Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Poeta Krzysztof Kamil Baczyński i wyspiarskie wulkany

                                                               

81 lat temu w wieku 23 lat zginął Krzysztof Kamil Baczyński. Duchowy spadkobierca romantyków, symbol Pokolenia Kolumbów, opisujący czas II Wojny Światowej, która w jego wierszach jawi się jako ogromna, niszczycielska siła, niszczące ówczesne systemy wartości i wprowadzająca nowe, okrutne prawa. 4 sierpnia 1944 roku w warszawskim Pałacu Blanka trafiła go kula niemieckiego snajpera. 

Krzysztof Kamil Baczyński zaczął pisać wiersze już jako uczeń warszawskiego gimnazjum im. Stefana Batorego. Nie był wybitnym uczniem, na świadectwach przeważały trójki, co ciekawe miał kłopoty z zaliczeniem języka polskiego. Najwyższe oceny zbierał z rysunków i po maturze zamierzał zdawać na Akademię Sztuk Pięknych. Wybuch wojny zniweczył te ambitne plany. Straciliśmy malarza, zyskaliśmy poetę!

Dziełem wyjątkowym w historii polskiej poezji XX wieku jest własnoręcznie 'wydany' przez Baczyńskiego w 1941 roku poemat "Serce jak obłok", w którym połączył w jedną całość zamiłowanie do słowa pisanego i obrazu. 

Na okładce książki - utrzymanej w monochromatycznej niebieskiej tonacji - widzimy znaki zodiaku: Ryby, Wodnik, Koziorożec i Waga, wokół monogramu BB (żony Krzysztofa, Barbary), żaglowiec na morzu i dwie wyspy wulkaniczne, w tym jedna z aktywnym wulkanem. A w środku "Elegia o genezie", w której poeta opisuje jak powstawał świat, w którym przyszło jego pokoleniu żyć, w którym "... jak fajki gigantów Wulkany Dymią i Gasną..."

Ewa Demarczyk zaśpiewała kompilację jego wierszy na V Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie w 1965 roku czyniąc z nich coś w rodzaju requiem Powstania Warszawskiego. Dziś jest symbolem "tych lat gniewnych".

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4746982/serce-jak-oblok

Prześliczna okładka i poruszająca zawartość.

poniedziałek, 15 maja 2023

Cyprian Norwid pod Wezuwiuszem

                                      
Ostatnia (trzecia) część gościnnego cyklu o polskich romantykach.

Na przełomie 1845 i 1846 roku Norwid pisze, wiersz "Italiam! Italiam!", czyli dosłownie: "Do Italii!" Zawarte są w nim właściwie wszystkie najistotniejsze wątki dotyczące Italii Norwida. Mamy więc szczęśliwą, spędzoną tam młodość, podróże po Morzu Śródziemnym, zanurzenie w kulturze Włoch a także postrzeganie ich jako miejsca, gdzie myśl artysty może najpełniej się rozwinąć. 

Pod latyńskich żagli cieniem,

Myśli moja, płyń z aniołem, 

Płyń, jak kiedyś ja płynąłem:

Za wspomnieniem - płyń wspomnieniem...

Dookoła morze - morze -

Jak błękitu strop bez końca:

O! przejasne - pełne słońca. 

Łodzi! Wioseł!... Szczęść Ci, Boże...

Płyń - a nie wróć-że mi z żalem,

Od tych laurów tam różowych,

Gdzie Tass śpiewał Jeruzalem,

I od moich dni - laurowych...

W 1971 r. wiersz pojawia się na czerwonym albumie Czesława Niemena, który staje się największym popularyzatorem twórczości Norwida wśród współczesnych artystów.                                                    

Poeta przybywa do Rzymu w 1844 r. i wynajmuje mieszkanie przy Via Quattro Fontane. Szybko staje się jed­ną z naj­po­pu­lar­niej­szych po­sta­ci Po­lo­nii Wiecz­ne­go Mia­sta. W 1845 roku od­nawia sto­sun­ki z Ma­rią Ka­ler­gis; najmodniejszą i naj­bar­dziej adorowaną kobietą ów­cze­snej Eu­ro­py, która szyb­ko staje się przed­mio­tem jego mi­ło­snych wes­tchnień. Pod wpły­wem no­we­go uczu­cia, nie li­cząc się ze sta­nem swoich finansów i zdrowia, wy­ru­sza w po­dróż po Wło­szech w to­wa­rzy­stwie Ma­rii i jej licznego grona adoratorów. Wspólnie odwiedzają Pom­pe­je, Her­ku­la­num, Sor­ren­to i wy­spę Ca­pri, Poeta wspina się na szczyt We­zu­wiu­sza(!). Wspólne przebywanie i miłosna ułuda trwa aż do kanałów Wenecji, gdzie od pięknej Marii dostaje ostatecznego kosza.                                                                                 

Ale powróćmy do interesującego nas tematu. Pompeje i Herkulanum Norwid odwiedza już rok wcześniej, by powrócić do zasypanych przez Wezuwiusza miast raz jeszcze w 1848 roku.

Efektem tych wypraw jest poemat „Pompeja”, w którym opisuje wydarzenia, jakie rozegrały się w tym mieście przed tysiącem lat. To poemat, w którym autor zastosuje spotkanie i dialog zmarłych ze współczesnymi, zaś zatrzymane w czasie miasto staje się przestrzenią między teraźniejszością i przeszłością. Jego bohaterami są cienie: Marcusa Balbusa, konsula Pompejów, którego wspaniały, konny posąg odkopano w ruinach Herculanum i nieznany z nazwiska Poeta, którego opis przypomina jedną z postaci uwiecznionych na malowidle ściennym w pompejańskim Domu Dramaturga, których los zetknął w tym „pięknym”, tragicznym dniu. To oni „opowiadają” współczesnemu Poecie – Norwidowi, który zwiedzając cmentarz pompejański przysiadł na chwilę na grobie kapłanki Mammii, o tym co się wydarzyło 24 sierpnia 79 r. Poznajemy ich mentalność i duchowość, a także tętniące życiem miasto, aż do momentu wybuchu Wezuwiusza, gdy zaczyna się ogólna panika.

Tak pompejański Poeta relacjonuje swoje ostatnie chwile:                                                                                                      ……..
I nie wie już, czy goni wibracje odległe,
Słuchowi śmiertelnemu więcej niepodległe,
Czy wraca ciałem w spokój materji, czy marzy?...
Tak byłem — nagle gęsto poczułem na twarzy
Sypany mak, a zdala piorunów deszcz głuchy...

I czucia te, co bolą, gdy przechodzisz w duchy...

Relacja Balbusa, dumnie siedzącego na koniu jest również przejmująca:                                                                                                                 …….                                                                                                                                                            

 A lewą cugli sięgam... Powietrze złociste
Owiało mię, rąk chmurę widziałem w lawinie,
I różnych świątyń różne chóry uroczyste,
Tu, tam błyskawicami z cieniu wyrywane.
A koń mój szalał, w bruki bijąc coraz ciszéj,
Jakby na błonia wchodził wciąż zasypywane,
A ja — milczałem, czując, że nikt już nie słyszy...

VI.

«I stało się, że nagle poznałem na twarzy
Sypany mak, a zdala piorunów deszcz głuchy,
Ciemność, która jak ogień obejma i parzy,
I czucia te, co bolą, gdy przechodzisz w duchy...
Taki to Jowisz ze mnie!...»

VII.

 ...To Balbus rzekł. Potem,
Znikając, zwolna łączył się z poety cieniem,
Jak włókna dwu obłoków, w jeden spartych grzmotem
I osrebrzonych jednym księżyca promieniem
I znikli...

Obaj bohaterowie Poematu w ostatnich chwilach swego życia, zanim znikli zasypani popiołem poczuli w pewnym momencie na twarzach sypany mak, a do ich uszu dochodził z dala piorunów deszcz głuchy. A do tego chmura idąca w lawinie.                                                                                                         

To nic innego jak spotkanie ze spływem piroklastycznym; który rzeczywiście pochłonął oba miasta, poetycko opisanym przez Norwida.

Refleksja nad historią przysypanych popiołem miast i upadkiem kultury antycznej powracać jeszcze będzie wielokrotnie w twórczości poety.                                                                                                  

W wierszu „To rzecz ludzka!..” tak będzie pisał o niszczącym działaniu czasu:

Wszystko mi tu łamkie, kruche

Gdzie obrócę dłoń, ruina.

Wieją wiatry na posuchę,

Na posuchę iłknię ślina,

Proch - a wawrzyn w proch idący,

I czas górą się niosący...

Pobyt Cypriana Kamila Norwida we Włoszech nie trwał zbyt długo – szczególnie jeśli porównamy go z okresem paryskim – okazał się jednak dla artysty jednym z najważniejszych życiowych doświadczeń. To tu kształtował się jego zmysł estetyczny.

Późniejsze lata spędzone głownie w Paryżu, przerywane epizodami pracy w Nowym Jorku i Londynie, były latami wytężonej pracy, ale i niezrozumienia przez kolegów artystów, literackich krytyków i czytelników. Odbiorcy jego poezji, prozy, rozpraw filozoficznych nie byli w stanie zrozumieć jego twórczości. Świadczą o tym między innymi słowa Juliana Klaczki, krytyka literackiego, który twórczość Norwida podsumował następująco: „Promethidiony, zwolony i inne androny”!

W jednym z najsłynniejszych wierszy z tego okresu „Po to właśnie” Norwid zastanawia się nad ludzkim losem, co on przyniesie, jak potoczy się historia i jaką rolę odegra w niej dana jednostka. Bo przecież  każdy człowiek wchodzi w jakiś sposób, w skład wielkiej machiny dziejowej, toczącej się przy udziale wszystkich, jednak nikt nie jest w stanie przewidzieć, na ile jego wysiłek zda się w przyszłości i jaka pamięć (czy w ogóle jakakolwiek) po nim zostanie.                                                                                                                                                                      

Coraz to z Ciebie jako z drzazgi smolnej
Wokoło lecą szmaty zapalone
Gorejąc nie wiesz czy stawasz się wolny
Czy to co Twoje będzie zatracone
Czy popiół tylko zostanie i zamęt
Co idzie w przepaść z burzą. Czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament**
Wiekuistego zwycięstwa zaranie?........

I ten utwór, po latach doczekał się drugiego życia. Stał się mottem powieści Jerzego Andrzejewskiego – „Popiół i diament”, a także filmu Andrzeja Wajdy pod tym samym tytułem. W 1995 roku zaś pojawił się na wydanej przez zespół Closterkeller płycie 'Scarlet'.  

Norwid nigdy nie zaznał uznania za życia. Zmarł w paryskim przytułku w biedzie i zapomnieniu, a jego ostat­nie za­pi­sa­ne sło­wa brzmia­ły: „C.N. zasłużył na dwie rzeczy od Społeczeństwa Polskiego, to jest, ażeby oneż społeczeństwo nie było dlań obce i nieprzyjazne”.

Oryginalność i piękno poezji Norwida zostały docenione dopiero w dwudziestym wieku za sprawą młodopolskiego poety Zenona Miriama Przesmyckiego. Dziś Jego utwory są nie tylko cenione i uznawane za jedne z najbardziej oryginalnych na tle reszty twórców późnego romantyzmu, ale także inspirują nam współczesnych.

24 sierpnia 2021 roku, w 200 rocznicę urodzin wybitnego twórcy i Polaka, w pałacu w Dębinkach (powiat wyszkowski) Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego uroczyście podpisał list z miejscowym samorządem o współprowadzeniu Muzeum poświęconego Norwidowi. Kiedy zostanie otwarte, tego na razie nikt nie wie. Ważne, że wreszcie powstanie placówka, w której zgromadzone zostaną pamiątki po czwartym Wieszczu, że po dwusetnej tułaczce powróci na Mazowsze!

 ** I tu mała dygresja łącząca Norwida z wulkanizmem, a dotycząca diamentów. Ostatnie badania dotyczące diamentów występujących w kimberlicie, pozwalają sądzić, że diamenty wykrystalizowały się z alkalicznej magmy maficznej in situ około 990-4250mln lat temu, na dużych głębokościach (zwykle 125-200 km, niektóre 300-400 km), w temperaturze 900-1300°C i ciśnieniu około 4,5-6 MPa). Do strefy przypowierzchniowej zwanej kratonem, zostały wyniesione później, w czasie gwałtownego wznoszenia się magmy i towarzyszących im silnych ruchów tektonicznych.

Na zdjęciach archiwalnym erupcja Wezuwiusza około roku 1944 oraz poeta Cyprian Norwid.

piątek, 17 lutego 2023

Zygmunt Krasiński pod Wezuwiuszem

Sytuacja życiowa Zygmunta Krasińskiego, naszego trzeciego Wieszcza była odmienna od sytuacji większości pisarzy emigracyjnych. Był finansowo niezależny i od wczesnej młodości przebywał w środowisku międzynarodowej arystokracji. Jego dramatem życiowym był ojciec - Wincenty Krasiński, generał wojsk napoleońskich, a później lojalny poddany cara Rosji, który chciał aby Zygmunt został carskim dyplomatą. Ten buntował się i uciekał z rodzinnej Opinogóry na Zachód. Nieustannie podróżując spotykał się z najważniejszymi osobami będącymi na emigracji i pisał: liryki i wiersze o tematyce polityczno-filozoficznej, dramaty, memoriały i listy: do ojca, przyjaciół, kolejnych muz.

We Włoszech przebywał Zygmunt Krasiński wielokrotnie. Pierwszą podróż odbył jesienią 1830 roku. Trasa wiodła przez Mediolan, Bolonię, Florencję do Rzymu. Do Neapolu dotarł dopiero 8 marca 1835 roku. O swych pierwszych neapolitańskich wrażeniach dzielił się w listach:

Do Joanny Bobrowej  Neapol, 30 marca 1835

„Jestem na wybrzeżach, które Pani lubiła. Potrzeba mi tylko oderwać wzrok od tej karty, aby zobaczyć od razu Capri i Wezuwiusz i całą zatokę Neapolitańską. Mieszkam w domu najbardziej z całego miasta wysuniętym, ponieważ jest zbudowany na części skały, wystającej z morza. Jest to willa di Roma a S-ta Lucia. Piękną jest zaiste przyroda w tych stronach — lecz trzeba być bardzo młodym i bardzo naiwnym, aby żyć w przyrodzie i nic nadto nie żądać. [….] Oh, wśród tych kwiecistych, palących wybrzeży, wobec tylu ponęt, potrzeba by mieć w sercu radość gwałtowną, a w duchu życie potężne. Wówczas pojmuję, że można być chwil kilka szczęśliwym w Neapolu. Co do mnie, pojąć Pani nie zdoła, jaki wpływ wywierają te miejscowości na myśl moją. Wszędy czytam tylko ponure przepowiednie. Ta równina lazurowa, wytworzona przez wonne wiatry u stóp czarnej góry, to rozkosz w objęciach śmierci, to raj ludzki u progu piekieł. Wspaniałym jest ten znak boży, który co chwila, jak srebrna kolumna, z łona ziemi wznosi się ku niebiosom i rozwija się tam w posępne obłoki. Gdy noc nadchodzi, jest to słup ognisty, który w górze rysuje czerwonawe światła, a na dole w głębi wód się odbija."                                                                                                                                      

I dalej o Pompejach:                                                                                                                                                    

Dziś, jak przed wiekami, wszystko, co tylko jest pięknego i miłego na tych brzegach, jest przeznaczone na zagładę przez śmierć gwałtowną. Zawsze to jest świeża Pompeja, piękna Pompeja, strojąca się w wieńce i festony w wigilię dnia, który będzie dla niej ostatnim.[…] Na tej ziemi cieniem znikomym jest wszystko, od skromnej stokrotki aż do wulkanu. Ludy i przyrody mijają, odradzają się i odchodzą. Przyroda więcej ma sił, długi czas jest widownią, na której się miotają miliony istot, z roku na rok więdnących, kiedy ona sama więdnie w przeciągu całych miriadów stuleci. […] Piszę te słowa, spoglądając na najwspanialszy z tworów ziemskich. Przeczuwając nieskończone piękno, którego ten widok jest tylko gęstą zasłoną, słabem odbiciem, zabłąkanym dźwiękiem, pozwoliłem sobie na te myśli, które, jakkolwiek w małej pozostają z nim harmonii, są jednak jego fatalnym wynikiem”.

Do Joanny Bobrowej  

Neapol, 21 kwietnia 1835

„Chciałbym, aby oddano Pani ten list 7 maja. Przed rokiem w tym samym dniu raczyła Pani przyjąć ode mnie trochę ofiarowanych Jej kwiatów.[...] Te, które teraz Pani posyłam, zerwałem u stóp Wezuwiusza. Przybędą do Pani zeschłe i spłowiałe, jak wszystkie nadzieje, jak cała przyszłość tego, który pisze do Pani”.                                                                                                                                                  

W tym samym liście poeta żali się na morze, którego blask działa na jego chore oczy.

„Okrutnie cierpię, a to morze, tak piękne dla wszystkich, dla mnie jest tylko jakby piekłem, gdy błyszczy w słońcu”.

A także na miasto i spotkanych tam ludzi:                                                                                                                                           

Kto w Neapolu, ten powinien z Golfem i Wezuwiuszem się zadawać, bo to są duchy miejsca, ale nie z ludźmi, bo to są miejsca płazy i muszle".

Do Konstantego Gaszyńskiego  Neapol, 26 kwietnia 1835

[…] „Byłem w Pompei: u wnijścia do miasta groby, zaraz potem za bramą pierwszy budynek, to dom rozpusty, śmierć i rozkosz, dwa największe działacze materialnego świata. W tej odgrzebanej mumii piękne są pomniki. Architektura grecka skandowana, jak wiersze Enejdy; matematyka, prawo rzymskie stare, w kamień wcielone. Tu dopiero starożytność się pojmuje i porównywa z nowemi czasy. Starożytni szli od nieskończoności w skończoność; co od pierwszej zarwać mogli, opisywali drugą, oddzielali od matki. My ze skończoności wychodzim, a dążym w nieskończoność”.

Jak widać z powyższych cytatów Krasiński w swych listach podkreślał walory natury i neapolitańskiego pejzażu. Podziwiał grę świateł na morzu, słońce, kwiaty, lucciole tańczące wśród kwiatów. Bardziej od Italii słonecznej przyciąga go jednak Italia jako kraj antyku, kraj smutny, ale korespondujący z obnoszoną przez niego pozą samotnego twórcy, żyjącego wizjami przeszłości i upatrującego we współ­czesnym świecie znaków upadku.

Powtórnie znalazł się w Neapolu 15 grudnia 1838 roku, towarzysząc ojcu, generałowi Wincentemu. 24 grudnia 1838 r. na uroczystej polskiej Wigilii wydanej w Palazzo Gallo, należącym do wdowy Honoraty z Orłowskich Komarowej, Zygmunt odnawia znajomość z córką gospodyni, Delfiną Potocką, która stanie się jego kolejną Muzą i powiernicą.

O swoich przeżyciach, Neapolu i okolicach pisze do swych przyjaciół w kolejnych listach:

Do Edwarda Jaroszyńskiego  Neapol, dnia 29 grudnia 1838 r.

„Życie moje w Neapolu jest dość przykrem: klimat mnie ten zabija. Siedzę, bo ojca nie chcę samego zostawić, a ojcu tu mniej więcej dobrze. […] Najczęściej wieczór przepędzam u siebie kolejnych m jeden; świeca gdzieś za parawanem tleje, myśli moje snują się bez końca, ale nieskończonością goryczy, smutku, wstrętu. Jeśli czasem zjawi się cicha chwila wewnętrzna, twórcza, natchniona, to, cud… cud, który dawniej bywał powszednim chlebem. Już ta natura tak ogromna, tak czysta, tak wdzięczna, nie budzi we mnie braterskich uniesień. Morze darmo huczy i zaprasza — już nie kocham żagli, ni wioseł”[…]

Do Adama Sołtana 1 stycznia 1839, Neapol

Zapoznałem się z domem Komarów, [….] Sama matka i domu pani naturalna, uprzejma, ludzka. Już mi wszystkie lampy przysłonili zielonemi umbrelki. Bywam więc co wieczór.[…]

Wezuwy (jak mój Jan zwykł mawiać) dziś o dwunastej w nocy zaczął składać powinszowanie miastu chmurami perzyny, której pełne ulice; kłęby dymu ogromne walą z krateru, cały Neapol bieży go z bliska obaczyć.

Zdrowie moje szwankuje w tym klimacie, oczy znacznie się pogorszyły, w dzień nie mogę wychodzić, bo słońce za jaskrawe; dopiero po zajściu jego lub w nocy, gdy księżyc wejdzie, idę na Strada Nuova i, chodząc nad tą otchłanią błękitu, marzę o tych, których kocham”.

W liście do Konstantego Gaszyńskiego z 19 stycznia 1839 roku poeta relacjo­nował swoją ostatnią wyprawę na Wezuwiusza:                                                                                                                             

 Byłem na Wezuwiuszu podczas wybuchu i takem sobie oczy popsuł, że nie wiem, kiedy do miary swej przyjdą. Ale praw­da, że piękny był widok: kitą dymu się odział i rozpuścił ją w poprzek nieba w kształt wiejących piór hełmu nad całą za­toką. Księżyc to za nią się chował, a wtedy czarno i czerwono było na ziemi, wtedy piekło, bo płomienie buchały z krateru, to zza niej się wychylał, a wtedy cała przestrzeń słodką bar­wę czystego światła przybrawszy, wydawała się jako pole bi­twy, na którym potęgi anielskie, dziewicze, szatana pokona­ły. Co kilka minut taka odmiana następowała”.

Jak widać wyprawa na Wezuwiusza nie skończyła się dla Krasińskiego dobrze, bo następne tygodnie spędził w łóżku, a Delfina „jak siostra miłosierdzia” czule się nim zajmowała. O tym zdarzeniu donosi Sołtanowi w liście z 5 lutego 1839: „Przez te wszystkie dni leżałem w wściekłej gorączce, która mi całe ciało i twarz całą osypała krostami, słowem ospę miałem” […]

Później­sze, częste przyjazdy do Neapolu, w kolejnych latach, nie miały już charakteru romantycznych podróży krajoznawczych, poeta przy­jeżdżał na umówione spotkania z Delfiną Potocką. Obraz Neapolu zależał więc od tego, jak układały się stosunki mię­dzy Krasińskim i jego Muzą. Gdy czuli się szczęśliwi Neapol jawił się jako raj, ale gdy dominowały konflikty, nad miastem i błękitną Zatoką zawisały czarne chmury niechęci. Dużo też zależało od stanu zdrowia poety, który cierpiał na migre­ny i choroby oczu, a zagrożony był gruźlicą. 

Ostatni raz odwiedził Neapol w 1842 roku.

Tekst gościnny. Zachęcam do przeczytania pierwszej części:

http://wulkanyswiata.blogspot.com/2023/01/wezuwiusz-i-polscy-romantycy-czesc-i.html