Pokazywanie postów oznaczonych etykietą geologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą geologia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Polski geolog Wojciech Narębski

                                                 


O tej postaci przypomniałem już przy okazji pierwszego wpisu o Maurycym Komorowiczu, zapomnianym pionierze polskiej wulkanologii.

Za chwilę miną dwa lata od śmierci profesora, pułkownika Wojciecha Narębskiego; geologa od 1956 roku związanego z krakowskim oddziałem Muzeum Ziemi PAN.

Urodził się 14 kwietnia 1925 r. we Włocławku w inteligenckiej i patriotycznej rodzinie. Jako dziecko przeniósł się wraz z rodziną do Wilna, gdzie jego ojciec objął stanowisko architekta miejskiego. Po nastaniu sowieckiej okupacji, za działalność w konspiracyjnym Związku Wolnych Polaków został wiosną 1941 roku aresztowany przez NKWD i wywieziony do ZSRR. Po podpisaniu układu Sikorski - Majski udało mu się dołączyć do Armii gen. Andersa i wraz z nią przebyć szlak od ZSRR przez Persję, Irak, Palestynę, Egipt aż do Włoch i Wielkiej Brytanii.

W Palestynie, w 1943 r. zdał tzw. „małą maturą”. Maturę uzyskał w 1946 roku w Liceum działającym przy 2 Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa (we włoskim Alessano i angielskim Cawthorne).

W 1947 roku powrócił do Polski i dołączył do rodziny, która po wojennej tułaczce w komplecie zebrała się w Toruniu. Tam na UAM podjął studia chemiczne. Ukończył je w 1952 r. specjalizując się w mineralogii. W latach 1953–1955 odbywał studia doktorskie w zakresie geochemii na Akademii Górniczo-Hutniczej i Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W 1957 r. uzyskał na AGH stopień doktora, tematem rozprawy doktorskiej były „Mineralogia i geochemiczne warunki genezy syderytów fliszu karpackiego”, a promotorem Antoni Gaweł. W 1959 r. wziął udział w polskiej wyprawie na Spitzbergen zorganizowanej przez PAN w ramach obchodów III Roku Geofizycznego. Stopień doktora habilitowanego uzyskał w 1965 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim, na podstawie rozprawy „Petrochemia law puklistych Gór Kaczawskich i niektóre ogólne problemy petrogenezy spilitów”, (a więc dotyczącej ich powstawania w głębinach mórz, przed setkami milionów lat). W swych badaniach wprowadził wiele nowatorskich i pionierskich metod w chemicznym badaniu próbek geologicznych. W swych artykułach przypominał także zapomniane sylwetki polskich badaczy i naukowców. Jednym z nich był Maurycy Komorowicz.

13 maja 1968 r. w trakcie sesji naukowej poświęconej historii nauk geologicznych wygłosił referat: „Maurycy Komorowicz i iego prace wulkanologiczne” przedstawiając sylwetkę i działalność naukową zmarłego zaledwie przed 45 laty wulkanologa i podróżnika, badacza Islandii, Madery, Teneryfy, algierskiej Sahary i Celebesu. To dzięki wysiłkom Profesora został odszukany i zabezpieczony grób Komorowicza na czempińskim cmentarzu.

W 1973 roku otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, a w 1986 roku profesora zwyczajnego nauk o Ziemi. Był członkiem licznych komitetów i towarzystw naukowych tak polskich jak i zagranicznych.

Równolegle do swojej pracy naukowej mocno angażował się w działalność społeczną i kombatancką. Pisał artykuły przybliżające historię 2. Korpusu Polskiego, a także walczył z zakłamywaniem historii.

Los sprawił, że na jego drodze stanęła inna barwna postać. We Włoszech, jako kierowca ciężarówki 22 Kompanii Zaopatrzenia Artylerii; której etatowym kapralem był słynny niedźwiedź Wojtek, brał udział w bitwie pod Monte Cassino i w kampanii zakończonej wyzwoleniem Ancony i Bolonii. W korpusie wszyscy wiedzieli że w kompanii służy dwóch Wojtków – „Mały Wojtek”, czyli Wojciech Narębski, oraz „Duży Wojtek”, czyli właściwy miś. Gdy w latach dwutysięcznych „Duży Wojtek” stał się bohaterem światowej prasy, filmu i telewizji, a jego kolejne pomniki były odsłaniane w Polsce, Włoszech, Wielkiej Brytanii, „Mały Wojtek”; jeden z ostatnich żyjących bohaterów Korpusu, cierpliwie tłumaczył przed kamerami kolejnych stacji telewizyjnych fenomen niedźwiedzia, w którego „skórze, drzemała polska dusza”. I większość (tele)widzów takim go właśnie zapamiętała. Szkoda, że żadna ekipa przedstawiając Profesora nie wspomniała o jego naukowych dokonaniach.

Od 2021 roku działa stowarzyszenie Narębski Point założone przez przyjaciół Profesora. Narębski Point to konkretne miejsce na mapie świata – cypel na Antarktydzie nazwany tak przez wybitnego polskiego polarnika prof. Krzysztofa Ludwika Birkenmajera (1929-2019) podczas opracowywania przezeń szczegółowych map geologicznych Południowym Szetlandów. Celem statutowym działalności Stowarzyszenia jest pielęgnowania pamięci o prof. płk. Wojciechu Narębskim, pokazywanie jego biografii na tle ważnych wydarzeń historycznych, prezentowanie jego dorobku naukowego i twórczej aktywności społecznej.

Gdy w 1963 r. w edynburskim Zoo na wieczne łowy odszedł „Duży Wojtek” (przeżywszy 21 lat) BBC poinformowało „z żalem o śmierci słynnego polskiego żołnierza”.

Wojciech Narębski zmarł 27 stycznia 2023 r. Był postać wyjątkową, która zapisała się dużymi literami w nauce polskiej i w polskiej historii. O jego śmierci i pogrzebie BBC nie zamieściło żadnego komunikatu.

PS1: 🐻 4 i 5 stycznia 2025 roku w katowickim Teatrze Śląskim widzowie mieli okazję zobaczyć spektakl „Niedźwiedź Wojtek”. Narratorem spektaklu jest sam Wojtek, w którego rolę się wciela misiowaty Michał Piela.

PS2: 🐻 Zbierający nagrody na festiwalach filmowych, animowany film opowiadający historię „Dużego Wojtka” - “A Bear Named Wojtek” może być wkrótce na krótkiej liście do Academy Awards.

Na załączonych fotografiach: „Mały i Mały Wojtek” w Iranie 1942. „Duży i Mały Wojtek” w Krakowie 2018.

środa, 11 grudnia 2024

Finalista XX edycji konkursu Nauki w Polsce (kategoria Animator)

                                                  



11 grudnia br. w Warszawie miała miejsce jubileuszowa XX edycja konkursu serwisu Nauka w Polsce dotycząca popularyzacji nauki. Jakiś czas temu wysłałem zgłoszenie na ów prestiżowy konkurs i dostałem się do finału w kategorii Animator obok Mariusza Meusa, Pana Południka i polarniczki Dagmary Bożek z Instytutu Geofizyki PAN. Wygrała Pani Dagmara, zafascynowana dokonaniami polskich polarników i polarniczek, autorka czterech książek i popularyzatorka wiedzy o Arktyce i Antarktyce. Tak czy owak, otrzymałem dyplom i kilka nagród pocieszenia, wymieniłem kontakty i poznałem chociażby popularyzatora nauki Krzysztofa Poznańskiego (NaukowoTV). Nie zamierzam przestawać popularyzować wulkanów, tym bardziej, że nadal mnie one głęboko fascynują. Być może w 2025 roku będzie więcej prelekcji z moim udziałem np. na poznańskim Pyrkonie. 

Mała galeria z konkursowej imprezy powyżej. Zdj. Mark Krawczyk. 

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Andrew H. Knoll "Ziemia" (2021) - recenzja

                                                                     
W ośmiu rozdziałach "Ziemi" profesor historii naturalnej Andrew H. Knoll w sposób przenikliwy i zajmujący omawia ponad 4 miliardy lat istnienia Ziemi oraz ewolucji biologicznej i geologicznej, która owemu istnieniu towarzyszyła. Specjalizacjami Knolla są paleontologia oraz biogeochemia, jednakże wśród jego licznych zainteresowań znajdziemy także paleobotanikę oraz masowe wymierania, w tym oczywiście ogromne wymieranie permskie spowodowane intensywnym wulkanizmem 252 milionów lat temu. Zresztą to Knoll wraz z zespołem współpracowników jako jedni z pierwszych badaczy zaczęli spekulować, że do kluczową rolę w tym wymieraniu odegrała gigantyczna emisja dwutlenku węgla do atmosfery, której oczywistymi skutkami były globalne ocieplenie, zakwaszenie oceanów i spadek stężenia tlenu w oceanicznych głębinach. Obecnie również mamy do czynienia z globalnym ociepleniem, jednakże tym razem narastającym w ciągu ostatnich dwóch wieków wskutek spalania paliw kopalnych przez człowieka. Zmianami klimatycznymi, które nie są wywołane przez erupcje wulkaniczne, bo ludzkość (na szczęście) nigdy nie doświadczyła tak gigantycznych wypływów lawy jak np. trapy syberyjskie czy trapy Dekanu. Póki co moje urodzone w latach 80-tych XX-wieku pokolenie nie doświadczyło nawet naprawdę potężnej erupcji wulkanicznej o sile 7 w skali VEI, która mogłaby przynajmniej okresowo schłodzić klimat na Ziemi za sprawą emisji SO2 do atmosfery. Przypominam (co jest też wzmiankowane) w "Ziemi", że ostatnia taka erupcja miała miejsce w kwietniu 1815 roku na indonezyjskiej wyspie Sumbawa. Wybuchł wówczas wulkan Tambora, czego konsekwencją oprócz częściowego zniszczenia stożka była uporczywa anomalia klimatyczna zwana "Rokiem bez lata".

Aby głębiej zrozumieć historię naturalną naszej planety od jej powstania 4.5 miliarda lat temu aż do dziś nie należy skupić się tylko i wyłącznie na roślinności i zwierzętach. Należy się także choćby pobieżne zapoznać z prostymi mikroorganizmami: bakteriami, archeanami, algami, sinicami oraz sposobami ich funkcjonowania. To chociażby bakterie odpowiadają za obrót węgla, siarki, wodoru czy fosforu na Ziemi. Mimo wszystko naukowcy nadal nie wiedzą kiedy i w jakich okolicznościach powstało życie na Ziemi. Póki co możemy na ten temat jedynie spekulować. Czy biologiczne życie narodziło się w podmorskich głębinach, wśród pól kominów hydrotermalnych? A może w grę wchodzi spekulatywna teoria panspermii? Na pewno mogły to być najprostsze drobnoustroje, acz zdolne do wzrostu i namnażania się oraz podlegające prawidłom darwinowskiej ewolucji. Knoll zastanawia się także jaki może być przepis na życie na Ziemi obowiązkowo przytaczając słynny eksperyment prebiotycznej zupy Ureya i Millera z lat 50-tych XX wieku. 

Tlen, którym oddychamy zawdzięczamy chociażby fotosyntetyzującym mikroorganizmom, gdyż wczesna, obmywana przez oceany magmy Ziemia była tego tlenu pozbawiona. Natomiast nadal nie wiemy czy powstanie biologicznego życia na Ziemi było przypadkiem w naszym Układzie Słonecznym. A może jednak proces powstawania biologicznego życia jest powtarzalny w odmętach Wszechświata? Być może już za kilka/kilkanaście lat dowiemy się czy życie mikrobiologiczne istnieje w podlodowych oceanach Europy, Ganimedesa, Enceladusa czy w węglowodorowych jeziorach Tytana. Ja przynajmniej chciałbym poznać realną odpowiedź na pytanie: czy jesteśmy w kosmosie rzeczywiście sami? A może (całkowicie hipotetycznie) odpowiedzi na wiele doniosłych pytań o początki życia na Ziemi przybliży nam kiedyś sztuczna inteligencja? 

W fascynującej, przystępnie napisanej i dość krótkiej książce Knolla zaintrygowały mnie dwie przykładowe ciekawostki. Primo, trzęsienia ziemi New Madrid w Missouri w latach 1811-12, których geologiczną przyczynę sejsmolodzy wciąż próbują dokładnie zrozumieć. Kolejną ciekawostką wzmiankowaną w książce jest potężna erupcja alaskańskiej kaldery Okmok w 43 r. p.n.e, która za sprawą anomalii klimatycznych z nią związanych (ekstremalny spadek temperatur, przenikliwy chłód) mogła przyczynić się do ostatecznego upadku rzymskiej republiki. 

Na zdj. ISS aleucka kaldera Okmok w 2014 roku. Zdj. Oleg Artemyev.

wtorek, 18 września 2018

Wulkanizm Fogo (Cabo Verde, Wyspy Zielonego Przylądka)

Ciąg dalszy o wulkanie Fogo (Cape Verde). Nawiązałem kontakt z Weroniką Ofierską, petrologiem i geochemikiem skał magmowych, która w ramach pracy magisterskiej bada tempo stygnięcia komory magmowej wulkanu Fogo na Uniwersytecie w Uppsali (Wydział Nauk o Ziemi). Naturalnie jako miłośnik wulkanów, którego fascynują te wybuchające góry zapytałem Weronikę o szczegóły. Oddaję jej głos:

Wybuchy wulkanów są znaczącym i bardzo nieprzewidywalnym zagrożeniem dla społeczeństwa w skali nie tylko lokalnej, ale również globalnej. Kilka lat temu media skupiały się na jedynej aktywnie wulkanicznie wyspie Fogo archipelagu Cape Verde. Jej erupcja zaczęła się 23 listopada 2014, ustała natomiast 7 lutego 2015 roku. Oprócz mediów Fogo przykuło również atencję wielu naukowców z szeroko rozumianej dziedziny „nauk o Ziemi”. Warto więc pokrótce wytłumaczyć dlaczego tak wielu naukowców wciąż pochyla się nad badaniem wulkanicznej aktywności.

Typową strategią w przypadku badania zachowania wulkanów jest instalacja systemu monitoringu sejsmicznego, który zbiera informacje odnośnie ilość trzęsień ziemi, magnitudy oraz głębokości. Dodatkowo wykonywane są pomiary morfologii gruntu za pomocą GPS oraz INSAR. Obie metody dostarczają wielu istotnych informacji, jednak mogą być one trudne w jednoznacznej interpretacji, gdyż nawet generowanie trzęsień ziemi oraz zmiana morfologii stożka mogą nie być wystarczającym czynnikiem alarmującym o zbliżającej się erupcji wulkanu. Z tych powodów wulkanolodzy ramię w ramię z petrologami oraz geochemikami pochylają się nad produktami wcześniejszych erupcji w celu zrozumienia procesów zachodzących bezpośrednio w komorze magmowej.

Skały wulkaniczne można traktować jako zapis wydarzeń, który dostarcza informacji odnośnie warunków powstania magmy, krystalizację minerałów, aż po wędrówkę ku powierzchni i w końcu erupcję. Badanie takich skał jest jedyną dostępną nam metodą pozwalającą „zajrzeć” do systemu magmowego, który doprowadził do erupcji. Minerały budujące skały wulkaniczne można traktować jak miniaturowe archiwa, które przechowują chronologię procesów krystalizacji oraz warunków panujących w komorze magmowej. Dzięki badaniom składu chemicznego skał, minerałów oraz zon w minerałach jesteśmy w stanie zinterpretować procesy magmowe takie jak krystalizacja frakcjonalna, mieszanie się magm o różnych składach chemicznych i różnym stopniu ewolucji. Zrozumienie mechanizmu działania oraz przebiegu procesów magmowych zachodzących jeszcze na etapie komory magmowej pozwala w pewnym stopniu określić czynnik dominujący powodujący erupcję wulkanu. Tak jak na przykład dodanie mentosa do coli powoduje erupcje napoju, tak samo dostanie się porcji mało wyewoluowanej zasadowej magmy do komory z bardziej wyewoluowaną magmą może spowodować erupcję. Ważnym jest, aby prześledzić wszystkie procesy zarejestrowane przez skałę, a następnie niczym detektyw ułożyć wszystkie poszlaki w logiczną oraz pasującą do siebie całość.

Jednym z narzędzi, które pozwala zajrzeć w głąb komory magmowej jest modelowanie geotermobarometryczne. Pozwala ono określić temperaturę oraz ciśnienie krystalizacji minerałów, w efekcie czego możemy stworzyć model systemu magmowego wraz z określeniem temperatury magmy na poszczególnych stadiach ewolucji oraz głębokości (Putrika 2003). Dzięki temu wiadomo, że system magmowy pod Cape Verde składa się z głównej - głęboko położonej komory magmowej oraz płytszego – tymczasowego zbiornika (Fig 1.)

Wysiłek wielu naukowców, którzy aktualnie zajmują się szczegółowym analizowaniem przebiegu oraz skutków wcześniejszych erupcji wulkanicznych może w przyszłości dostarczyć informacji, które pozwolą na zmodernizowanie systemu monitoringu i wczesnego ostrzegania dla najbardziej aktywnych wulkanicznie rejonów świata. Niezaprzeczalnie ujmujący jest dla mnie fakt, iż przy użyciu technologii w skali mikro można obserwować procesy, których skutki oddziałują często na skalę globalną.

Carracedo, J.-C., Perez-Torrado, F. J., Rodriguez-Gonzalez, A., Paris, R., Troll, V. R., Barker, A. K Volcanic and structural evolution of Pico do Fogo, Cape Verde. Geology Today, Vol. 31, No. 4, July–August 2015.

Hildner E., Magma storage and ascent of historic and prehistoric eruptions of Fogo, Cape Verde Islands: A barometric, petrologic and geochemical approach, 2011.

Fig.1 Schematyczny model systemu magmowego zrekonstruowanego na podstawie z erupcji w 1995 roku (E. Hildner, 2011).

Zdjęcia wulkanu Tomasz Lepich.

piątek, 17 marca 2017

Michael J. Benton "Gdy życie prawie wymarło" - recenzja

Wyobraźcie sobie erupcję wulkaniczną, która trwa (z przerwami) mniej niż milion lat i doprowadza do największego w historii Ziemi wymierania morskich i lądowych organizmów. Taka erupcja miała miejsce 252 miliony lat temu (pod koniec permu) i doprowadziła do przerażającego kataklizmu, który przetrwał żyjący wówczas na naszej planecie zaledwie co dziesiąty gatunek. O wiele bardziej znany kosmiczny kataklizm (ogromny meteoryt), który 66 milionów lat temu zgładził dinozaury nie miał aż tak apokaliptycznych skutków - przetrwało wtedy około 50% gatunków. Wymierania permskiego nie da się porównać do niczego w raczej burzliwej historii geologicznej Ziemi. Musiało upłynąć około 100 milionów lat zanim nasza planeta odzyskała bioróżnorodność. O wymieraniu permskim zwanym "matką wszystkich wymierań" traktuje książka profesora paleontologii kręgowców Michaela J. Bentona z Uniwersytetu w Bristolu zatytułowana "Gdy życie prawie wymarło". Benton jednoznacznie wskazuje na sprawcę tej zagłady - długotrwałe erupcje wulkaniczne na Syberii po których pamiątką pozostały tzw. trapy syberyjskie (formacje skał bazaltowych). Wylało się wówczas około 3-4 milionów km sześciennych bazaltowej lawy czyli ilość zdolna pogrzebać całą zachodnią Europę pod warstwą bazaltu o grubości 1 km, a całą Wielką Brytanię pod warstwą o grubości 12 km. Lecz to nie tylko sam wulkanizm, ale czynniki z nim związane doprowadziły do masowego wymierania na granicy permu i triasu. Owe czynniki to spowodowane emisjami CO2 (dwutlenku węgla) globalne ocieplenie, krótkotrwałe zlodowacenie różnych miejsc ówczesnego kontynentu Pangei wywołane emisjami SO2 (dwutlenek siarki), zanik tlenu w oceanach (tzw. anoksja, winowajca to CO2), niszczące roślinność kwaśne deszcze spowodowane emisją chloru działającego w komitywie z CO2 i siarczanami, wreszcie wzmacniająca efekt szklarniowy emisja metanu z hydratów w morzach polarnych oraz z odmarzającej tundry, która doprowadziła do jeszcze silniejszego efektu cieplarnianego i dalszych emisji metanu, etc. Hipoteza trapów syberyjskich będących przyczyną permskiej zagłady nie jest jedyną - mówi się także o kosmicznym impakcie, choć dowody na uderzenie bolidu z kosmosu póki co nie są przekonujące.

Benton oprócz wymierania permskiego omawia pokrótce także pozostałe wymierania z naciskiem na zniknięcie dinozaurów 66 milionów lat temu. Ostatni rozdział poświęcony jest tzw. szóstemu wymieraniu za którym stoi działalność człowieka, choć naukowiec podchodzi do podawanych statystyk nader ostrożnie. Faktem jest że biolodzy nie znają nawet dokładnej liczby gatunków organizmów żywych zasiedlających ziemskie ekosystemy (padają tutaj liczby od 2 do 100 milionów). Codziennie odkrywane są nowe gatunki owadów, grzybów, wirusów, bakterii, glonów, pierwotniaków, organizmów żywych zamieszkujących oceaniczne głębiny - rzetelne sklasyfikowanie ich wszystkich mogło by zająć setki albo wręcz tysiące lat. Nie da się jednak zaprzeczyć że to ludzie kompletnie wytępili wiele gatunków np. ptaka dodo z Mauritius, alkę olbrzymią (Eldey, Islandia) czy nowozelandzkie ptaki-nieloty moa (Maorysi). W "Gdy życie prawie wymarło" podobało mi się także to że po wielu dekadach geologia przekonała się do negowanego ongiś przez środowiska naukowe katastrofizmu (wymieranie kreda-paleogen, trias-perm, etc.) - swego czasu koncepcja dryfu kontynentów Alfreda Wegenera (1915) również była odrzucana przez ówczesne środowisko naukowe. Przynoszące post-apokaliptyczną gatunkową zagładę kosmiczne bolidy czy kolosalne erupcje wulkaniczne są dzisiaj normalnie omawiane na wykładach i nie stanowią już tematu tabu.

Z racji tego że taka tematyka interesuje mnie szczególnie pochłonąłem "Gdy życie prawie wymarło" w dość krótkim czasie. Wielbiciele skamielin, stratygrafii i grzebania się w skałach powinni po tą książkę sięgnąć.

Z innych erupcji wulkanicznych pokrótce zostają tutaj omówione erupcje Krakatau (1883 rok) i Laki (1783 rok). Na zdj. płaskowyż Putorana, trapy syberyjskie.

EDIT: Lawa z wulkanu Etna popłynęła w dół Valle del Bove. W sobotę 18 marca 2017 z powodu emisji popiołu zamknięto lotnisko w Katanii. Około godziny 16 18 marca interakcja lawy ze śniegiem w Valle del Bove spowodowała eksplozję freatyczną, a co za tym idzie uformowanie lawiny piroklastycznej.

Rankiem 17 marca wulkan Momotombo (Nikaragua) wyemitował gęsty obłok gazu o wysokości 20 metrów (odgazowanie).

piątek, 17 lutego 2017

Ignacy Domeyko i wulkany w Chile

Nie zamierzam tutaj przytaczać pełnej biografii słynnego polskiego chemika, geologa i mineraloga oraz wieloletniego rektora Uniwersytetu Santiago de Chile Ignacego Domeyko (1802-1889), gdyż można ją przeczytać choćby w polskiej Wikipedii, ale wpadłem na pomysł opisywania pionierskich dokonań badaczy związanych z wulkanami. Ignacy Domeyko jako osoba, która już w XIX wieku studiowała niektóre chilijskie wulkany doskonale się do tego nadaje. Był marzec roku 1842. Jednym z chilijskich wulkanów, które zachwyciły Domeykę był stratowulkan San Jose (5856 metrów wysokości). Domeyko chciał znaleźć przewodnika, który mógłby wprowadzić go na wulkan, ale musiał zrezygnować z ekspedycji na San Jose i wrócić do Santiago z powodu kradzieży prowiantu. Należy jednak pamiętać że to właśnie dzięki swoim górskim & geologicznym wyprawom Domeyko odnalazł i opisał wiele chilijskich minerałów m.in. domeykit (arsenek miedzi).

Kolejnym wulkanem, który Ignacy Domeyko chciał zbadać był wulkan Antuco o wysokości 2985 metrów. 26 lutego 1845 roku Domeyko dotarł do wioski Antuco, a następnego dnia był już u podnóża wulkanu. W nocy obserwował oznaki aktywności erupcyjnej Antuco, w tym emitowane z krateru obłoki pary oraz wyrzucane rozżarzone skały. 2 marca wraz ze studentem Manuelem Munizaga oraz z przewodnikiem imieniem Becerra Domeyko zaczął się wspinać na aktywny wówczas wulkan. Wszyscy dotarli do granicy permanentnego śniegu na wysokości 2019 metrów - na co wskazywały pomiary poczynione przez Ignacego. Na wysokości 2500 metrów Becerra odmówił dalszej wspinaczki. Bał się. W lodzie pojawiły się pierwsze rozpadliny, wulkan wyrzucał odłamki skalne i emitował obłoki 'dymu'. Wedle zapisków około godziny 11 Domeyko wraz z towarzyszami dotarli na szczyt Antuco. Domeyko zmierzył wysokość wulkanu Antuco barometrem (2718 metrów) i wskazał że wynosi ona około 2800 metrów (faktycznie 2985 metrów). Według Domeyki Antuco wybuchał co 8-12 minut emitując kolumnę białawej pary na wysokość setek metrów. Ziemia drżała, krater Antuco emitował obłoki ciemnego 'dymu'. W odległości 500-600 metrów od krateru w lodzie pojawiły się głębokie pęknięcia. Istny labirynt rozpadlin będący przeszkodą do dalszej wędrówki. W jedno z tych pęknięć Domeyko wpadł - wydostać się z niego pomógł mu przewodnik. Znajdując się w odległości kilkuset metrów od krateru Antuco Domeyko zdecydował się zawrócić. Niemniej jednak jego wyprawa na Antuco była autentycznie odważna. Opisał wulkan i jego aktywność erupcyjną oraz narysował go.

W latach 1847-48 pomiędzy wulkanami Cerro Azul i Descabezado uformował się nowy wulkan nazwany Quizapu. Domeyko obserwował narodziny tego centrum erupcyjnego i omal nie przypłacił tego życiem. Wygląda na to że być może dotarł do krateru nowo narodzonego wulkanu. Ta ekspedycja rozpoczęła się w grudniu 1847 roku. Domeyko w trakcie podchodzenia do Quizapu był strasznie zmęczony i osłabiony, a wdychanie duszących gazów nie ułatwiało wędrówki. Zdecydował się zawrócić i w pewnym momencie upadł i stracił przytomność. Nie miał pojęcia jak długo leżał nieprzytomny. Po pewnym czasie przebudził się i zaczął iść szybciej nie wiedząc w którym kierunku. Jednak obserwacja fenomenu narodzin nowego wulkanu zachwyciła go i napełniła radością.

W lutym 1848 roku Domeyko wspiął się na wulkan Nevado de Chillán (3180 m), co było nie lada wyczynem w historii dziewiętnastowiecznej wspinaczki na wulkany. Badacz dotarł do podnóża wulkanu i zaczął się wspinać od strony Rio Renegade. Na pewno dotarł do obszaru wiecznego lodu na wulkanie i tam badał wylewy lawy. W marcu 1857 roku Domeyko obserwował solfatary Cerro Azul w Cordillera de Talca.

W lutym 1861 roku wraz ze studentem Wenceslao Diazem Domeyko udał się na wulkan Tinguiririca (4260 m.) Obaj wspinacze obserwowali solfatary wulkanu i dotarli do jednego z jego lodowców na wysokości 3000 metrów. Domeyko myślał że nie da się wejść na wierzchołek Tinguiririca posiłkując się opinią geologa Claudio Gaya, który wcześniej był w tym regionie. Przebywając później we Włoszech (rok 1885) Domeyko dotarł wraz z synem Hernanem do krateru wulkanu Wezuwiusz blisko Neapolu.

Ignacy Domeyko był pionierem tzw. badawczej wspinaczki. Jego górskie wyprawy miały cele badawcze - i choć wulkany na które wspinał się Domeyko nie należą do wymagających uczonemu należy się chwała za opisy eksploracji wulkanów oraz ich aktywności.

Oczywiście byli też inni pionierzy. W 1818 roku Eduard Poeppig wraz z nieznanym właścicielem muła z Chile wspięli się na wulkan Antuco. W 1845 roku Basillo Alvarado zdobył wulkan Yate (2111 m. wysokości). W latach 1848 i 1859 Juan Renous wspiął się na wulkany Osorno i Calbuco.

http://www.perrosalpinos.cl/PA1795-1900.html

Na zdjęciach Ignacy Domeyko wraz z synami oraz erupcja wulkanu Quizapu w 1932 roku. Po lewej wulkan Descabezado Grande.

środa, 19 października 2016

Wylewy lawy wenusjańskiego wulkanu Idunn Mons

Trudno przejść obok takiej informacji obojętnie. Dane pochodzące z misji Venus Express Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) zanalizowane przez naukowców z German Aerospace Center wskazują na obecność anomalii na wierzchołku i wschodnim zboczu wenusjańskiego wulkanu Idunn Mons, co może stanowić dowód geologicznie niedawnej aktywności erupcyjnej. Ów masywny wulkan o średnicy 200 km znajduje się w południowej hemisferze Wenus w Imdr Regio. Zmapowane zostały wylewy lawy na wierzchołku i wschodnim zboczu Idunn Mons, które mogły być aktywne w geologicznym czasie. Łącznie zidentyfikowano pięć wylewów lawy. Zmapowania dokonano w paśmie widma bliskim podczerwieni za pomocą instrumentu Virtis. Zdjęcie NASA/JPL-Caltech/ESA.

Link do artykułu: https://astronomynow.com/2016/10/19/recently-active-lava-flows-from-volcano-idunn-mons-on-venus/

O godzinie 04.58 19 października kolejna umiarkowana erupcja freatyczna wulkanu Bulusan (Filipiny) trwająca przez 9 minut. To druga erupcja tego wulkanu po poniedziałkowej. Opad popiołu miał miejsce w pobliskich wioskach i w mieście Bulusan.

wtorek, 24 maja 2016

Wrząca rzeka Shanay-timpishka

Czasem mam tak że jakieś miejsce nie związane z wulkanami mnie zaintryguje (np. jezioro Tobellus Mały). Ponad miesiąc temu w dwóch pismach popularnonaukowych przeczytałem o peruwiańskiej wrzącej rzece Shanay-timpishka. Lokalizacja Amazonia, region Mayantuyacu w Peru z dala od peruwiańskich wulkanów (700 kilometrów od najbliższego centrum erupcyjnego), najbliżej niej znajduje się miasto Pucallpa. Zazwyczaj rzeki termalne są kojarzone właśnie z wulkanami jak np. strumienie termalne islandzkiego wulkanu Hengill. A tutaj taka niespodzianka. Shanay-timpishkę dla świata naukowego odkrył w 2011 roku naukowiec zajmujący się geotermią Anders Ruzo. Od szamana Asháninka opiekującego się rzeką uzyskał zgodę na pobranie próbek jej wody. Przeciętna temperatura rzeki wynosiła 86 stopni Celsjusza. Wymiary Shanay-timpishka w najszerszym miejscu: 25 metrów, maksymalna głębokość 6 metrów. Przy źródle woda rzeki jest chłodna, lecz dalej miesza się z wodą wyrzucaną z gorących źródeł wzdłuż uskoku. W najcieplejszych miejscach Shanay-timpishka giną zwierzęta, które wpadną do rzeki. Zostają ugotowane. Nie przeszkadza to jednak ekstremofilom, które żyją w rzece bądź wokół niej.

Ilekroć dowiaduje się o takich miejscach zastanawiam się czy gdzieś w niedostępnym zakątku Ziemi są jeszcze nieodkryte, tudzież kompletnie niezbadane jeziora, wulkany, rzeki termalne, jaskinie, kaniony? Czy są na Ziemi miejsca na których nie stanęła jeszcze stopa żadnego człowieka? Co jeszcze kryją np. nieprzebyte lasy deszczowe Papui Nowej Gwinei, niezamieszkane wysepki wulkaniczne, zimne i surowe krajobrazy płaskowyżu Chang Tang, kratery i zbocza andyjskich wulkanów czy niezbadane wulkany Sandwichu Południowego i wysp Balleny? Człowiek chce badać i eksplorować Układ Słoneczny, ale czasem odnoszę wrażenie że tak naprawdę nie poznał jeszcze dostatecznie Ziemi. Znam przynajmniej kilkadziesiąt wulkanów, które w ogóle nie mają zdjęć w sieci (no może poza satelitarnymi) i nikt się nimi nie interesuje. Gdybym miał środki finansowe to chętnie bym je zbadał. Przynajmniej te znajdujące się w rejonach bezpiecznych dla białego człowieka.

wtorek, 10 listopada 2015

O komorze magmowej Mount Saint Helens

Naukowcy amerykańscy chcieli zdetonować ładunki wybuchowe i dokonać pomiarów wywołanych przez detonacje fal sejsmicznych na obszarze wulkanu Mount Saint Helens, aby lepiej zrozumieć ruchy magmy pod tym słynnym wulkanem. Wyniki podano do publicznej wiadomości na spotkaniu Geological Society of America, które miało miejsce 3 listopada 2015 roku w Baltimore. Na głębokości 5-12 km pod Mount Saint Helens znajduje się potężna komora magmowa, a jeszcze większa (druga) znajduje się na głębokości 12-40 km. Obie komory magmowe wydają się być połączone, co być może pomoże lepiej zrozumieć łańcuch wydarzeń w trakcie erupcji St.Helens w 1980 roku.

Detonacja ładunków wybuchowych wysłała fale przenoszące energię w głąb skorupy ziemskiej, a sejsmometry wychwyciły ich odbicia. Opierając się na oczekiwanym czasie poruszania się tych fal (przemieszczają się one wolniej przez komory magmowe niż przez gęstą skałę) naukowcy byli w stanie stworzyć topograficzny model skorupy ziemskiej pomiędzy głębokością 5 a 40 km. Aby zmapować górne 5 km skorupy w pobliżu szczytu wulkanu umieścili 920 sejsmometrów i badali je nie tylko pod kątem odbić fal przenoszących energię pod wpływem detonacji, ale też małych trzęsień ziemi częstych w pobliżu Mount Saint Helens i dźwięku wysokiej częstotliwości generowanego w sposób ciągły przez samą Ziemię. Wreszcie umieścili 75 wytrzymałych sejsmometrów wokół wulkanu - urządzenia te pozostaną tam do 2016 roku w celu analizy trzęsień ziemi, które pozwolą na stworzenie obrazów sięgających 80 km w głąb. Wnioski końcowe: Mount Saint Helens nie musi być jedynym wulkanem 'karmionym' przez głęboką komorę magmową, która znajduje się na wschód od płytkiej komory magmowej. Głęboka komora magmowa znajduje się pomiędzy wulkanami Mount Saint Helens, Mount Adams oraz obszarem wulkanicznym drzemiących wulkanów Indian Heaven, a to może oznaczać że magma z głębokiej komory magmowej dociera do każdego z tych trzech wulkanów. Naukowcy nadal jednak nie wiedzą jak rozległa jest głęboka komora magmowa.

Źródło: http://news.sciencemag.org/earth/2015/11/deep-magma-chambers-seen-beneath-mount-st-helens?rss=1

EDIT: Trzy godziny temu rozpoczęła się erupcja piroklastyczna wulkanu Fuego w Gwatemali. Schodzą z niego spływy piroklastyczne, niektóre obszary są ewakuowane. Paroksyzm erupcyjny Fuego zakończył się w nocy 11 listopada 2015 roku i wulkan powrócił do normalnej aktywności erupcyjnej charakteryzującej się ciągłymi eksplozjami strombolijskimi. Rankiem 11 listopada wylew lawy z Fuego osiągał długość 1.5 km.

Z indonezyjskiego wulkanu Karangetang schodzi wylew lawy, mają miejsce się rozżarzone lawiny. Erupcja wulkanu Rinjani osłabła, choć eksplozje strombolijskie są ciągle intensywne. Wylew lawy dotarł na odległość 1 km od krateru aktywnego stożka Barujari. 9 listopada 2015 roku ponownie otwarto Międzynarodowe Lotnisko Ngurah Rai na Bali, a 10 listopada miało zostać otwarte Międzynarodowe Lotnisko Lombok.

wtorek, 14 lipca 2015

New Horizons dociera do Plutona

W momencie gdy zamieszczam ten post mamy do czynienia z wydarzeniem historycznym z punktu widzenia astronomii i kosmologii. Statek kosmiczny New Horizons właśnie przelatuje w odległości 12 500 km od Plutona, który w sierpniu 2006 roku został zdegradowany do kategorii planet karłowatych. Ten post (mimo że w zasadzie nie dotyczy wulkanów) będzie stale aktualizowany o nowe zdjęcia i informacje. Zdjęcia zrobione przez New Horizons wskazują interesujące struktury geologiczne na powierzchni Plutona: linearne struktury mogą być klifami, kolista struktura może okazać się kraterem impaktowym, dla geologów i geofizyków ciekawa jest też zagadkowa jasna struktura w kształcie serca. Zauważalne jest podobieństwo pomiędzy Plutonem a księżycem Neptuna, Trytonem: zasadniczy brak na powierzchni Plutona struktur impaktowych oraz wykrycie w jego atmosferze rozproszonego azotu i metanu może wskazywać na wulkanizm. Konkretnie kriowulkanizm: gejzery wody, amoniaku i metanu tak jak na Trytonie. Podnoszona jest także możliwość kriowulkanizmu na Charonie, największym księżycu Plutona, którego powierzchnia upstrzona jest głębokimi kanionami. Dodam jeszcze, że na równiku Charona znajduje się ogromny krater impaktowy. Spekuluje się także o obecności chmur na Plutonie, obecności płynnego azotu na powierzchni, być może płynnego oceanu pod lodową (bogatą w metan) czapą.

Wiadomo już ile wynosi średnica Plutona: 2370 kilometrów, co podkreśla fakt, że Pluton jest większy od wszystkich obiektów kosmicznych znajdujących się poza orbitą Neptuna, w tym np. od planety karłowatej Ceres badanej przez sondę Dawn. Średnica Charona wynosi 1208 km. Dwa mniejsze księżyce Plutona, a mianowicie Nix i Hydra mają średnicę (odpowiednio) około 35 i 45 km. Średnice dwóch najmniejszych księżyców Plutona (Styx i Kerberos) jeszcze nie zostały zmierzone.

Nie mogę się doczekać pierwszych szczegółowych zdjęć powierzchni Plutona i ewentualnego potwierdzenia spekulacji o krwiowulkanizmie na jego powierzchni. To musi być coś absolutnie wspaniałego odkrywać nieznane światy tak odległe, że można o nich tylko pomarzyć.

New Horizons zajmuje się obecnie Charonem, a ja z niecierpliwością czekam na zdjęcia powierzchni Plutona i Charona z bliska. EDIT: Już są pierwsze zdjęcia. W pobliżu równika Plutona znajduje się młody (szacowany wiek 100 milionów lat) łańcuch górski o wysokości sięgającej 3500 metrów. Zbudowany jest on z lodu wodnego. Zamarznięta powierzchnia Plutona obfituje w metanowy lód o różnorodnej teksturze. Na powierzchni Charona widoczny jest pas klifów i wgłębień rozciągający się na odległość 1000 km, u góry z prawej strony widoczny jest kanion o głębokości 7-9 km. Niewiele kraterów impaktowych wskazuje na relatywnie młodą powierzchnię największego księżyca Plutona.

Codziennie nadchodzą nowe zdjęcia pokazujące interesujące struktury geologiczne Plutona. W pobliżu słynnej struktury przypominającej serce i na północ od lodowych gór Plutona znajduje się rozległy zamarznięty płaskowyż w wieku nie mniej niż 100 milionów lat (nieformalnie nazwany Sputnik Planum), co wskazuje na aktywność geologiczną planety. New Horizons odkrył też region zimnego i gęstego zjonizowanego gazu dziesiątki tysięcy mil nad Plutonem - w dużej mierze azotowa atmosfera planety jest rozbierana przez wiatr słoneczny i ginie w kosmicznej przestrzeni. Mnie jednak interesuje przede wszystkim jedno: czy na Plutonie są struktury wulkaniczne?

Zdjęcie z 20 lipca przedstawia drugi łańcuch lodowych gór w pobliżu jasnego regionu w kształcie serca Tombaugh Regio. Wysokość zamarzniętych szczytów tego masywu wynosi 1000-1500 metrów. Góry znajdują się około 110 km na północny zachód od wyższego masywu Norgay Montes. Pojawiło się także nieco rozmazane zdjęcie dwóch z piątki księżyców Plutona, a mianowicie Nix i Hydra.

Pluton nie przestaje zaskakiwać. Na wysokości 130 km nad Plutonem unoszą się dwie warstwy mgiełek (jedna 80 km nad powierzchnią Plutona, druga na wysokości 50 km). W atmosferze Plutona New Horizons wykrył obecność etylenu i acetylenu. Owe węglowodory kondensują w cząsteczki lodu w zimniejszych warstwach atmosfery i formują mgiełki. Na płaskowyżu Sputnik Planum odkryto natomiast oznaki pływającego lodu świadczące o aktywności geologicznej. Środek Sputnik Planum jest bogaty w azot, dwutlenek węgla i metanowy lód.

niedziela, 11 stycznia 2015

Podlodowe wulkany Antarktydy oraz grubość pola lawy Nornahraun

15 grudnia 2014 roku na American Geophysical Union zaprezentowano nowe badanie wskazujące, iż w ciągu minionych 50 000 lat erupcje wulkaniczne dwukrotnie przebijały się przez lód Zachodniej Pokrywy Lodowej Antarktydy. W głębokich rdzeniach lodowych odkryto warstwy brązowego popiołu pochodzące z erupcji wulkanicznych sprzed około 22 470 lat temu i 45 381 lat temu. Skąd dokładnie? Nie wiadomo. Najbliższe wyrastające ponad powierzchnię lodu wulkanu Antarktydy znajdują się 300 km od tego obszaru. Cząstki popiołu odnalezione w rdzeniach są jednak zbyt blokowe i gruboziarniste by podróżować długie dystanse niesione przez antarktyczne zamiecie. Popiół różni się także chemicznie od erupcji odległych wulkanów. Owe dwie erupcje podlodowe miały prawdopodobnie charakter freato-magmowy - ich źródło może się znajdować blisko projektu odwiertu WAIS Divide (na satelitarnym zdjęciu), gdzie pokrywa lodowa sięga głębokości 3 km. Wykryto obecność trzech wulkanów pogrzebanych pod lodem, może być ich więcej.

Pod jednym z subglacjalnych wulkanów w West Antarctica’s Executive Committee Range wykryto w 2010 roku ruch magmy. Anomalie magnetyczne i grawitacyjne wskazują na potencjalną obecność 9 podlodowych wulkanów w okolicy WAIS Divide. Najbliższe przybrzeżne wulkany Mount Berlin, Mount Takahe i Mount Siple wybuchały 20 razy w ciągu minionych 571 000 lat na co wskazują warstwy popiołu w wydobytych rdzeniach lodowych, a aktywność geotermalna podgrzała dno pokrywy lodowej w pobliżu niektórych podlodowych wulkanów.

Pole lawy Holuhraun - obecna wielość: 84.4 km kwadratowych, przeciętna grubość: 10 metrów we wschodniej części, 12 metrów w centrum i 14 metrów/więcej w zachodniej. Według pomiarów maksymalna grubość pola lawy wynosi około 40 metrów blisko wschodniej krawędzi jeziora lawy. Powierzchnia kaldery Bárðarbunga od 16 sierpnia 2014 roku obniżyła się o 59 metrów. Lawa przekroczyła drogę Dyngjufjallaleið i zaczęła się rozciągać na inne pole lawy Þorvaldshraun.

środa, 21 maja 2014

Haroun Tazieff "Kratery w płomieniach"/ "Crateres en feu" (1951) - recenzja




























Zmarły w 2008 roku francuski wulkanolog i geolog Haroun Tazieff był człowiekiem, który nie znał strachu. Co ciekawe, przyszedł na świat w 1914 roku w Warszawie, stąd też jego polskie korzenie. Był pionierem kinematografii wulkanicznej, z narażeniem zdrowia i życia filmował z bliska erupcje wulkanów, czym przybliżył fascynujące wulkany międzynarodowej opinii publicznej. Nie zważał na toksyczne gazy, potoki lawy, głębokie rozpadliny... dał się poznać jako człowiek całkowicie owładnięty wulkanologiczną pasją.

W 1958 roku w Polsce nakładem Nasza Księgarnia Warszawa ukazała się książka Harouna Tazieffa "Kratery w płomieniach" będąca obecnie swoistym białym krukiem wulkanologii. Jak dopiszę wam szczęście to może znajdziecie ją w antykwariacie, bibliotece albo na Allegro. To bardzo stara pozycja, napisana w 1951 roku i opisująca początki kariery Harouna Tazieffa jako nieustraszonego wulkanologa. A wszystko zaczęło się w 1948 roku w Kongo (wtedy jeszcze Belgijskim), kiedy doszło do erupcji stożka wulkanicznego Kituro. Tazieff był na miejscu, starannie zbadał ów wybuchający wulkan i od tego momentu zaczął pasjonować się wulkanologią. Dla niego nie było już odwrotu. I to właśnie tej erupcji, ale także dwóm aktywnym kongijskim wulkanom masywu Virunga (Nyamuragira i Nyiragongo) jest w dużej mierze poświęcona "Kratery w płomieniach". Tazieff był również pierwszym Europejczykiem, który zszedł wraz z towarzyszem imieniem Tondeur do krateru wulkanu Nyiragongo, w którym (jak wiadomo) znajduje się jedno z pięciu aktywnych jezior lawy na świecie. Temu wyczynowi francuski wulkanolog poświęca jeden z rozdziałów "Kraterów w płomieniach".  W sekcji europejskiej omówione zostają Etna oraz wulkany liparyjskie, z naciskiem na Stromboli. Fascynujące jest to, że Tazieff wraz innymi wulkanologami przebywał na Stromboli w tym samym czasie, gdy włoski reżyser Roberto Rossellini kręcił na wyspie swój słynny film "Stromboli, ziemia bogów" (1950) z Ingrid Bergman w roli głównej. Jeden z członków ekipy filmowej, niejaki Muratori zatruł się wtedy toksycznymi gazami. Ciekawy jest także rozdział dotyczący pionierskiego zejścia do kaldery jawajskiego wulkanu Raung, którego dokonał w 1932 roku przyjaciel Tazieffa, Richard. Wszystko w imię poznawania, badania, studiowania wulkanów! Teraz w dobie organizowania wypadów turystycznych na wulkany i komercjalizacji tychże każdy kto dysponuje większą ilością gotówki i nadwyżką czasu może zapuścić się na niejeden ongiś dostępny dla nielicznych wulkan. Ba, niektóre wulkany to istne kombinaty turystyczne vide Wezuwiusz, Etna, Pico del Teide czy Fudżi.

"Kratery w płomieniach" obfitują w liczne unikatowe i archiwalne zdjęcia z erupcji Kituro, a także fotografie kraterów Nyiragongo, Etny, Raung, tudzież tragicznej erupcji Mount Pelee na Martynice w 1902 roku, przy której Tazieff zatrzymuje się na dłużej na początku książki. Inne kataklizmy wulkaniczne o których wspomina to Laki (1783), Krakatau (1883), Tambora (1815), Wezuwiusz (79) i Etna (1669). Natomiast zaintrygowała mnie wzmianka o uśmierceniu przez kolumbijski wulkan Purace 26 maja 1947 roku 17 osób z amerykańskim profesorem włącznie. Wymaga ona dalszego zweryfikowania. Podobnie śmierć duńskiego profesora uśmierconego przez bombę wulkaniczną z wulkanu Hekla w trakcie jego erupcji w 1947 roku. Tazieff ma ogromny talent jeśli chodzi o niemal reporterskie opisywanie erupcji wulkanicznych. Narracja jest ciekawa i zajmująca, wiedza, którą autor przekazuje w książce pozostaje wciąż aktualna. Troszkę drażniło mnie nadużywanie słów "dym" i "dymił", bo wulkany nie "dymią", ale nie ma to wielkiego znaczenia. Poza tym niektóre nazwy np. "wulkan wybuchowy" zamiast "eksplozywny". W końcowym wyliczeniu wulkanów np. do wysp aleuckich dołączono też z niewiadomych powodów niektóre wulkany kamczackie. Wreszcie niekiedy musiałem się domyślić o jaki wulkan Tazieffowi chodzi, bo nazwy niektórych kompletnie nic mi nie mówiły.

Niemniej jednak fascynująca książka po której przeczytaniu aż się chce zostać wulkanologiem. No bo "wulkany są jednocześnie przerażające, zachwycające i nieodgadnione, dzięki temu od niepamiętnych czasów napawają człowieka lękiem; interesują go i nęcą." Mocne słowa i jakże prawdziwe.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Cordon Caulle: ryolitowy wylew obsydianu porusza się po roku


























Choć erupcja wulkanu Puyehue Cordon-Caulle w Chile już minęła wyprodukowany przez wulkan ryolitowy wylew obsydianu wciąż się porusza. Puyehue Cordon-Caulle produkował takie wylewy już w trakcie poprzednich erupcji w latach 1921 i 1960. Ciemny obsydian został wyprodukowany w trakcie pamiętnej erupcji wulkanu w latach 2011-12 pośród jasno-szarego krajobrazu popiołu i wulkanicznych odpadów. W styczniu 2013 roku wylew obsydianu o wysokości ponad 40 metrów poruszał się niczym lodowiec z prędkością 1-3 metrów dziennie. Mógł też przyśpieszać w zależności od rzeźby terenu. Pod jego skorupą poruszała się lawa o temperaturze ponad 900 stopni Celsjusza. Dane satelitarne wskazują na rozciągnięcie się pola lawowego; w styczniu 2013 roku przód wylewu obsydianu znajdował się w odległości 3.6 km od otworu erupcyjnego. Zdjęcia by Dr. H.Tuffen.

czwartek, 12 września 2013

Arenal budzi się do życia?


Mieszkańcy La Fortuna de San Carlos od kilku dni robili zdjęcia wulkanu, który emitował obłoki pary. Możliwość przebudzenia wulkanu natchnęła nadzieją branżę turystyczną... a nuż turyści znowu zaczną tłumnie przybywać do Parku Narodowego Arenal, aby zobaczyć wybuchający wulkan (który zapadł w drzemkę w 2010 roku). Obserwatorium Kostaryki (OVSICORI) twierdzi jednak, że obłoki pary są rezultatem aktualnego wzrostu opadów deszczu, gdyż obłoki emitowane przez wulkan składają się w większości z wody. Brak aktywności sejsmicznej Arenal, a 'głośnie odgłosy' dochodzące od wulkanu to zapewne spadające odłamki skał i głazy po porze deszczowej. 

Monitoring islandzkich wulkanów coraz dokładniejszy - jak informuje Iceland Review. Przyczynił się do tego grant Unii Europejskiej w wysokości 6.3 milionów euro. Monitoring GPS, sejsmografy, radary, czujniki zostaną rozmieszczone na głównych islandzkich wulkanach, w tym, rzecz jasna, na najbardziej aktywnych. Dla przykładu już tego lata czujniki fal dźwiękowych rozmieszczone zostały w lesie Þjórsárdalsskógur. "Badamy wszystko, od najmniejszych trzęsień ziemi po najsłabsze oznaki aktywności" - mówi geofizyk Freysteinn Sigmundsson z Islandzkiego Instytutu Nauk o Ziemi. Ma to na celu dokładniej przewidzieć rozwój przyszłej erupcji wulkanicznej oraz uszczegółowić modele dystrybucji popiołu. 

Dzisiejszego ranka erupcje wulkanów Szywiełucz, Sakurajima i Suwanosejima wygenerowały chmury popiołu sięgające wysokości odpowiednio 5.8 km, 4.2 km i 1 km.  

Pośrednio związane z wulkanizmem, ale miejsce robi wrażenie:

http://dtbbth.blogspot.com/2013/09/dolina-mynow-we-woskim-sorrento.html