Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Poeta Krzysztof Kamil Baczyński i wyspiarskie wulkany

                                                               

81 lat temu w wieku 23 lat zginął Krzysztof Kamil Baczyński. Duchowy spadkobierca romantyków, symbol Pokolenia Kolumbów, opisujący czas II Wojny Światowej, która w jego wierszach jawi się jako ogromna, niszczycielska siła, niszczące ówczesne systemy wartości i wprowadzająca nowe, okrutne prawa. 4 sierpnia 1944 roku w warszawskim Pałacu Blanka trafiła go kula niemieckiego snajpera. 

Krzysztof Kamil Baczyński zaczął pisać wiersze już jako uczeń warszawskiego gimnazjum im. Stefana Batorego. Nie był wybitnym uczniem, na świadectwach przeważały trójki, co ciekawe miał kłopoty z zaliczeniem języka polskiego. Najwyższe oceny zbierał z rysunków i po maturze zamierzał zdawać na Akademię Sztuk Pięknych. Wybuch wojny zniweczył te ambitne plany. Straciliśmy malarza, zyskaliśmy poetę!

Dziełem wyjątkowym w historii polskiej poezji XX wieku jest własnoręcznie 'wydany' przez Baczyńskiego w 1941 roku poemat "Serce jak obłok", w którym połączył w jedną całość zamiłowanie do słowa pisanego i obrazu. 

Na okładce książki - utrzymanej w monochromatycznej niebieskiej tonacji - widzimy znaki zodiaku: Ryby, Wodnik, Koziorożec i Waga, wokół monogramu BB (żony Krzysztofa, Barbary), żaglowiec na morzu i dwie wyspy wulkaniczne, w tym jedna z aktywnym wulkanem. A w środku "Elegia o genezie", w której poeta opisuje jak powstawał świat, w którym przyszło jego pokoleniu żyć, w którym "... jak fajki gigantów Wulkany Dymią i Gasną..."

Ewa Demarczyk zaśpiewała kompilację jego wierszy na V Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie w 1965 roku czyniąc z nich coś w rodzaju requiem Powstania Warszawskiego. Dziś jest symbolem "tych lat gniewnych".

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4746982/serce-jak-oblok

Prześliczna okładka i poruszająca zawartość.

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Polski geolog Wojciech Narębski

                                                 


O tej postaci przypomniałem już przy okazji pierwszego wpisu o Maurycym Komorowiczu, zapomnianym pionierze polskiej wulkanologii.

Za chwilę miną dwa lata od śmierci profesora, pułkownika Wojciecha Narębskiego; geologa od 1956 roku związanego z krakowskim oddziałem Muzeum Ziemi PAN.

Urodził się 14 kwietnia 1925 r. we Włocławku w inteligenckiej i patriotycznej rodzinie. Jako dziecko przeniósł się wraz z rodziną do Wilna, gdzie jego ojciec objął stanowisko architekta miejskiego. Po nastaniu sowieckiej okupacji, za działalność w konspiracyjnym Związku Wolnych Polaków został wiosną 1941 roku aresztowany przez NKWD i wywieziony do ZSRR. Po podpisaniu układu Sikorski - Majski udało mu się dołączyć do Armii gen. Andersa i wraz z nią przebyć szlak od ZSRR przez Persję, Irak, Palestynę, Egipt aż do Włoch i Wielkiej Brytanii.

W Palestynie, w 1943 r. zdał tzw. „małą maturą”. Maturę uzyskał w 1946 roku w Liceum działającym przy 2 Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa (we włoskim Alessano i angielskim Cawthorne).

W 1947 roku powrócił do Polski i dołączył do rodziny, która po wojennej tułaczce w komplecie zebrała się w Toruniu. Tam na UAM podjął studia chemiczne. Ukończył je w 1952 r. specjalizując się w mineralogii. W latach 1953–1955 odbywał studia doktorskie w zakresie geochemii na Akademii Górniczo-Hutniczej i Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W 1957 r. uzyskał na AGH stopień doktora, tematem rozprawy doktorskiej były „Mineralogia i geochemiczne warunki genezy syderytów fliszu karpackiego”, a promotorem Antoni Gaweł. W 1959 r. wziął udział w polskiej wyprawie na Spitzbergen zorganizowanej przez PAN w ramach obchodów III Roku Geofizycznego. Stopień doktora habilitowanego uzyskał w 1965 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim, na podstawie rozprawy „Petrochemia law puklistych Gór Kaczawskich i niektóre ogólne problemy petrogenezy spilitów”, (a więc dotyczącej ich powstawania w głębinach mórz, przed setkami milionów lat). W swych badaniach wprowadził wiele nowatorskich i pionierskich metod w chemicznym badaniu próbek geologicznych. W swych artykułach przypominał także zapomniane sylwetki polskich badaczy i naukowców. Jednym z nich był Maurycy Komorowicz.

13 maja 1968 r. w trakcie sesji naukowej poświęconej historii nauk geologicznych wygłosił referat: „Maurycy Komorowicz i iego prace wulkanologiczne” przedstawiając sylwetkę i działalność naukową zmarłego zaledwie przed 45 laty wulkanologa i podróżnika, badacza Islandii, Madery, Teneryfy, algierskiej Sahary i Celebesu. To dzięki wysiłkom Profesora został odszukany i zabezpieczony grób Komorowicza na czempińskim cmentarzu.

W 1973 roku otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, a w 1986 roku profesora zwyczajnego nauk o Ziemi. Był członkiem licznych komitetów i towarzystw naukowych tak polskich jak i zagranicznych.

Równolegle do swojej pracy naukowej mocno angażował się w działalność społeczną i kombatancką. Pisał artykuły przybliżające historię 2. Korpusu Polskiego, a także walczył z zakłamywaniem historii.

Los sprawił, że na jego drodze stanęła inna barwna postać. We Włoszech, jako kierowca ciężarówki 22 Kompanii Zaopatrzenia Artylerii; której etatowym kapralem był słynny niedźwiedź Wojtek, brał udział w bitwie pod Monte Cassino i w kampanii zakończonej wyzwoleniem Ancony i Bolonii. W korpusie wszyscy wiedzieli że w kompanii służy dwóch Wojtków – „Mały Wojtek”, czyli Wojciech Narębski, oraz „Duży Wojtek”, czyli właściwy miś. Gdy w latach dwutysięcznych „Duży Wojtek” stał się bohaterem światowej prasy, filmu i telewizji, a jego kolejne pomniki były odsłaniane w Polsce, Włoszech, Wielkiej Brytanii, „Mały Wojtek”; jeden z ostatnich żyjących bohaterów Korpusu, cierpliwie tłumaczył przed kamerami kolejnych stacji telewizyjnych fenomen niedźwiedzia, w którego „skórze, drzemała polska dusza”. I większość (tele)widzów takim go właśnie zapamiętała. Szkoda, że żadna ekipa przedstawiając Profesora nie wspomniała o jego naukowych dokonaniach.

Od 2021 roku działa stowarzyszenie Narębski Point założone przez przyjaciół Profesora. Narębski Point to konkretne miejsce na mapie świata – cypel na Antarktydzie nazwany tak przez wybitnego polskiego polarnika prof. Krzysztofa Ludwika Birkenmajera (1929-2019) podczas opracowywania przezeń szczegółowych map geologicznych Południowym Szetlandów. Celem statutowym działalności Stowarzyszenia jest pielęgnowania pamięci o prof. płk. Wojciechu Narębskim, pokazywanie jego biografii na tle ważnych wydarzeń historycznych, prezentowanie jego dorobku naukowego i twórczej aktywności społecznej.

Gdy w 1963 r. w edynburskim Zoo na wieczne łowy odszedł „Duży Wojtek” (przeżywszy 21 lat) BBC poinformowało „z żalem o śmierci słynnego polskiego żołnierza”.

Wojciech Narębski zmarł 27 stycznia 2023 r. Był postać wyjątkową, która zapisała się dużymi literami w nauce polskiej i w polskiej historii. O jego śmierci i pogrzebie BBC nie zamieściło żadnego komunikatu.

PS1: 🐻 4 i 5 stycznia 2025 roku w katowickim Teatrze Śląskim widzowie mieli okazję zobaczyć spektakl „Niedźwiedź Wojtek”. Narratorem spektaklu jest sam Wojtek, w którego rolę się wciela misiowaty Michał Piela.

PS2: 🐻 Zbierający nagrody na festiwalach filmowych, animowany film opowiadający historię „Dużego Wojtka” - “A Bear Named Wojtek” może być wkrótce na krótkiej liście do Academy Awards.

Na załączonych fotografiach: „Mały i Mały Wojtek” w Iranie 1942. „Duży i Mały Wojtek” w Krakowie 2018.

czwartek, 31 października 2024

Maurycy Komorowicz: pionier polskiej wulkanologii

Maurycy uchodzi za ojca chrzestnego polskiej wulkanologii. W przededniu Święta Zmarłych chciałbym przybliżyć sylwetkę tego niezwykłego człowieka i naukowca.

Maurycy Komorowicz, bo o nim mowa urodził się 21 lipca 1881 roku w Kijowie. Jego ojcem był wcześnie zmarły Piotr, a matką Helena z Horwattów. Szkołę średnią rozpoczął w I. Kijowskim Gimnazjum, ale po śmierci matki na trzy lata przeniósł się do Cesarskiej Szkoły Prawniczej w Petersburgu. Jesienią 1896 r. wstąpił do internatu oo. Jezuitów w Chyrowie. Tam w 1902 r. uzyskał świadectwo dojrzałości. W następnym roku wyjechał do Niemiec i rozpoczął studia na uniwersytecie w Monachium. Po roku opuścił to miasto, by wstąpić na Wydział Chemiczny Wyższej Szkoły Technicznej w pod berlińskim Charlottenburgu. Jesienią 1906 r. przeniósł się na Uniwersytet Berliński, na którym studiował, a następnie pracował badawczo przez następne 6 lat. W 1912 r. uzyskał doktorat.

Już podczas studiów rozpoczął samodzielne wyprawy i badania wulkanologiczne na wyspach Oceanu Atlantyckiego. Od 1906 roku do 1909 roku wraz z żoną Cecylią (z Popielów) odbyli podróże badawcze (Islandia, Madera, Teneryfa, algierska Sahara). Każdą z wypraw opisywał w osobnych publikacjach, ilustrowanych przez Cecylię. Pod tym względem Komorowiczowie stanowili pierwowzór zgodnie współdziałającego małżeńskiego teamu ukierunkowanego na opisywaniu i dokumentowaniu wulkanów na świecie. Maurice i Katia Krafft poszli tą samą drogą kilkadziesiąt lat później. Informacje o podróżach po Islandii Komorowicz zamieścił w "Notatkach z podróży do Islandii" opublikowanych w Polsce w 1907 r. oraz w obszernej, bogato ilustrowanej przez Cecylię i Kurta Albrechta (znanego z późniejszych nowojorskich prac) książce „Quer durch Island”, wydanej w 1909 r. Zebrane przez niego materiały i poczynione obserwacje stanowiły duży wkład w poznawanie geologii i wulkanizmu na Islandii. W tym samym roku wychodzi kolejna książka Komorowicza, tym razem popularnonaukowa: „Feuergewalten: gemeinverständliche Schilderung vulkanischer Phänomene”, w której systematyzuje i opisuje wulkany z różnych stron świata.

W kolejnym roku wydaje ”An Sonnigen Gestaden”, w której opisuje wulkany subtropikalnej Afryki.

Wydana w 1912 w Stuttgarcie książka: ”Vulkanologische Studien auf eingen Inseln des Atlantischen Oceans” z ilustracjami Cecylii, stanowi podstawę jego rozprawy doktorskiej. W niej szczegółowo omawia islandzkie struktury wulkaniczne na półwyspie Reykjanes oraz m.in. wulkan tarczowy Strytur. Książka została wysoko oceniona przez środowisko naukowe. 

Wiosną 1913 roku Maurycy, obejmuje stanowisko geologa rządowego i wyjeżdża z żoną do Indii Holenderskich (dzisiejsza Indonezja). Zamieszkali w Batawii (dzisiejszej Jakarcie), a później w Buitenzorg (dzisiejszy Bogor). Celem badań wulkanologicznych zleconych Komorowiczowi przez rząd holenderski było: zbadanie przyczyn i zasięg wstrząsów sejsmicznych, jakie miały miejsce w tym rejonie w marcu 1913 r. Opis i wyniki przeprowadzonych badań Komorowicz zamieszcza w "Zeitschrift für Vulkanologie". W tym samym czasie w ślady Komorowiczów idzie kolejny wielkopolanin – Józef Zwierzycki, który przez kolejne kilkadziesiąt lat badał będzie geologię Wysp Sundajskich. Ciężka praca oraz niezdrowy klimat jawajski odbiły się na zdrowiu Komorowiczów. Po powrocie do Berlina umiera żona Cecylia, a Maurycego trawi ciężka choroba tropikalna.

W 1919 roku schorowanego Maurycego zabiera z Berlina jego wuj Edward Horwatt i umieszcza w domu na terenie posiadłości w Gorzyczkach, oddalonych o około 6 km od Czempinia. Silne wyniszczenie organizmu przez nieuleczalną chorobę, a także uzależnienie od stosowanej w leczeniu morfiny doprowadza do śmierci Komorowicza 7 stycznia 1923 roku. Trzy dni później zostaje pochowany na cmentarzu w Czempiniu.

W powojennej Polsce zapomniany. Dopiero w 1970 r. profesor Wojciech Narębski w kwartalniku Polskiej Akademii Nauk „Prace Muzeum Ziemi” przypomniał jego sylwetkę i dokonania.

Kilka lat później podobnie uczynił czempiński regionalista Józef Świątkiewicz publikując pracę: Maurycy Komorowicz wulkanolog z Czempinia. Staraniem jego i czempińskich regionalistów bezimienną mogiłę Komorowicza przykryła gruba granitowa płyta z napisem:

Dr Geologii Maurycy Komorowicz Wulkanolog, Podróżnik, Pisarz i Kompozytor Ur. 21 lipca 1881 r. w Kijowie Zm. 7 stycznia 1923 r. w Gorzycach

Zmarły dwa lata temu profesor Narębski tak pisał o Komorowiczu: „Kiedy w początku listopada 1967 r. odwiedziłem Czempiń i okolice, aby osobiście zapoznać się z miejscami związanymi z ostatnim okresem życia Maurycego Komorowicza, niezamieszkały dziś dom w Gorzycach chyli się ku ruinie, a grób wyróżnia się jedynie wielkim krzyżem dębowym. Zaledwie kilku najstarszych mieszkańców Gorzyc, którzy dopomogli… w identyfikacji mogiły, pamiętało dziwną dla nich i nieco tajemniczą postać samotnika z gorzyckiego domu, o którego nieprzeciętnym dorobku naukowym i podróżach badawczych dowiedzieli się dopiero z ust piszącego te słowa…” „…Możemy dziś z pełnym przekonaniem stwierdzić, że przyczyną tragicznego, przedwczesnego zgonu Maurycego Komorowicza była jego pasja badawcza, niepowstrzymana chęć obserwacji zjawisk wulkanologicznych w najtrudniej nawet dostępnych rejonach naszego globu, bez względu na koszty i warunki. Ta właśnie pasja przyrodnika i humanisty doprowadziła go do utraty zdrowia, co było przyczyną przedwczesnej śmierci…„

W przeddzień Święta Zmarłych zapalam lampkę na Jego grobie.

piątek, 17 lutego 2023

Zygmunt Krasiński pod Wezuwiuszem

Sytuacja życiowa Zygmunta Krasińskiego, naszego trzeciego Wieszcza była odmienna od sytuacji większości pisarzy emigracyjnych. Był finansowo niezależny i od wczesnej młodości przebywał w środowisku międzynarodowej arystokracji. Jego dramatem życiowym był ojciec - Wincenty Krasiński, generał wojsk napoleońskich, a później lojalny poddany cara Rosji, który chciał aby Zygmunt został carskim dyplomatą. Ten buntował się i uciekał z rodzinnej Opinogóry na Zachód. Nieustannie podróżując spotykał się z najważniejszymi osobami będącymi na emigracji i pisał: liryki i wiersze o tematyce polityczno-filozoficznej, dramaty, memoriały i listy: do ojca, przyjaciół, kolejnych muz.

We Włoszech przebywał Zygmunt Krasiński wielokrotnie. Pierwszą podróż odbył jesienią 1830 roku. Trasa wiodła przez Mediolan, Bolonię, Florencję do Rzymu. Do Neapolu dotarł dopiero 8 marca 1835 roku. O swych pierwszych neapolitańskich wrażeniach dzielił się w listach:

Do Joanny Bobrowej  Neapol, 30 marca 1835

„Jestem na wybrzeżach, które Pani lubiła. Potrzeba mi tylko oderwać wzrok od tej karty, aby zobaczyć od razu Capri i Wezuwiusz i całą zatokę Neapolitańską. Mieszkam w domu najbardziej z całego miasta wysuniętym, ponieważ jest zbudowany na części skały, wystającej z morza. Jest to willa di Roma a S-ta Lucia. Piękną jest zaiste przyroda w tych stronach — lecz trzeba być bardzo młodym i bardzo naiwnym, aby żyć w przyrodzie i nic nadto nie żądać. [….] Oh, wśród tych kwiecistych, palących wybrzeży, wobec tylu ponęt, potrzeba by mieć w sercu radość gwałtowną, a w duchu życie potężne. Wówczas pojmuję, że można być chwil kilka szczęśliwym w Neapolu. Co do mnie, pojąć Pani nie zdoła, jaki wpływ wywierają te miejscowości na myśl moją. Wszędy czytam tylko ponure przepowiednie. Ta równina lazurowa, wytworzona przez wonne wiatry u stóp czarnej góry, to rozkosz w objęciach śmierci, to raj ludzki u progu piekieł. Wspaniałym jest ten znak boży, który co chwila, jak srebrna kolumna, z łona ziemi wznosi się ku niebiosom i rozwija się tam w posępne obłoki. Gdy noc nadchodzi, jest to słup ognisty, który w górze rysuje czerwonawe światła, a na dole w głębi wód się odbija."                                                                                                                                      

I dalej o Pompejach:                                                                                                                                                    

Dziś, jak przed wiekami, wszystko, co tylko jest pięknego i miłego na tych brzegach, jest przeznaczone na zagładę przez śmierć gwałtowną. Zawsze to jest świeża Pompeja, piękna Pompeja, strojąca się w wieńce i festony w wigilię dnia, który będzie dla niej ostatnim.[…] Na tej ziemi cieniem znikomym jest wszystko, od skromnej stokrotki aż do wulkanu. Ludy i przyrody mijają, odradzają się i odchodzą. Przyroda więcej ma sił, długi czas jest widownią, na której się miotają miliony istot, z roku na rok więdnących, kiedy ona sama więdnie w przeciągu całych miriadów stuleci. […] Piszę te słowa, spoglądając na najwspanialszy z tworów ziemskich. Przeczuwając nieskończone piękno, którego ten widok jest tylko gęstą zasłoną, słabem odbiciem, zabłąkanym dźwiękiem, pozwoliłem sobie na te myśli, które, jakkolwiek w małej pozostają z nim harmonii, są jednak jego fatalnym wynikiem”.

Do Joanny Bobrowej  

Neapol, 21 kwietnia 1835

„Chciałbym, aby oddano Pani ten list 7 maja. Przed rokiem w tym samym dniu raczyła Pani przyjąć ode mnie trochę ofiarowanych Jej kwiatów.[...] Te, które teraz Pani posyłam, zerwałem u stóp Wezuwiusza. Przybędą do Pani zeschłe i spłowiałe, jak wszystkie nadzieje, jak cała przyszłość tego, który pisze do Pani”.                                                                                                                                                  

W tym samym liście poeta żali się na morze, którego blask działa na jego chore oczy.

„Okrutnie cierpię, a to morze, tak piękne dla wszystkich, dla mnie jest tylko jakby piekłem, gdy błyszczy w słońcu”.

A także na miasto i spotkanych tam ludzi:                                                                                                                                           

Kto w Neapolu, ten powinien z Golfem i Wezuwiuszem się zadawać, bo to są duchy miejsca, ale nie z ludźmi, bo to są miejsca płazy i muszle".

Do Konstantego Gaszyńskiego  Neapol, 26 kwietnia 1835

[…] „Byłem w Pompei: u wnijścia do miasta groby, zaraz potem za bramą pierwszy budynek, to dom rozpusty, śmierć i rozkosz, dwa największe działacze materialnego świata. W tej odgrzebanej mumii piękne są pomniki. Architektura grecka skandowana, jak wiersze Enejdy; matematyka, prawo rzymskie stare, w kamień wcielone. Tu dopiero starożytność się pojmuje i porównywa z nowemi czasy. Starożytni szli od nieskończoności w skończoność; co od pierwszej zarwać mogli, opisywali drugą, oddzielali od matki. My ze skończoności wychodzim, a dążym w nieskończoność”.

Jak widać z powyższych cytatów Krasiński w swych listach podkreślał walory natury i neapolitańskiego pejzażu. Podziwiał grę świateł na morzu, słońce, kwiaty, lucciole tańczące wśród kwiatów. Bardziej od Italii słonecznej przyciąga go jednak Italia jako kraj antyku, kraj smutny, ale korespondujący z obnoszoną przez niego pozą samotnego twórcy, żyjącego wizjami przeszłości i upatrującego we współ­czesnym świecie znaków upadku.

Powtórnie znalazł się w Neapolu 15 grudnia 1838 roku, towarzysząc ojcu, generałowi Wincentemu. 24 grudnia 1838 r. na uroczystej polskiej Wigilii wydanej w Palazzo Gallo, należącym do wdowy Honoraty z Orłowskich Komarowej, Zygmunt odnawia znajomość z córką gospodyni, Delfiną Potocką, która stanie się jego kolejną Muzą i powiernicą.

O swoich przeżyciach, Neapolu i okolicach pisze do swych przyjaciół w kolejnych listach:

Do Edwarda Jaroszyńskiego  Neapol, dnia 29 grudnia 1838 r.

„Życie moje w Neapolu jest dość przykrem: klimat mnie ten zabija. Siedzę, bo ojca nie chcę samego zostawić, a ojcu tu mniej więcej dobrze. […] Najczęściej wieczór przepędzam u siebie kolejnych m jeden; świeca gdzieś za parawanem tleje, myśli moje snują się bez końca, ale nieskończonością goryczy, smutku, wstrętu. Jeśli czasem zjawi się cicha chwila wewnętrzna, twórcza, natchniona, to, cud… cud, który dawniej bywał powszednim chlebem. Już ta natura tak ogromna, tak czysta, tak wdzięczna, nie budzi we mnie braterskich uniesień. Morze darmo huczy i zaprasza — już nie kocham żagli, ni wioseł”[…]

Do Adama Sołtana 1 stycznia 1839, Neapol

Zapoznałem się z domem Komarów, [….] Sama matka i domu pani naturalna, uprzejma, ludzka. Już mi wszystkie lampy przysłonili zielonemi umbrelki. Bywam więc co wieczór.[…]

Wezuwy (jak mój Jan zwykł mawiać) dziś o dwunastej w nocy zaczął składać powinszowanie miastu chmurami perzyny, której pełne ulice; kłęby dymu ogromne walą z krateru, cały Neapol bieży go z bliska obaczyć.

Zdrowie moje szwankuje w tym klimacie, oczy znacznie się pogorszyły, w dzień nie mogę wychodzić, bo słońce za jaskrawe; dopiero po zajściu jego lub w nocy, gdy księżyc wejdzie, idę na Strada Nuova i, chodząc nad tą otchłanią błękitu, marzę o tych, których kocham”.

W liście do Konstantego Gaszyńskiego z 19 stycznia 1839 roku poeta relacjo­nował swoją ostatnią wyprawę na Wezuwiusza:                                                                                                                             

 Byłem na Wezuwiuszu podczas wybuchu i takem sobie oczy popsuł, że nie wiem, kiedy do miary swej przyjdą. Ale praw­da, że piękny był widok: kitą dymu się odział i rozpuścił ją w poprzek nieba w kształt wiejących piór hełmu nad całą za­toką. Księżyc to za nią się chował, a wtedy czarno i czerwono było na ziemi, wtedy piekło, bo płomienie buchały z krateru, to zza niej się wychylał, a wtedy cała przestrzeń słodką bar­wę czystego światła przybrawszy, wydawała się jako pole bi­twy, na którym potęgi anielskie, dziewicze, szatana pokona­ły. Co kilka minut taka odmiana następowała”.

Jak widać wyprawa na Wezuwiusza nie skończyła się dla Krasińskiego dobrze, bo następne tygodnie spędził w łóżku, a Delfina „jak siostra miłosierdzia” czule się nim zajmowała. O tym zdarzeniu donosi Sołtanowi w liście z 5 lutego 1839: „Przez te wszystkie dni leżałem w wściekłej gorączce, która mi całe ciało i twarz całą osypała krostami, słowem ospę miałem” […]

Później­sze, częste przyjazdy do Neapolu, w kolejnych latach, nie miały już charakteru romantycznych podróży krajoznawczych, poeta przy­jeżdżał na umówione spotkania z Delfiną Potocką. Obraz Neapolu zależał więc od tego, jak układały się stosunki mię­dzy Krasińskim i jego Muzą. Gdy czuli się szczęśliwi Neapol jawił się jako raj, ale gdy dominowały konflikty, nad miastem i błękitną Zatoką zawisały czarne chmury niechęci. Dużo też zależało od stanu zdrowia poety, który cierpiał na migre­ny i choroby oczu, a zagrożony był gruźlicą. 

Ostatni raz odwiedził Neapol w 1842 roku.

Tekst gościnny. Zachęcam do przeczytania pierwszej części:

http://wulkanyswiata.blogspot.com/2023/01/wezuwiusz-i-polscy-romantycy-czesc-i.html 

piątek, 29 grudnia 2017

Krótkie podsumowanie aktywności wulkanicznej 2017 roku

Mało wyróżniający się rok, jeśli chodzi o aktywność wulkaniczną (podobnie zresztą jak poprzedni). Najwięcej zamieszania w prasie wywołał balijski wulkan Agung, choć jego obecna aktywność erupcyjna jest bardzo umiarkowana (małe eksplozje i uformowanie kopuły lawowej w kraterze). Gdy rozpoczęły się jego erupcje w listopadzie 2017 roku ewakuowano ponad 100 000 ludzi i prewencyjnie odwołano wiele lotów pasażerskich. Obawiano się powtórki z erupcji tego wulkanu w latach 1963-64 - jednej z najpotężniejszych w XX wieku. Ciekawszą erupcję wulkanu Ambae na Vanuatu, w związku z którą ewakuowano całą populację wyspy przyćmił kryzys związany z Agung. Inna sprawa że prędzej polscy turyści dotrą na Bali niż na Vanuatu - Vanuatu gości w prasie znacznie rzadziej niż Indonezja. Na chwilę w mediach pojawił się islandzki wulkan Örœfajökull z powodu aktywności sejsmicznej, lecz do erupcji nie doszło. Silne erupcje targnęły kamczackimi wulkanami Szywiełucz i Bezymianny. Erupcje lawowe wulkanów tarczowych w 2017 roku to Kilauea (Big Hawaii), Piton de la Fouranise (Reunion), Erta Ale (Etiopia, pojawiło się tam trzecie jezioro lawy) oraz krótkotrwała Fernandina (Wyspy Galapagos). Największa niespodzianka 2017 roku to niespodziewana erupcja kamczackiego wulkanu Kambalny w marcu tego roku. Sporadyczne silne erupcje targały aleuckim wulkanem Bogoslof znacznie modyfikując morfologię wyspy.

Ciągłą aktywność erupcyjną wykazywały wulkany Fuego (Gwatemala, aktywność strombolijska, wylewy lawy, lahary), Sabancaya (Peru, erupcje eksplozywne) i Sinabung (Sumatra, Indonezja). Ten ostatni wulkan wykazuje aktywność erupcyjną od września 2013 roku generując w ciągu niemal 5 lat setki spływów piroklastycznych niszczących wioski i pola uprawne. Ile jeszcze potrwa aktywność erupcyjna Gunung Sinabung? Trudno powiedzieć. Sycylijska Etna (którą dwukrotnie wizytował w tym roku Grzegorz Gawlik) w 2017r. była dość spokojna (znacząca aktywność erupcyjna pod koniec lutego i w marcu 2017r. - 16 marca rannych 10 osób).

Wczoraj odwiedził mnie w Poznaniu Tomek z Katowic, który w tym roku wizytował wulkany na Reunion, Islandii, Wyspach Liparyjskich, Vanuatu i Karaibach (Gwadelupa, Martynika, Montserrat). Jako jeden z nielicznych dotarł do wymarłego miasta Plymouth na Montserrat. Post o tym pojawi się w najbliższych dniach, być może po Nowym Roku. Zabrałem Tomasza na obrzeża Poznania, by pokazać mu rezerwat meteorytowy Morasko. Szkoda że dość mocno padało (dzisiaj jak na złość pogoda jest niezła), ale zdjęcia z tego krótkiego wypadu poniżej:

http://volcanic-landscapes.blogspot.com/2017/12/morasko-meteorite-craters-28122017.html

Od Tomasza dostałem w prezencie bogato ilustrowaną książkę o historii i nagłej zagładzie miasta Saint Pierre na Martynice 8 maja 1902 roku zwanego Małym Paryżem. Masa archiwalnych zdjęć z Saint Pierre i erupcji wulkanu Montagne Pelee. Czyli coś co lubię (grzebanie się w archiwalnych zdjęciach).

Jednym z atutów pisania bloga o wulkanach jest możliwość poznania fajnych osób z ciekawymi pasjami, zainteresowaniami, projektami. Właśnie przyszła do mnie paczka od Grzegorza Gawlika z siarką z Vulcano, okruchami lawy i popiołem z Etny, 'otoczakiem' z Santorini i saligramami (amonitami) z Himalajów, Tybet. Pragnę też zarekomendować stronę Nogami do Góry założoną przez trzy sympatyczne dziewczyny z Krakowa. Pasją, która je połączyła jest bieganie oraz wspinaczka górska. Na 2018 rok przewidują dołączenie do grona zdobywców Korony Gór Polski. Jako że cenię osoby z pasją zamieszczam link do strony Nogami do Góry i zachęcam do odwiedzin:

http://nogamidogory.pl/

Na górnym zdj. BNPB duża erupcja piroklastyczna wulkanu Sinabung 27.12.2017.

czwartek, 15 czerwca 2017

Silna erupcja wulkanu Szywiełucz

Wczoraj (14 czerwca 2017 roku) o godzinie 16.20 UTC wybuchł kamczacki wulkan Szywiełucz generując obłok popiołu o wysokości 12 km. Co ciekawe 15 km na południowy zachód od tego czynnego wulkanu obozowali wulkanolodzy pracujący w terenie. Na szczęście nikomu nic się nie stało, choć erupcja oprócz potężnego obłoku erupcyjnego wygenerowała lahary. Także sąsiad Szywiełucz, czyli wulkan Kluczewska Sopka emituje popiół.

Zdj. Voznikov A.V.

Do kolejnej znaczącej eksplozji wulkanu Szywiełucz dochodzi rankiem 15 czerwca.

Na mojego bloga fotograficznego Volcanic Landscapes dodałem dzisiaj (w kolejną rocznicę finalnej erupcji wulkanu Pinatubo w 1991 roku) dwie galerie niewulkaniczne z Wolina: jeziora Turkusowego w Wapnicy oraz osuwiska blisko klifu Gosań, Międzyzdroje - zapewne powstałego wskutek erozji sztormowej bądź ulewnych opadów deszczu. Fajnie jest się natknąć podczas przybrzeżnej wędrówki na takie zjawisko. Zdjęcia wykonane w dniu 5 czerwca 2017.

http://volcanic-landscapes.blogspot.com/

wtorek, 23 maja 2017

Grzegorz Gawlik: prelekcja w Poznaniu

W dniu wczorajszym miałem przyjemność uczestniczyć w prelekcji "Podróż do wnętrza Ziemi" Grzegorza Gawlika (organizowanej przez Poznański Klub Podróżnika) - podróżnika i badacza, który od 2006 roku zdobywa i eksploruje różnorodne wulkany. Grzegorz nie poprzestaje jedynie na zdobyciu danego wulkanu - bada go jeszcze przeprowadzając stosowne pomiary. I to się chwali. Gregora znam osobiście, więc spodziewałem się fajnej przekrojowej prelekcji na temat perypetii związanych z badaniem i eksploracją wulkanów i taką prelekcję otrzymałem. Wpierw Grzegorz objaśnił zgromadzonymi jakie są idee projektu oraz jakie wyróżniamy ogólnie rodzaje wulkanów (stratowulkany, wulkany tarczowe, wulkany szczelinowe). Przedtem jednak nie mogło się obyć bez filmu na którym Grzegorz schodzi do krateru czynnego wulkanu Anak Krakatau, zachwyca się innym czynnym wulkanem Papandayan (oba w Indonezji) czy kręci z daleka emitujący parę przepiękny wulkan stożkowy Mayon (Filipiny). Potem podróżnik pokazał na zdjęciach jaki sprzęt zabiera ze sobą na wyprawy i przytoczył kilka historii związanych z wulkanami. Były to m.in. zejście do krateru indonezyjskiego wulkanu Anak Krakatau, samotna wspinaczka na meksykański wulkan Popocatepetl z jednoczesnym unikaniem wojska i policji (wulkan ze względu na ciągłą aktywność jest zamknięty dla wspinaczy, niewiele osób na niego wchodzi), dotarcie do niezbadanego obszaru fumarolicznego wulkanu Ojos del Salado i najwyżej położonych jezior na Ziemi (wspaniały pionierski wyczyn), ustalenie że to Lullaillaco jest najwyższym aktywnym wulkanem na Ziemi czy popsucie pogody i wyładowania atmosferyczne w trakcie zdobywania trzech wierzchołków wygasłego wulkanu Monte Pissis. Na sam koniec prelekcji pojawiły się ciekawostki kulinarne przedstawiające najbardziej nietypowe i 'obrzydliwe' potrawy, których próbował podróżnik (np. islandzki hakarl czy malezyjski durian - ten smrodliwy owoc też miałem okazję próbować) oraz nie mniej interesujące i zabawne ciekawostki fekalne (jak korzystać z toalet w warunkach wysokogórskich, zabieranie ze sobą kup na Aconcagua pod groźbą kary finansowej, dziwne toalety np. w Nepalu czy na Kaukazie).

Po prelekcji zgromadzeni w kinie Rialto widzowie (wśród nich byli też miłośnicy mojego bloga) mieli okazję dotknąć kawałka lawy z Etny, obsydianu z Meksyku i pumeksu z Chile oraz porozmawiać z Grzegorzem. Sam poznałem m.in. fizyka Witolda Zielińskiego, który bodaj w 1991 roku był na trzech kurylskich wulkanach wyspy Kunaszyr. To był bardzo miły wieczór spędzony w doborowym towarzystwie.

Dwa krótkie fragmenty prelekcji Gregora dotyczące najwyżej położonych jezior na Ziemi.

https://www.youtube.com/watch?v=5T--SzUDQlE
https://www.youtube.com/watch?v=ZAVb414vMI0&t=31s

sobota, 10 września 2016

Wielki Kanion Bytomski: Kopalnie dolomitu Blachówka i Bobrowniki

Dzisiaj post nietypowy, gdyż nie związany stricte z wulkanizmem. Odwiedziłem eksploratora wulkanów Grzegorza Gawlika, który mieszka w Bytomiu. Grzegorz pokazał mi ulegające systematycznej modernizacji Katowice oraz główne atrakcje Bytomia: szyb kopalniany Krystyna, pole golfowe, obecnie wykorzystywaną elektrociepłownię Szombierki, domki robotników w dzielnicy Stroszek, etc. Najwięcej czasu spędziliśmy jednak na trekkingu i eksploracji terenów dwóch kopalń dolomitu Blachówka i Bobrowniki. Oba kamieniołomy są wspaniałe - stanowią idealne miejsce na trekking, wspinaczkę, spacery, obserwację flory i fauny oraz poszukiwania minerałów (można znaleźć np. kalcyt czy hematyt). Dowiedziałem się że ongiś działała tam kopalnia Fryderyk wydobywająca srebro i ołów, eksploatowano także (do roku 1997) dolomity. Blachówka to malowniczy kanion o głębokości około 60 metrów do którego przylega rezerwat buków Segiet. Natomiast na dnie Bobrowników znajduje się kilka ślicznych wyrobiskowych oczek wodnych, w których natknąłem się na liczne kijanki. Cieszę się że Grzegorz oprowadził mnie po tym miejscach. Jego artykuł na temat obu kamieniołomów jest najbardziej szczegółowy w rodzimej sieci:

http://www.grzegorzgawlik.pl/blog/item/214-polskie-dolomity-bytomski-kanion.html

Data wizyty: 8 września 2016 roku. Tego samego dnia podniesiono stopień alarmu na pierwszy (anormalny) dla wulkanu Mayon (Filipiny).

środa, 23 marca 2016

Eksplodujące jezioro Tobellus Mały

Odkąd usłyszałem o eksplozji jeziora Tobellus Mały w roku 1926 wiedziałem że muszę to jeziorko zobaczyć. Było to jedno z miejsc w Polsce, które mnie bardzo intrygowało, tym bardziej że nadal to jezioro jest bardzo mało znane. W każdym razie mniejsze jezioro Tobellus Mały sąsiaduje z większym Tobellus Duży w miejscowości Stańczyki. Słynne tamtejsze mosty kolejowe o wysokości 31.5 metrów są od obu jezior oddalone o około 1 kilometr. Oba jeziorka nie mają absolutnie nic wspólnego z aktywnością wulkaniczną - są to jeziora powstałe w rynnie po wytopieniu dużych brył lodu, inaczej jeziora wytopiskowe bądź po prostu oczka. Bardziej interesowało mnie z tej dwójki jeziorko Tobellus Mały. Dlaczego? Ponieważ istnieją udokumentowane relacje historyczne że Tobellus Mały eksplodowało. Stało się to 30 czerwca 1926 roku po południu. Nadchodząca burza spowodowała wybuch gazu błotnego (metanu) znajdującego się na dnie jeziora. Powstała fontanna błota o wysokości kilku metrów (2-3 metrów w jednym opracowaniu), jezioro znikło i po pewnym czasie pojawiło się znowu (21 sierpnia 1926 roku). Eksplozja mieszanki metanu i tlenu podobno była na tyle silna że wyrzuciła 100 tonowe bryły osadów w promieniu 200 metrów od jeziorka. Wybuch jeziora podobno spowodował ofiary śmiertelne, choć tego akurat nie udało mi się potwierdzić. W wyniku eksplozji powstała całkowicie nowa misa jeziorna. Po wybuchu jezioro badał profesor André z Królewca wraz z dwoma asystentami i stwierdził że doszło do eksplozji zgromadzonego na dnie metanu. Niemiecka Wikipedia pod hasłem Kleine Dobellus podaje datę 30 czerwca 1926 roku.

Byłem nad jeziorem Tobellus Mały dzisiaj w godzinach popołudniowych. Brzegi jeziorka (w odróżnieniu od sąsiedniego Tobellus Duży) są dość mocno zarośnięte, ale udało mi się obejść oczko z jednej strony. Brnąłem przez niewielki las i nadbrzeżne trzęsawisko chcąc się przyjrzeć jedynemu w Polsce eksplodującemu jezioru (nie znam innych, jak ktoś zna to niech da mi znać). Garść ogólnych informacji o Tobellus Mały: głębokość maksymalna 13.6 metrów, powierzchnia 0.58 hektarów, długość 105 metrów, szerokość 56 metrów. Zastanawiają mnie jedynie rozbieżne daty eksplozji podawane w nielicznych wzmiankach historycznych i opracowaniach na ten temat: 31 maja 1926/30 czerwca 1926 czy rok 1927. Dlaczego?

Eksplodujące jeziora kojarzyły mi się do tej pory jedynie z Kamerunem (erupcje limniczne jezior Monoun i Nyos w latach 1984 i 1986 emitujące zabójczy CO2). Miło zatem wiedzieć że takie jeziorko znajduje się też w Polsce.

Na zdjęciach jeziora Tobellus Duży, Tobellus Mały oraz mosty kolejowe Stańczyki (czasem nazywane Akweduktami).

W pierwotnym założeniu miał być blog o krajobrazach wulkanicznych, a wyszło na to że wrzucam też zdjęcia miejsc w Polsce, które mnie intrygują. Niekoniecznie wulkanicznych. :-) Pełna galeria z jezior Tobellus poniżej:

http://volcanic-landscapes.blogspot.com/2016/03/exploding-lake-tobellus-small-tobellus.html

Zastanawiam się ile metanu znajduje się obecnie na dnie Tobellus Mały. Chciałbym aby zostały zorganizowane precyzyjne badania naukowe na ten temat.