środa, 29 grudnia 2010

Ostatnia droga i wulkany






Przyciąga mnie do siebie fascynujący mrok tego miejsca. Las Samobójców zaprasza do kąpieli w Morzu Drzew.

W 864 roku doszło do 10-dniowej erupcji wulkanu Fudżijama, a konkretnie pasożytniczego stożka Nagaoyama. Na polach zastygłej lawy wyrósł las zwany Aokigahara Jukai czyli Czarne Morze Drzew (Kuroi Jukai). Tenże upiorny las bywa zielony w ciągu całego roku i wygląda niczym ocean. Większość przebywających do niego samobójców wiesza się, inni zażywają nie zawsze skuteczne środki nasenne. Lecz do lasu wkraczają nie tylko samobójcy chcący się zabić, ale także łowcy mocnych wrażeń posługujący się kolorowymi taśmami, aby nie zgubić drogi powrotnej. Do maja 2006 roku znaleziono w Aokigahara 16 ciał. Ile znaleziono ich w ciagu ostatnich czterech lat? Szacuje się, że całkowita liczba samobójstw w tym miejscu do stycznia 2009 roku wynosiła 2305 ofiar. Zaś już w styczniu roku 2010, wyniosła 2645 osób. Co roku w Aokigahara umiera 75-100 ludzi. Aura tego miejsca jest niesamowita: absolutna ciemność, rozpacz i smutek.

Drugim popularnym miejscem dla japońskich samobójców jest krater wulkanu Mount Mihara na wyspie Oshima. Od czasu śmiertelnego skoku 21-letniej studentki z Tokio Kyoko Matsumoto w 1933 roku zabiło się w nim setki osób. W kontekście japońskiej kultury samobójstwo jest inaczej postrzegane niż z perspektywy świata zachodniego: jako swoista samoofiara warta poszanowania.

Kratery wulkanów często służą zdesperowanym jednostkom jako miejsca przeznaczone do samobójczych skoków. Dla przykładu 2 listopada 2000 roku 61-letni niemiecki turysta z Berlina Hermann Horst po pozostawieniu portfela i okularów na ziemi skoczył do krateru włoskiego Stromboli. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz