Blog poświęcony wspaniałym wulkanom, ich erupcjom, wyprawom na nie oraz geomorfologii. Popularyzujący wulkanologię i podróżniczy. Zapraszam do ewentualnej współpracy media, osoby prywatne, ewentualnych sponsorów czy marki, których mógłbym zostać ambasadorem. Kontakt do mnie: krawczykbart(at)yahoo.com
niedziela, 3 marca 2013
Galeria islandzka Sławka, część II
Dzisiaj kolejna porcja niezwykle malowniczych i przepięknych zdjęć od zamieszkującego na Islandii Sławka. Tym razem Sławek sfotografował (zdjęcia od góry do dołu) wulkany Snaeffels, Hekla (ostatnia erupcja w 2000 roku) oraz tzw. islandzkie Pompeje czyli miasteczko Heimaey, częściowo pogrzebane pod wylewami lawy w trakcie słynnej erupcji szczelinowej w 1973 roku, która uformowała stożek Eldfell (Górę Ognia). O niej dokładnie przeczytacie tutaj:
http://fivestepsfromtheroad.blogspot.com/2013/03/heimaey-eldfell-gora-ognia-czii.html
Oddaję głos Sławkowi, który opowie o Heimaey:
"Na Vestmannaeyjar wraz z kolegami trafiłem w święta wielkanocne 2009 r. Z braku lepszego zajęcia spakowaliśmy rowery i tak postanowiliśmy tam trafić. Wbrew przewidywaniom, droga zajęła nam cały dzień. Trasa z Hafnarfiordur do Porlakahofn to niecałe 70 km, lecz zmaganie się z wiatrem o sile 12m/s dało w kość. Na promie łączącym Islandię z archipelagiem mieliśmy chwilę odpoczynku. Niestety kiedy przybyliśmy na wyspę było już dość późno, co uniemożliwiało jej zwiedzanie, dlatego też znaleźliśmy odpowiednie miejsce na rozbicie namiotu, i oczekiwaliśmy poranka. O świcie by rozprostować i rozgrzać zziębnięte kości wdrapaliśmy się na przyległą do portu górę Heimaklettur skąd rozciągał się wspaniały widok na cały archipelag wysp Vestmannaeyjar, w tym miasto i główny cel naszej ( a przynajmniej - mojej) wyprawy - Eldfell. Ku naszej uciesze pogoda tego dnia była wyśmienita. Po zejściu z góry ruszyliśmy w kierunku nowo powstałego lądu. Będąc na Islandii widok hektarów piętrzącej się, zastygłej, porośniętej mchem lawy nie robi większego wrażenia, lecz tu zwróciliśmy uwagę na dość mocno wznoszące się postrzępione "góry" zastygłej skały. I pierwsze ślady tragedii, jaka miała miejsce w 1973 roku - portowe zbiorniki wchłonięte częściowo przez lawę, zniszczone, zgniecione ...Nie wiedząc jeszcze jak w rzeczywistości wyglądało wejście do tutejszego portu chodzimy po wulkanicznych klifach zaraz przy wodzie. Robią wrażenie. Ale czas ucieka, więc ruszamy dalej. Droga w stronę wulkanu Eldfell wije się, to opada, to pnie się w górę wśród malowniczych, choć dość ponurych widoków. I wreszcie jesteśmy. Chwila konsternacji - czy najpierw iść na prawo, gdzie tajemniczo siatkami pokryty jest pewien obszar, czy w lewo ku stożkowi? Ciekawość wygrywa. Nagle, i dosłownie jak z pod ziemi wyłania nam się niezwykły widok - pod czarną masą, w tym miejscu częściowo odkrytą stoją słupki z nazwami ulic, numerami domów i zdjęciami. Gdzieniegdzie widać zniszczone mury domostw. Spędziliśmy tam dobrą chwilę przechodząc od jednego do drugiego domu, odsłoniętego spod ponad 5 metrowej warstwy materiału piroklastycznego. Milcząc. Lecz nadszedł czas by opuścić i to miejsce. Eldfell. Wejście na szczyt tego wulkanu nie należy do trudnych, choć usypujący się spod nóg gruz nie ułatwia marszu. Pierwsze co się rzuca w oczy to kształt, nieco przypominający starożytne amfiteatry półokrągła budowla z wypłaszczeniem w miejscu sceny. Tu rolę sceny pełnił brak kawałka ściany wulkanu. W samym środku krateru ustawiono upamiętniający tragedię wysoki krzyż. Na szczęście dla miasta w czasie erupcji nie zginął żaden człowiek. Wspinamy się dalej, a z każdym metrem widok na część wyspy w której kierunku płynęła lawa jest coraz lepszy. Co chwilę też mijamy małe gejzerki skąd wydobywa się ciepły, czasem nawet gorący gaz i para wodna. Gdzieniegdzie krystalizuje się siarka, gdzieś indziej mieni się od kolorowych minerałów. Podłoże nadal miejscami jest ciepłe. Przed szczytem mijamy stację pomiarową. I wreszcie w najwyższym punkcie stożka widzimy efekt misternej "pracy" Eldfell - dużą połać terenu pokrytą lawą, gruzem i pyłem. Jak później się dowiedziałem - stanowiącą niemal 20% terenu wyspy. Daje to do myślenia. Ze szczytu widać też wulkan Helgafell i miejsce gdzie rozpoczęła się erupcja - czarne, pokryte przez trawę ( specjalnie zasadzoną przez mieszkańców wyspy w celu zmniejszenia erozji) niewielkie stożki. Ciągną się przez setki metrów, a to tylko ich niewielka część... Spoglądamy jeszcze w dal, lokalizujemy miejsca gdzie już byliśmy i co przed nami, chwilę "bawimy się" jeszcze z małymi gejzerami, i ruszamy dalej, w najbardziej wysuniętą na południe część wyspy, na półwysep Stórhofdi."
Sławek poinformował mnie, że 16 marca po raz trzeci spróbuje się wspiąć na wierzchołek wulkanu Hekla. Trzymam kciuki za powodzenie wyprawy i liczę na świetne zdjęcia. No i, rzecz jasna, zachęcam do odwiedzin jego bloga, który oferuje mnogość zdjęć i informacji na temat magicznej Wyspy Lodu i Ognia.
http://fivestepsfromtheroad.blogspot.com/
http://wulkanyswiata.blogspot.com/2011/02/islandia_28.html
Po krótkiej pauzie w aktywności erupcyjnej na skutek intruzji świeżej (juwenilnej) magmy przebudził się wulkan Tungurahua w Ekwadorze i zaczął produkować kolumny jasno-szarego popiołu. Wzrasta efuzja lawy z wulkanu Fuego w Gwatemali - aktywny wylew lawy w kierunku kanionu Trinidad osiągnął długość 1 km. Ciągłe strombolijskie eksplozje. Trwa aktywność strombolijska w kraterze Voragine Etny - po 13 latach spoczynku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz