środa, 29 sierpnia 2018

Silna erupcja eksplozywna wulkanu Manam i napięta sytuacja na wyspie

Piszę tego posta z opóźnieniem, gdyż dzisiaj wróciłem z górsko-rekreacyjnego wypadu w Góry Stołowe i na masyw Śnieżnika (po siedmiu latach). Wychodzę jednak z założenia iż lepiej późno niż wcale. 25 sierpnia 2018 roku o godzinie 06.00 lokalnego czasu (akurat wtedy siedziałem w pociągu do Kłodzka, gdzie miałem nocować) doszło do paroksyzmu erupcyjnego wulkanu Manam (Papua Nowa Gwinea), który obejmował spływy piroklastyczne oraz obłok erupcyjny o oszacowanej wysokości aż 15 km. Opad popiołu był tak silny że zablokował promienie słoneczne na kilka godzin powodując na wyspie ciemność. W wioskach na Manam przebywa obecnie około 7000 mieszkańców. 26 sierpnia dwa statki wojenne zostały oddelegowane na wyspę - ich załogi miały pomóc w ewakuacji. Popiół wyrzucony przez wybuch Manam opadł m.in. w wioskach Baliau, Bien Station i Kuluguma. Ponad 5000 mężczyzn, kobiet i dzieci pozostaje na wyspie bez wody pitnej i jedzenia, co sprzyja frustracji i gniewowi. Dwie wioski Kolang i Dangale zostały zniszczone przez spływ piroklastyczny, ale nie ma ofiar śmiertelnych. W wiosce Baliau czterech dziennikarzy (którzy przybyli na wyspę już po erupcji) zostało zaatakowanych przez tubylców. Tubylec Peter Sukua uderzył reporterkę Dorothy Mark w twarz, kobieta została potem skopana.

Z powodu problemów komunikacyjnych erupcję Manam przeoczyli wulkanolodzy z Rabaul Volcano Observatory (RVO).

Zdj. Anisah Isimel oraz Scott Waide.

czwartek, 23 sierpnia 2018

Etna, Fogo i Kuchinoerabujima

15 sierpnia Japońska Agencja Meteorologiczna podniosła stopień alarmu na czwarty dla wulkanu Kuchinoerabujima. Powodem wzrost aktywności sejsmicznej oraz emisji gazów. Do ostatniej erupcji eksplozywnej tego wulkanu, której towarzyszył spływ piroklastyczny doszło w maju 2015 roku. Wówczas ewakuowano całą populację wyspy w liczbie około 140 osób na sąsiednią wyspę Yakushima. Po kilku miesiącach na Kuchinoerabujima wróciło 105 dotychczasowych mieszkańców. Na razie wulkan milczy.

- Etna (Sycylia, Włochy) - W nocy jeden z kraterów Etny (Bocca Nuova) żarzy się, sporadyczne eksplozje mają miejsce z otworu erupcyjnego nazwanego przez wulkanologów 'puttusiddu' (New SE Crater). 24 sierpnia rozpoczęły się emisje popiołu z SE Cone (nowy stożek w siodle pomiędzy starym SE Crater a nowym SEC) generujące obłoki popiołu. Pojawił się mały wylew lawy.

Po niedawnym pobycie na Islandii mój znajomy z Katowic Tomasz wybrał kolejny wulkaniczny kierunek - tym razem Wyspy Zielonego Przylądka. Oto pierwszy widok na wulkan Fogo na wyspie o tej samej nazwie - ten sam, którego erupcja szczelinowa w 2014-15 zniszczyła wypływem lawy dwie wioski Portela i Bangeira. Zdj. Tomasz Lepich, 23 sierpnia 2018 roku, widoczne wylewy lawy z erupcji Fogo w 1951 roku. Wspinaczka jutro albo pojutrze. Zazdroszczę i liczę na większą galerię z wyprawy w przyszłości.

Generalnie sierpień niezwykle spokojny, jeśli chodzi o aktywność erupcyjną. Niewielka kopuła lawowa o objętości 14000 metrów sześciennych pojawiła się w kraterze jawajskiego wulkanu Merapi.

niedziela, 12 sierpnia 2018

Islandia: wyprawa Tomasza w 2018 roku

Mój znajomy z Katowic Tomasz podesłał mi sporo zdjęć z tegorocznej wyprawy na Islandię. Tomasz jeździ na Islandię co roku, by eksplorować tamtejsze wulkaniczne krajobrazy. Tym razem głównym celem był islandzki interior i choć pogoda często stawała się wietrzna i deszczowa Tomaszowi i jego towarzyszowi udało się sporo zobaczyć. Pozwolę sobie zacytować opis Tomasza.

"Krótkie podsumowanie kolejnego wypadu na Islandię. Minusy – zawsze ich mniej - to przede wszystkim pogoda, jeszcze wyższe niestety ceny, coraz bardziej widoczne zadeptywanie i komercjalizacja wyspy, małe problemy z samochodem. Nie zdobyte: krater Solipares – nic nie było widać – mgła, największy tarczowy wulkan na Islandii (Trölladyngja) ze swoim polem lawowym Ódáðahrauni znikł również we mgle i ulewie. Kilku wodospadów nie udało się znaleźć (jak zwykle) a do paru dotrzeć. Po raz pierwszy tak bardzo zmarzłem latem na Islandii. Po raz pierwszy nie odwiedziłem mojego ulubionego płw. Reykjanes.
Plusów jednak było dużo więcej.
Trochę, może tym razem dużo statystyki – 13 dni, trasa ok 5500 km, odwiedzone 136 miejsc, przejechane 14 głównych rzek, cele (prawie) osiągnięte, drugi raz wizyta w Interiorze, najczęściej odwiedzane miasta to Hella i Selfoss.
Nowe kratery lub wulkany: Mount Maelifell, Askja, Stutur, Blahnukur, Valagja, Kerlingarfjöll (bez lodowca), Herðubreið z bardzo bliska bez wejścia na niego.
Jeziora (w tym kraterowe) ważniejsze: Ljotipollur, Hnausapollur, Frostaðavatn, Hrauneyalon, Laugarvatn, Hvitarvatn, Blondulon, Klagavatn.
Nowe wodospady: Gongustigur, Midfoss, Haifoss, Gjainfoss (bez jeziorka), Þjófafoss, Hafraglisfoss, Gygjarfoss, Gluggafoss, Tröllklkonuhlaup, Folaldafoss, Ægissíðufoss.
Odwiedzone pole geotermalne Hveravellir, kaniony: Ásbyrgi, Tröllagjá, Markaftjotsgljufur, charakterystyczna góra Einhyrningur, Hjadoklettar, wreszcie udało się znaleźć czas i dotrzeć do wraku samolotu na Solheimasandur i na Diamond Beach. Dalsza eksploracja rezerwatu Fjallabak – Landmannalaugavegur oraz trasy Kjolur, Lakagigar i Sprengisandur. Oprócz tego miło było zobaczyć stałe miejsca na Islandii (np. wulkany Hekla czy Katla).
Po pierwszej porażce w zeszłym roku (rzeka) wreszcie w tym roku udało się wejść na wulkan Askja. Do pełni szczęścia brakowało jeszcze pola lawowego Holuhraun, ale tegoroczne lato jest bardzo deszczowe i mgliste. W kalderze wulkanu Askja znajdują się dwa jeziora: najgłębsze na Islandii Öskjuvatn oraz malutkie ale bardzo urokliwe Viti.
Wulkany Laki znowu nie zaszczyciły pogodą a maskonury strzeliły focha na płw Dyrhólaey (na Látrabjarg nie było sensu jechać (pogoda). Dotarcie i wejście na szczyt niewielkiego ale bardzo urokliwego wulkanu (Mt Maelifell), znajdującego się u podnóża lodowca Mýrdalsjökull to najważniejszy dla mnie moment tej wyprawy. Cicho o tym marzyłem, że uda się tym (!) samochodem tam zajechać, jednak nawet mój optymizm gasł jak patrzyło się w niebo i na wzbierające rzeki a także zawracające samochody. Po pierwszej porażce wybrałem inną trasę, nie opisywaną w przewodnikach, trochę dłuższą ale w końcu udało się dotrzeć do tego niesamowitego miejsca nawet dwa razy (szaleństwo!). Patrząc na prognozy pogody wiedziałem, że nie da się wejść w tym roku na żaden z głównych wulkanów. Islandia ma wiele wulkanów, chyba po Indonezji jest ich tutaj najwięcej. Niektóre z nich są skryte pod lodowcami. Co roku odkrywam nowe nazwy, nowe wulkany i tak też się stało ze stożkiem Mt. Maelifell (Measure-Hill). Stożek był mi znany od dość dawna ale do tej pory mogłem jedynie podziwiać zdjęcia i nieliczne filmy osób, które tam dotarły. W sieci pojawiały się informacje o firmach, które oferują przejazd do niego za niemałe pieniądze lub z reguły potrzebne są specjalne samochody terenowe, albo wypożyczenie ich kosztuje majątek albo nie są w ogóle do wypożyczenia. Ponadto trasa do niego zwykle opisywana to jedna z najtrudniejszych górskich dróg na Islandii (oprócz F910), stąd jeszcze bardziej staje się on miejscem pożądania dla wielu osób, a tym samym daje prawie pewność, że będziemy tam zupełnie sami. Problemem są rzeki o silnym nurcie oraz wysokich poziomach, szczególnie podczas albo topnienia samego lodowca albo obfitych częstych opadów. W tym rejonie niestety zdarzają się ona bardzo często. Tak też się stało w tym szczególnie deszczowym lecie, kiedy chmura krążyła akurat nad stożkiem i nie chciała odejść, trudne było wejście na stożek a już niemożliwe zejście, chyba, że w grę wchodziłoby zjechanie po mchu, jednak na wystające rożnego rodzaju nierówności nie byłby to dobry pomysł.
Sam stożek jest niewielki (791m npm), ale bardzo urokliwy ze względu na swoje położenie. Zimą pokryty śniegiem a latem strzechwą (grimmia) czyli mchem, który nadaje mu charakterystyczny kolor. Powstał około 10 tys lat temu w wyniku erupcji pod lodowcem Myrdalsjökull. Znajduje się na między Slettjokull oraz Oldufellsjokull, częściami tego lodowca. Samotny zielony kolor kontrastujący ze spływającymi z lodowca licznymi rzekami oraz czarne Maelifellsandur tworzą niesamowitą atmosferę i widok. Warto się wspiąć na niego, choć nie jest wysoki, to wiatry oraz rzęsisty deszcz ze śniegiem mogą stanowić pewną przeszkodę.
Islandia zachwyca na każdym kroku, jest tam tyle miejsc, które siłą rzeczy człowiek musi ominąć i wybrać tylko te najważniejsze. Dla miłośników wulkanów to wymarzone miejsce. Jak zwykle zachwycający, im bliżej północy i na zachód tym bardziej życzliwi ludzie.
Mam już w głowie co chcę zobaczyć i jeśli tylko się uda już liczę dni do powrotu w przyszłym roku."

Zdj. Tomasz Lepich. Islandia potrafi totalnie zauroczyć, nieprawdaż? Z wulkanem Askja wiąże się fascynująca historia zniknięcia dwójki badaczy, którą kiedyś przytaczałem na innym moim blogu. Oto ona:

Latem 1907 roku ekspedycja trzech Niemców opuściła Mývatn i postanowiła dotrzeć w rejony wulkanu Askja, a konkretnie do jeziora Öskjuvatn. W skład grupy wchodzili geolog Walter von Knebel, student geologii Hans Spethmann oraz malarz Max Rudloff. Dotarli do Öskjuvatn z islandzkimi przewodnikami i łódką zrobioną z płótna przymocowanego do mosiężnej ramy. Kiedy ich przewodnicy wyruszyli tam skąd przybyli Niemcy rozbili się nad brzegiem jeziora. Dwaj geolodzy zbierali próbki materiałów z erupcji wulkanicznej Askja z 1875 roku w wyniku której powstało jezioro Öskjuvatn oraz krater Viti (po islandzku Piekło), natomiast Rudloff szkicował surowe krajobrazy. 10 lipca 1907 roku von Knebel i Rudloff postanowili popłynąć wodami jeziora Öskjuvatn, Spethmann natomiast udał się na wulkan w poszukiwaniu skał. Wrócił wieczorem, ale ku swojemu zaskoczeniu nie zastał von Knebela i Rudloffa, nie zauważył też ich łodzi nad jeziorze. Mężczyźni rozpłynęli się w powietrzu. Minęło pięć dni. Kiedy do obozu powrócił jeden z przewodników odnalazł na poły oszalałego Spethmanna, który nie umiał mu wytłumaczyć co się stało. Padły podejrzenia, że to on stał za ich zniknięciem, gdyż podkochiwał się w narzeczonej von Knebela imieniem Ina von Grubkow. Kobieta poszukiwała narzeczonego nad jeziorem Öskjuvatn, ale nic nie znalazła. Potrzebowałaby zapewne batyskafu ponieważ Öskjuvatn jest drugim najgłębszym jeziorem Islandii o głębokości 217 metrów. Po bezowocnych poszukiwaniach Viktorina wrzuciła funeralny wieniec do jeziora, po czym wróciła do Niemiec, gdzie wnet poślubiła wulkanologa i paleontologa Hansa Recka, którego von Knebel był studentem (Reck także brał udział w poszukiwaniach). Po von Knebelu i Rudloffie wszelki ślad zaginął... poza jednym wiosłem, szczoteczką do zębów i rękawiczką Rudloffa. Utonęli w jeziorze? W jakich okolicznościach?

Być może miało miejsce osuwisko materiału skalnego do jeziora Öskjuvatn, które wygenerowało potężne fale, a te z kolei uśmierciły dwójkę badaczy wulkanu. Takie osuwisko miało miejsce 21 lipca 2014 roku i wówczas fale osiągnęły oszacowaną wysokość 30 metrów. Przed takim żywiołem nie ma ucieczki. Jednak zaginięcie von Knebela i Rudloffa pewnie nigdy już nie zostanie rozwiązane.