt pokryty ostrokątnemi kamieniami, spiętrzone gromady głazów tworzą morenę gruntową, a podkład przedlodowej dolerytowej lawy wyziera w licznych roches moutonnees. Z geograficznego punktu widzenia, okolica ta jest monotonną; lekko pagórkowaty typowy krajobraz z epoki lodowej, tylko na widnokręgu widać kilka szarych szczytów bazaltowych i łańcuch tuffowych wzgórz półwyspu Reykjanes”.

Wielki Gejzer traktuje jako obiekt sporu naukowego:

Wielki Geysir należy, jak wiele rzeczy w Islandyi, do tych, o których wiele się rozprawia bez należytego zrozumienia rzeczy. Pominąwszy teoryę Bunsena, stosującą się przeważnie do fizykalnych lub chemicznych problematów, Geysir nie był dotąd właściwie nigdy dokładnie geologicznie zbadany i opisany, jako też w ogóle cała sprawa gorących źródeł w Islandyi dotychczas po macoszemu była traktowana, gdyż objaśnienia ogólnikowe, jak n. p. „gorące źródła i fumarole, są ostatniem stadyum zanikającej czynności wulkanów”, wystarczyć przecież nie mogą”.

A gorące źródła:

Gorące źródła Haukadalur, …. składają się z wielkiej ilości termów różnorodnego gatunku, położonych u stóp niewielkiego wzgórza z liparytu Laugafjell. Cały obszar jest pofalowany i zdaje się zawdzięczać tę okoliczność działalności fumaroli. Jak na palecie, widzimy tu zmięszane przeróżne najjaskrawsze farby. Laugafjell jest żółto-pomarańczowy, kruchy i łupiasty; kopce fumaroli czerwono-brunatne, okrągławego kształtu, składają się przeważnie z mułu; ziemia w około źródeł, poddana w skutek wyziewów ciągłym procesom chemicznym, mieni się we wszystkich kolorach. Sam Geysir leży w basenie około 18 m. średnicy, otoczony wałem z osadu wapiennego sintru. Przenikliwa woń siarkowodoru napełnia powietrze. Źródła posiadają najróżnorodniejszy stopień działalności. Niektóre są zupełnie spokojne, inne wciąż gotują się i syczą jak samowary, inne mają peryodyczne wybuchy”.

Dalej szlak wyprawy wiódł nad jezioro Hvitarvatn, gdzie był czas na siedmiodniowy odpoczynek, polowania na dzikie ptactwo i poznawanie okolicy:

Z jeziora wypływa Hvita, szeroka, głęboka, rzeka glacyalna, odznaczająca się rwącym prądem i silnie zmąconą wodą. Oba lodowce spływają wprost w jezioro; południowy, młodszy, odznacza się łagodną skarpą i leży wyżej, niż dotykające go z prawej strony wzgórze. Północny, bez porównania stromszy, znajduje się w głębokiem, wyraźnie odznaczonem korycie i jest silnie popękany. Oba są czysto polarnego typu, …. wchodzą wprost w jezioro, które oderwana z nich kra zapełnia. Na północnym brzegu jeziora znajdują się dwa wulkany. Nowsza, częściowo przez Jókull zagrzebana kopa z lawy, na wschód zaś od niej przedlodowy wulkan dolerytowy Baldheidi”.

Obszar wulkaniczny (wulkan tarczowy) Strytur jawi zaś się jako:

Strytur jest jednym z najciekawszych ze znanych mi wulkanów Islandyi. Właściwie jest to tylko krater, który w łagodnej pochyłości wylał lawę w około. Kształt jego, bardzo szczególny, przedstawia zagłębienie w formie litery T, w koło której grupują się szczeliny prawdopodobnie późniejsze. Po bokach kilka kop z lawy i grzbiet 34 m. wysokości, …. resztki obramowania dawniejszego krateru. Na zachodzie, samotnie stojący, bardzo ostry ząb, zapewne tego samego pochodzenia, co sławny stożek andezytowy na Mont Pelee. …. Strytur wylał wyłącznie tylko lawę, bez popiołu, ani żużli. Pole lawy dokoła jest silnie popękane i poorane; widzimy też znaczną ilość hornitos, wytworzonych przez eksplodujące gazy”.

Z Akureryi wyprawa korzysta z łatwiejszej drogi pocztowej:

Po pięciodniowym wypoczynku w Akureryi, zwracamy się z powrotem …. Z początku prowadzi szosa (tak niezwykłe w Islandyi zjawisko) …. Spotykamy liczne roches moutonnees, powoli jednak zanika krajobraz dyluwialny i wjeżdżamy w wązki przesmyk pomiędzy spiczastemi skałami. Na ścianach ich, przez erozyę spłukanych, widać wyraźnie wąskie, poziome pokłady, które w skutek rozkładu przybierają niekiedy czerwoną barwę. Gęsto napotykamy kawały bazaltu zawierającego miedź,…. Napotkałem tu grupę kraterów, nie zaznaczoną dotąd na żadnej mapie; zniszczenie, w jakiem się znajduje, przy pisać można trzęsieniu ziemi z nowszych czasów. Materyał składa się przeważnie z lapillów i żużli, lawy jest nie wiele. ….W kraterach, choć silnie zasypanych, rozpoznać można zagłębienia w kształcie podkowy. Lawa, silnie żelazista, składa się z kawałów bazaltu, dętych i dziurkowatych”.

Tak Komorowicz żegna wyspę:

Dnia 1 września opuściliśmy Islandyę zimnym wietrznym wieczorem; śnieg prószył. Gdyśmy w 24 godzin potem mijali południowe wybrzeże, wszystkie góry były pokryte świeżym śniegiem. Jeszcze raz ujrzeliśmy srebrzyste śniegowe pola, Eyjafjalla, olbrzyma, aż pod obłoki wznoszącego lodem ukoronowaną głowę, Myrdali, groźną Katlę... Od przylądka Portland zaczęliśmy tracić wyspę z oczu. Jakby na pożegnanie, zaróżowiło zachodzące słońce biały całun Vatnajokuli, i daleka Isafold, wspaniała królowa północy, zniknęła w pomroku”.

Praktycznie cały 20 stronnicowy polski opis wyprawy znalazł się w wydanej po niemiecku dwa lata później książce – Quer durch Island, w której dodatkowo pojawiły się pejzaże i zdjęcia Cecylii i Albrechta.

Wyprawa Komorowiczów zakończyła się sukcesem. Zebrane przez Maurycego Komorowicza materiały i poczynione przezeń obserwacje stanowiły duży wkład w poznanie geologii i przejawów wulkanizmu na Islandii, jak również podstawę opublikowanej pięć lat później rozprawy doktorskiej.

Takiego szczęścia nie mieli towarzyszący Komorowiczom do Reykjaviku członkowie ekspedycji Niemieckiej Akademii Nauk: doktor wulkanolog Walther von Knebel, jego asystent Hans Spethmann i pejzażysta Max Rudloff. 10 lipca w trakcie wyprawy łodzią po Öskjuvatn, jeziorze kalderowym wulkanu Askja, von Knebel i Rudloff zaginęli w nieznanych okolicznościach. Rok później narzeczona von Knebela, Ina von Grumbkow, w towarzystwie przyjaciela Walthera i islandzkiego przewodnika udała się na brzeg jeziora z nadzieją na odnalezienie i pochowanie ciał obu mężczyzn. Jednak to się jej nie udało. Na zachodnim brzegu Öskjuvatn trójka usypała kamienną piramidę o wysokości około czterech metrów i zainstalowała wyrzeźbioną w skale lawowej tablicę: „† 1907, Walther von Knebel, Max Rudloff”, która z czasem zastąpiona została metalową.

Hans Spethmann, który w czasie tragedii prowadził własne badania w innej części masywu, w sierpniu brał udział w islandzkiej ekspedycji ratunkowej. Trzy lata później dokładnie zbadał większość gór i pól lawowych masywu Askja. Wyniki tych badań uwzględnił w wydanej w 1913 r. monografii Islands grosster Vulkan. Die Dyngjufjøll mit der Askja. W tym samym roku założył Towarzystwo Przyjaciół Islandii.

Na ilustracjach Cecylii z 1907 roku stożek hornito wulkanu tarczowego Strytur (ostatnia erupcja 7000 lat temu) oraz masyw wulkaniczny Kerlingarfjoell

EDIT: 1 listopada doszło do emisji popiołu z krateru Benbow wulkanu Ambrym (Vanuatu) oraz z wulkanu Kanlaon (Negros, Filipiny). 

czwartek, 31 października 2024

Maurycy Komorowicz: pionier polskiej wulkanologii

Maurycy uchodzi za ojca chrzestnego polskiej wulkanologii. W przededniu Święta Zmarłych chciałbym przybliżyć sylwetkę tego niezwykłego człowieka i naukowca.

Maurycy Komorowicz, bo o nim mowa urodził się 21 lipca 1881 roku w Kijowie. Jego ojcem był wcześnie zmarły Piotr, a matką Helena z Horwattów. Szkołę średnią rozpoczął w I. Kijowskim Gimnazjum, ale po śmierci matki na trzy lata przeniósł się do Cesarskiej Szkoły Prawniczej w Petersburgu. Jesienią 1896 r. wstąpił do internatu oo. Jezuitów w Chyrowie. Tam w 1902 r. uzyskał świadectwo dojrzałości. W następnym roku wyjechał do Niemiec i rozpoczął studia na uniwersytecie w Monachium. Po roku opuścił to miasto, by wstąpić na Wydział Chemiczny Wyższej Szkoły Technicznej w pod berlińskim Charlottenburgu. Jesienią 1906 r. przeniósł się na Uniwersytet Berliński, na którym studiował, a następnie pracował badawczo przez następne 6 lat. W 1912 r. uzyskał doktorat.

Już podczas studiów rozpoczął samodzielne wyprawy i badania wulkanologiczne na wyspach Oceanu Atlantyckiego. Od 1906 roku do 1909 roku wraz z żoną Cecylią (z Popielów) odbyli podróże badawcze (Islandia, Madera, Teneryfa, algierska Sahara). Każdą z wypraw opisywał w osobnych publikacjach, ilustrowanych przez Cecylię. Pod tym względem Komorowiczowie stanowili pierwowzór zgodnie współdziałającego małżeńskiego teamu ukierunkowanego na opisywaniu i dokumentowaniu wulkanów na świecie. Maurice i Katia Krafft poszli tą samą drogą kilkadziesiąt lat później. Informacje o podróżach po Islandii Komorowicz zamieścił w "Notatkach z podróży do Islandii" opublikowanych w Polsce w 1907 r. oraz w obszernej, bogato ilustrowanej przez Cecylię i Kurta Albrechta (znanego z późniejszych nowojorskich prac) książce „Quer durch Island”, wydanej w 1909 r. Zebrane przez niego materiały i poczynione obserwacje stanowiły duży wkład w poznawanie geologii i wulkanizmu na Islandii. W tym samym roku wychodzi kolejna książka Komorowicza, tym razem popularnonaukowa: „Feuergewalten: gemeinverständliche Schilderung vulkanischer Phänomene”, w której systematyzuje i opisuje wulkany z różnych stron świata.

W kolejnym roku wydaje ”An Sonnigen Gestaden”, w której opisuje wulkany subtropikalnej Afryki.

Wydana w 1912 w Stuttgarcie książka: ”Vulkanologische Studien auf eingen Inseln des Atlantischen Oceans” z ilustracjami Cecylii, stanowi podstawę jego rozprawy doktorskiej. W niej szczegółowo omawia islandzkie struktury wulkaniczne na półwyspie Reykjanes oraz m.in. wulkan tarczowy Strytur. Książka została wysoko oceniona przez środowisko naukowe. 

Wiosną 1913 roku Maurycy, obejmuje stanowisko geologa rządowego i wyjeżdża z żoną do Indii Holenderskich (dzisiejsza Indonezja). Zamieszkali w Batawii (dzisiejszej Jakarcie), a później w Buitenzorg (dzisiejszy Bogor). Celem badań wulkanologicznych zleconych Komorowiczowi przez rząd holenderski było: zbadanie przyczyn i zasięg wstrząsów sejsmicznych, jakie miały miejsce w tym rejonie w marcu 1913 r. Opis i wyniki przeprowadzonych badań Komorowicz zamieszcza w "Zeitschrift für Vulkanologie". W tym samym czasie w ślady Komorowiczów idzie kolejny wielkopolanin – Józef Zwierzycki, który przez kolejne kilkadziesiąt lat badał będzie geologię Wysp Sundajskich. Ciężka praca oraz niezdrowy klimat jawajski odbiły się na zdrowiu Komorowiczów. Po powrocie do Berlina umiera żona Cecylia, a Maurycego trawi ciężka choroba tropikalna.

W 1919 roku schorowanego Maurycego zabiera z Berlina jego wuj Edward Horwatt i umieszcza w domu na terenie posiadłości w Gorzyczkach, oddalonych o około 6 km od Czempinia. Silne wyniszczenie organizmu przez nieuleczalną chorobę, a także uzależnienie od stosowanej w leczeniu morfiny doprowadza do śmierci Komorowicza 7 stycznia 1923 roku. Trzy dni później zostaje pochowany na cmentarzu w Czempiniu.

W powojennej Polsce zapomniany. Dopiero w 1970 r. profesor Wojciech Narębski w kwartalniku Polskiej Akademii Nauk „Prace Muzeum Ziemi” przypomniał jego sylwetkę i dokonania.

Kilka lat później podobnie uczynił czempiński regionalista Józef Świątkiewicz publikując pracę: Maurycy Komorowicz wulkanolog z Czempinia. Staraniem jego i czempińskich regionalistów bezimienną mogiłę Komorowicza przykryła gruba granitowa płyta z napisem:

Dr Geologii Maurycy Komorowicz Wulkanolog, Podróżnik, Pisarz i Kompozytor Ur. 21 lipca 1881 r. w Kijowie Zm. 7 stycznia 1923 r. w Gorzycach

Zmarły dwa lata temu profesor Narębski tak pisał o Komorowiczu: „Kiedy w początku listopada 1967 r. odwiedziłem Czempiń i okolice, aby osobiście zapoznać się z miejscami związanymi z ostatnim okresem życia Maurycego Komorowicza, niezamieszkały dziś dom w Gorzycach chyli się ku ruinie, a grób wyróżnia się jedynie wielkim krzyżem dębowym. Zaledwie kilku najstarszych mieszkańców Gorzyc, którzy dopomogli… w identyfikacji mogiły, pamiętało dziwną dla nich i nieco tajemniczą postać samotnika z gorzyckiego domu, o którego nieprzeciętnym dorobku naukowym i podróżach badawczych dowiedzieli się dopiero z ust piszącego te słowa…” „…Możemy dziś z pełnym przekonaniem stwierdzić, że przyczyną tragicznego, przedwczesnego zgonu Maurycego Komorowicza była jego pasja badawcza, niepowstrzymana chęć obserwacji zjawisk wulkanologicznych w najtrudniej nawet dostępnych rejonach naszego globu, bez względu na koszty i warunki. Ta właśnie pasja przyrodnika i humanisty doprowadziła go do utraty zdrowia, co było przyczyną przedwczesnej śmierci…„

W przeddzień Święta Zmarłych zapalam lampkę na Jego grobie.

sobota, 25 lipca 2020

Bombardowanie krateru stożka Tavurvur w 1943 roku

Tavurvur to jeden z najaktywniejszych wulkanów Papui Nowej Gwinei (Wschodnia Nowa Brytania). Zwany także pod nazwą Matupi graniczy z wyspą Matupi i znajduje się blisko miasta Rabaul. W trakcie silnej erupcji w 1937 roku wulkan zniszczył owo miasto. Także w 1941 roku wyemitował duży obłok popiołu. Do ostatniej jak dotąd erupcji stożka Tavurvur doszło 29 sierpnia 2014 roku.

W nocy z 22 na 23 stycznia 1942 roku japońskie siły wojskowe wylądowały w Rabaul. W tym czasie erupcja stożka Tavurvur oświetlała Japończykom drogę ułatwiając im dostanie się na brzeg. W trakcie japońskiej okupacji miasta w latach 1942-45 nieregularne erupcje stożka przysypywały popiołem miasto oraz samoloty stacjonujące na lotnisku Lakunai (NE od stożka).

W marcu 1943 roku Amerykanie wpadli na pomysł zbombardowania krateru stożka Tavurvur w celu obudzenia wulkanu i spowodowania jego erupcji, by zaszkodzić japońskim siłom okupacyjnym. Do zbombardowania krateru doszło pomiędzy północą a pierwszą w nocy 22 marca 1943 roku. Bombowiec B-17 pilotowany przez majora Carla A. Hustada zrzucił do krateru stożka Matupi dwie bomby, ale erupcja nie została sprowokowana.

18 września 1943 roku na terytorium Papui Nowej Gwinei doszło także do narodzin nowego wulkanu zwanego Waiowa (Goropu). Erupcje Waiowa trwały do sierpnia 1944 roku. Potem wulkan zamilkł na długie lata.

W 1994 roku miała miejsce symultaniczna erupcja stożków Vulcan i Tavurvur, która zdewastowała miasto Rabaul i okolice.

O stożku Tavurvur pisze dziennikarz, pisarz i fotoreporter Charles Montgomery w "Bogu rekinie" (2004) - nie miałem jednak okazji czytać tej podobno znakomitej autobiografii.

Na archiwalnym zdjęciu stożek Tavurvur w trakcie erupcji w 1937 roku.

http://rabaulhistoricalsociety.pbworks.com/w/page/67547709/Between%20Wars

piątek, 1 maja 2020

Wulkany i wikingowie: erupcja Eldgjá na Islandii

Nieznana jest dokładna data tzw. Ogni Eldgjá, wiadomo natomiast iż ten potężny wyciek lawy miał miejsce już po zasiedleniu Islandii (rok 874). Zazwyczaj podawana jest data 934 oparta na analizie grenlandzkich rdzeni lodowych, ale natknąłem się w pracy naukowej wulkanologa Clive'a Oppenheimera i innych autorów na nieco późniejszą datę: wiosna 939- jesień 940 i tej daty będę się trzymał. Dlaczego ta późniejsza data może być właściwa? W irlandzkiej kronice 'Chronicon Scotorum' irlandzki mnich wspomina 'krwistoczerwonym słońcu' - "słońce było w kolorze krwi od początku [pierwszego] dnia do środka następnego dnia'.

Słynny poemat nordyckiej mitologii "Völuspa" (Przepowiednia Wieszczki) - najstarszy i najbardziej znany utwór "Eddy Starszej" opisuje dramatyczne skutki tej potężnej erupcji. Sama nazwa Eldgjá składa się z dwóch członów: "Eld" - ogień, "gja" - szczelina.

I właśnie aktywność erupcyjna Eldgjá miała miejsce wzdłuż szczeliny (i rządu eksplozywnych kraterów) o niebagatelnej długości 75 km powiązanej z islandzkim podlodowym wulkanem Katla, który znajduje się pod lodowcem Mýrdalsjökull. Erupcja Eldgjá wyprodukowała aż 19.6 km sześciennych magmy plus 1 km sześcienny tefry, czyli więcej niż słynna erupcja Lakakigar w 1783-84 (tutaj odpowiednio 14.7 km sześciennych lawy i tefry). Lawa płynęła w kierunku Álftaver i płaskowyżu piaskowego Mýrdalssandur, wzdłuż rzeki Skaftá i w dół Meðalland docierając do Atlantyku w Alviðruhamrar. Jedną z atrakcji Islandii jest dwustopniowy wodospad Ófærufoss spływający do kanionu Eldgjá (na zdjęciach).

Dwunastowieczna islandzka księga Landnámabók opisuje dwóch osadników Ásbjǫrna Reyrketilssona i jego brata Steinfiðra, który jako pierwsi osiedlili się na obszarze erupcji. Ásbjǫrn był wyznawcą nordyckiego boga Thora, co skutkowało zadedykowaniu gromowładnemu bóstwu części obszaru Þórsmǫrk. Potem ten obszar - zapewne wskutek erupcji wulkanicznej - stał się opuszczony i zaczął funkcjonować pod islandzką nazwą "eyði" (pustkowie).

Następstwami erupcji szczelinowej Eldgjá były wspomniane już wcześniej krwistoczerwone słońce oraz surowe zimy w latach 939-940, 940-941 wspomniane m.in. w 'Chronicon Scotorum' i 'Res Gestae Saxonicae', ale także w chińskich źródłach tamtych odległych czasów. W Mongolii Wewnętrznej spadł śnieg. Także zima w Chinach w latach 941-942 była ekstremalnie mroźna. W roku 941 Włochy zostały dotknięte klęską głodu, podobnie kraje Beneluksu, Niemcy, Szwajcaria czy część Francji. Głód szerzył się w chińskich prowincjach Henan i Shandong. Zamarzały rzeki i jeziora.

W latach 942-943 we wschodnich Chinach w okresie wiosenno-letnim panowała susza, wskutek której zmarło dziesiątki tysięcy ludzi. W 941 roku obszar centralnej Europy nawiedziła plaga szarańczy, w latach 942–943 szarańcza atakowała uprawy w basenie rzeki Jangcy.

W "Völuspa" pogański bóg Odyn przywraca do życia wieszczkę, która przepowiada koniec panteonu pogańskich bóstw i nadejście nowego pojedynczego bóstwa. Jednym znaków apokalipsy jest połknięcie słońca przez monstrualnego wilka Fenrisa. 'Promienie słoneczne stają się ciemne, nadchodzące lata wszystkie fatalne' 'Słońce staje się ciemne, ląd osuwa się do morza. 'Płomień wznosi się wysoko aż do nieba' (fragmenty zwrotek 41 i 57 - tłumaczenie własne). W trakcie erupcji wulkanu Katla w 1918 roku słońce świeciło, ale wskutek opadu popiołu z nieba stało się ciemne. Zwrotka 38 "Völuspa" - 'krople jadu spływały przez dziury w dachach' (kwaśny deszcz, częste zjawisko towarzyszące erupcjom wulkanicznym). Zwrotka 52 '[ognisty olbrzym] Surtr przybywa z południa' - czyli z Suðurland (południowa część Islandii), tam gdzie znajduje się długi kanion wulkaniczny Eldgjá.

Zatem według tych danych słynna "Völuspa" mogła powstać po latach 939-940. Prawdopodobnie to potężna erupcja Eldgjá stała się katalizatorem przyjęcia przez islandzkich wikingów monoteistycznego chrześcijaństwa w latach 999/1000, choć sam proces następował na Islandii stopniowo i z oporami.

Podobnie dewastujące skutki miała dla Islandii erupcja szczelinowa Laki w latach 1783-84, która doprowadziła do śmierci 9-10 000 Islandczyków.

Źródła: https://link.springer.com/article/10.1007/s10584-018-2171-9
https://pl.wikipedia.org/wiki/V%C3%B6luspa

Zdj. Ingi Haraldsson, Thierry Hennet, Tomasz Lepich.

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Wyprawa na wulkan Methana w Grecji - kwiecień 2019

Jak co roku (aby nie wypaść z wprawy) wybieram się na jakiś wulkan. Do tej pory dominują wulkany w Europie, ale mam nadzieję że to się niebawem zmieni. Tym razem moim celem był kompleks bazaltowo-andezytowych i ryodacytowych kopuł lawowych Methana formujących półwysep o tej samej nazwie w zatoce Sarońskiej na północno-wschodniej stronie Peloponezu. A już szczególnie wulkan (kopuła lawowa) Kameno Vouno uformowany w tracie erupcji wulkanicznej w III wieku p.n.e, która wyprodukowała docierający do wybrzeża wylew lawy o długości 500 metrów. Do erupcji tej mogło dojść około roku 226 p.n.e (plus minus 5 lat), choć są rozbieżności w datach. Pisał o niej m.in. Owidiusz oraz grecki geograf, historyk i podróżnik Strabon w "Geografii" (tłumaczenie własne):

https://pl.wikipedia.org/wiki/Strabon

"A o Methone w Zatoce Hermione - góra o wysokości siedmiu stadionów (antyczna grecka jednostka długości - przypis własny) wyrosła wskutek ognistej erupcji i za dnia ta góra była nieprzystępna z powodu żaru i smrodu siarki, a w trakcie nocy jaśniała z wielkiej odległości i była tak gorąca że morze wrzało na długość pięciu stadionów i było mętne nawet na długość dwudziestu stadionów; wypiętrzało się wskutek odpadania masywnych skał nie mniejszych niż wieże."

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pauzaniasz_(geograf)

O Methanie wspominał także grecki geograf Pauzaniasz. W "Wędrówkach po Helladzie" napisał iż w Methanie znajdowała się świątynia Izydy (Isis), a na rynku posągi Hermesa i Herkulesa. Opisywał że w odległości trzydziestu stadionów od miasta znajdowały się gorące źródła. Napisał że za rządów "Antigonusa, syna Demetriusza (króla Macedonii, data panowania: 229-221 p.n.e) najpierw pojawiła się woda, a to co się potem pojawiło to nie była woda, ale wydobywający się spod ziemi ogromny ogień i kiedy on zanikał woda płynęła - nawet dzisiaj jest gorąca i nadzwyczajnie słona."

Do Kameni Vuono da się dojechać z Methana taksówką (opcja dla leniwych turystów), wypożyczonym samochodem albo dojść pieszo (tak zrobiłem, gdyż jestem dobrym piechurem). Nie jest to wyczerpująca wyprawa, gdyż do wulkanu prowadzi rzadko uczęszczana przez samochody i malownicza droga w otoczeniu innych starszych kopuł lawowych. Nie sposób się zgubić, wystarczy mieć mapę ze sobą. Mapę, stosowne obuwie i trochę wody. Na Kameni Vouno da się wspiąć w 25 minut - z malutkiej wioski Kameni Chora (spod restauracji) idzie się jakiś kilometr drogą, potem stosowny znak 'Volcano' przy małym parkingu wskazuje gdzie się wspinać na kopułę lawową i rozpoczyna się krótkie i mało wyczerpujące wejście. Warto wspiąć się na wierzchołek i podziwiać piękny antyczny wyciek blokowej lawy oraz dotrzeć do jaskini lawowej. Do ostatniej niepotwierdzonej erupcji z Kameni Vuono miało dojść w sierpniu 1922 z krateru Kaimeno Vouno. Obszar Methana bywa także aktywny sejsmicznie - z zachodu na wschód miasto Methana przecina uskok.

Wszystkie zdjęcia mojego autorstwa, na ostatnich jeziorko termalne (zawartość: siarkowodór plus metan) w Methana przy nieczynnym spa termalnym z 1930 roku oraz kopuła lawowa Malja Khoriou.

Z pilniejszych wiadomości warto wspomnieć o żółtym poziomie alarmu dla meksykańskiego wulkanu Colima ze względu na wzrost aktywności sejsmicznej. Rozciągnięto strefę wykluczenia dla wulkanu na 8 km. Czyżby Colima miał się w tym roku przebudzić?

Warto dodać że 21 kwietnia w trakcie dwóch erupcji balijski wulkan Agung wygenerował obłok popiołu o wysokości 2.5-3 km. Natomiast 30 kwietnia chmura erupcyjna nad Agung w trakcie krótkiej erupcji sięgnęła wysokości 1 km. Opad popiołu miał miejsce w pobliskich wioskach.