środa, 25 grudnia 2024

Tragiczna erupcja pliniańska Wezuwiusza w 79 r.

                                                    

Rzymianie zamieszkujący ruchliwe porty Pompeje i Herkulanum sądzili, że leżący w pobliżu Wezuwiusz (którego nazwa pochodzi prawdopodobnie z języka greckiego i może oznaczać: „Nieugaszany” bądź „Ciskający przemocą”) był wulkanem wygasłym; wszak nie wybuchał od tysięcy lat, a jego zbocza urzekały zielenią sadów oliwnych i winnic, jednak w pewien sposób zdawali sobie sprawę z potęgi góry. Paradoksalnie dzień przed tragedią obchodzono rzymskie święto poświęcone Wulkanowi – Vulcanalia. Dziękowano bóstwu za zbawienny ogień, który co roku przygotowywał pola pod uprawy. Niestety, w feralnym 79 roku Wulkan okazał swą nieprzewidywalną naturę i zesłał kataklizm na Pompeje, Herkulanum i Stabie.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy można było ten kataklizm przewidzieć. Dni poprzedzające wybuch Wezuwiusza niepokoiły mieszkańców okolicznych miast lekkimi wstrząsami ziemi. Innym symptomem było wyschnięcie okolicznych źródeł, do którego doprowadziły rosnące temperatury gruntu. Były to znaki, które wskazywały, że erupcja wulkanu jest kwestią czasu; uznawano je jednak za przejaw gniewu bogów, a nie ostrzeżenie. Niestety żadne bóstwo nie było w stanie uchronić mieszkańców Pompei i Herkulanum przed gniewem Wezuwiusza.

24 sierpnia AD 79, wczesnym popołudniem nastąpił wybuch, który wyrzucił słup popiołów na wysokość 20 kilometrów. Jednym z narratorów katastrofy był osiemnastoletni Pliniusz Młodszy, który wybuch wulkanu obserwował ze swojej willi położonej w Mizenum, mieście ulokowanym po drugiej stronie zatoki neapolitańskiej. W tym samym czasie jego wuj i dobrodziej - Pliniusz Starszy, który dowodził eskadrą rzymskiej floty wojennej stacjonującą w Mizenum, wysłał kilka galer, by ratować swych przyjaciół mieszkających w Stabii, niedaleko Pompei. Ląduje jednak kilka kilometrów dalej i resztę drogi odbywa lądem. Dociera do przyjaciół i spędza z nimi jakiś czas przed drogą powrotną na statek. Udaje mu się dotrzeć na wybrzeże, gdzie wyzionie ducha (prawdopodobnie się udusił, z powodu wysokiego stężenia siarki i pyłów w powietrzu).

Tą ostatnią wyprawę Pliniusza Starszego relacjonuje jego siostrzeniec Tacytowi (Księga VI, list XVI), który go prosi aby zdał relację z wydarzeń. W drugim liście (Księga VI, list XX) opisuje szczegółowo katastrofę z 79 roku i swoje przeżycia z nią związane.

Przytaczam oba listy w całości. Ten o Pliniuszu Starszym w przekładzie związanego z Wielkopolską - Romana Ziołeckiego, z 1837 r. ( Listy K. Pliniusza Cecylisza Sekunda tom II Księga 6)

K. Pliniusz Tacytowi pozdrowienie zasyła. Prosisz mnie, abym ci zgon wuja mojego opisał, byś go tem lepiej podadź potomności zdołał. Dzięki ci składam za to. Gdyż widzę, że śmierć jego, jeżeli ty ja uczcisz, nieśmiertelna czeka sława. Chociaż albowiem w klęsce najpiękniejszej krainy, równie jak narody, jak miasta pamiętnym zginał przypadkiem jakoby wiecznie żyć mając; chociaż sam bardzo wiele i trwałych dzieł utworzył: wielce się jednakże do nieśmiertelności jego, wieczności twych pism przyłoży. Ja z mej strony, uważam tych ludzi, którym z daru Bogów dostało się w udziale albo działać rzeczy opisu godne, albo pisać na czytanie zasługujące, za szczęśliwych; za najszczęśliwszych zaś, których jedno i drugie spotkało. W liczbie tych będzie wuj mój, tak przez własne swe dzieła jak i przez twoje. Tem więc chętniej zlecenia twego się podejmuję, a nawet go pragnąłem. Znajdował się on w Mizenum i osobiście flocie przywodził. Dnia 23 sierpnia około godziny siódmej dziennej matka moja oznajmiła mu, iż się chmura nadzwyczajnej wielkości i kształtu ukazuje. On pod ten czas ugrzawszy się na słońcu, potem zimną wziąwszy kąpiel, zjadł był obiad leżąc i pracował w naukach: kazał więc podać sobie trzewiki i wszedł na miejsce, z którego owo zjawisko najlepiej można było widzieć. Wznosiła się chmura (z dala patrząc nie wiedzieli z której góry: potem dowiedziano iż z Wezuwiusza) podobieństwo jej i postać żadne drzewo bardziej jak sosna nie wyobrażało. Gdyż wznosząc się jakoby na bardzo wysokim pniu na kilka się rozdzielała gałęzi. Rozumiem dla tego, że mocnym w górę wyrzucona wiatrem, potem z osłabieniem tegoż albo też pod własnym ulegając ciężarem, wszerz się rozchodząc znikała: białego niekiedy, niekiedy brudnego i plamistego będąc koloru, w miarę jak ziemię i popiół z sobą unosiła. Zdało się to jemu, jako mężowi bardzo uczonemu, rzeczą nadzwyczajna i bliższego poznania godną. Każe tedy przysposobić sobie lekki statek; i zdaje na wole moją, jeżelibym chciał razem z nim jechać. Odpowiedziałem, że uczyć się wolę; a właściwie też dał mi coś do pisania. Wychodził już z domu; w tem odbiera list od Rektyny, żony Cezyusza Bassa, grożącej przerażonej niebezpieczeństwem (jej bowiem letnie mieszkanie leżało tuż u spodu, i ucieczka stamtąd tylko okrętem była podobna) błagała go, ażeby ją z tak wielkiego wyrwał niebezpieczeństwa. Zmienił on i to co w zamiarze uczonym tylko postanowił, wykonał z największym poświeceniem siebie. Rozkazał spuścić czterorzędowe okręty; mając nie tylko Rektynie, lecz i wielu innym nieść pomoc (wybrzeże bowiem z przyczyny swej przyjemności bardzo było ludne). Spieszy tam skąd inni uciekają, i prostą drogą ster wprost skierowawszy ku niebezpieczeństwu dąży; tak dalece od bojaźni wolny, iż każde owego nieszczęsnego zjawiska poruszenie, kadzą postać, tak jak okiem dostrzegł dyktował i rysował. Już popiół na okręty padał, coraz gorętszy i gęstszy im się bardziej zbliżał, już nawet purchate i czarne, przepalone i w ogniu spękane kamienie, już nagła się ukazała mielizna i brzegi nieprzystępne przed zwaliskami góry. Zastanowiwszy się cokolwiek czyby miał nawrócić po chwili sternikowi napominającemu, ażeby tak uczynił rzekł: „Śmiałym szczęście sprzyja, udaj się do Pomponiana”. Tenże znajdował się w Stabiach za zatoką. Gdyż tamże morze w zakręty i zwolna się krzywiące brzegi wchodzi. Tenże chociaż tam jeszcze niebezpieczeństwo nie bliskiem, widzianem jednakże było i gdy się powiększało, nawet nader bliskim być mogło, kazał był sprzęty na okręty poznosić w pewnem przedsięwzięciu ucieczki, skoroby się wiatr przeciwny uspokoił. Z którego to pomocą mój wuj na ten czas bardzo dogodnie przybiwszy, uściskał i cieszył drżącego, i dodawał mu odwagi, i dla uśmierzenia bojaźni jego przez ufność we własne bezpieczeństwo, do łaźni się zanieść kazał. Po kąpieli położył się, wieczerzał i jeszcze z wesołością, albo co równie jest wielkim z udaniem wesołości. Z góry Wezuwiusz tymczasem na kilka miejscach szerokie szerokie płomienie i wielkie wybuchały pożary, których połysk i światło ciemność nocy jeszcze powiększała. On zaś dla zaspokojenia bojaźni powiadał, że to wsi z przestrachu od włościan na pastwę płomieni zostawione i opuszczone w samotności się palą. Udał się potem na spoczynek i w istocie spal snem niezmyślonym. Gdyż oddech jego, który dla sytości ciała cokolwiek ciężki miał i głośny, słyszeli ci co koło progu przechodzili. Lecz dziedziniec, z którego się do mieszkania wchodziło, popiołem i zmieszanymi z nim purchatymi kamieniami tak już wysoko był się napełnił, iż gdyby kto dłużej w pokoju pozostał, wyjść z niego nie mógł. Przebudzony wyszedł i udał się do Pomponiana i innych, którzy nie spali. Wspólnie się tedy naradzają, czy pomiędzy budynkami pozostać, czy też po otwartem miejscu chodzić: gdyż od częstego i gwałtownego trzęsienia ziemi budynki się chwiały i jakby z posad swych wyruszone raz na tę, drugi raz na ową stronę zdawały się nachylać, lub napowrót wracać. Pod gołem znów niebem obawiano się spadku purchatych kamieni chociaż lekkich i wypalonych. Ostatnie jednakże porównując niebezpieczeństwo wybrano. U niego jeden powód przemagał nad drugim, u innych zaś bojaźń tylko nad bojaźnią. Pokładłszy poduszki na głowy chustkami je przymocowali. To było ochroną przeciw spadającym przedmiotom. Gdzie indziej był już dzień, tam zaś ciemność nad wszystkie nocy czarniejsza i gęstsza, którą jednak wiele pochodni i rozmaite przerzedzały światła. Postanowił wyjść na brzeg i z bliska zobaczyć czyby się już morzem puścić można, które wciąż jeszcze wzburzone i do żeglugi niezdatne było. Tamże na rozłożonym spoczywając płótnie, po dwakroć zimnej sobie kazał podać wody i napił się. Nareszcie płomienie i zapach siarki płomieni poprzednik innych do ucieczki zmusza a jego wzbudza. Na dwóch wsparty niewolnikach powstał i natychmiast upadł, gdy mu jak się domyślam gęstszy cokolwiek dym oddech zatamował i żołądek skurczył; a miał go tez z przyrodzenia słaby i wąski i do częstego odbijania skłonny. Skoro dzień wrócił (trzeci to po owym, który on po raz ostatni był widział) znaleziono ciało jego całkowite, nienaruszone i tak zupełnie odziane jak był ubrany; postawa ciała bardziej do śpiącego jak umarłego podobna. Ja i matka moja byliśmy przez ten czas w Mizenum. Lecz to nie ma z historyą związku; nic też więcej prócz zgonu jego wiedzieć nie chciałeś. Zakończę tedy. To jedno tylko dodam, iż wszystko przy czem obecnym byłem, i com słyszał natychmiast; a w tedy się zwykle jeszcze bardziej zgodnie z prawdą opowiadają zdarzenia, wiernie opisałem. Ty rzeczy najważniejsze wybierzesz. Co innego bowiem jest list, co innego historya, co innego dla przyjaciół, co innego dla wszystkich pisać. Bądź zdrów!

Następnego poranka, 25 sierpnia, światło dzienne nie rozproszyło ciemności w Mizenum. Ludzi zaczęła ogarnia panika. Wielu oczekiwało boskiej pomocy, choć jeszcze liczniejsi byli przekonani, że bogowie ich opuścili i że piekielne ciemności na zawsze spowiły wszechświat. Tak to oddaje Pliniusz w swoim drugim liście do Tacyta. Tekst przetłumaczony współcześnie (prof. Ireneusz Mikołajczyk z UMK w Toruniu).

Pliniusz pozdrawia Tacyta

1. Powiadasz, że po liście o śmierci mojego wuja, który napisałem ci na twoje żądanie, chcesz się dowiedzieć nie tylko o niepokojach, lecz także o nieszczęściach, które zniosłem w Mizenum (zacząłem bowiem o tym i przerwałem). "Chociaż strach i wspomnieć o tym ... zacznę jednak".

2. Kiedy wuj odpłynął, pozostałą część dnia spędziłem na zajęciach (z tego powodu pozostałem); potem następowały kolejno: łaźnia, obiad i krótki niespokojny sen. 3. Już w ciągu kilku dni odczuwalne było trzęsienie ziemi; nie obawiano się go, dlatego że w Kampanii jest ono czymś normalnym. W tę noc jednak na tyle się nasiliło, iż wydawało się, że wszystko nie tylko rusza się, ale i przewraca. 4. Matka wbiegła do mojej sypialni: ja akurat zamierzałem wstać, żeby ją obudzić, gdyby jeszcze spała. Usiedliśmy na podwórzu, które wąskim pasem ciągnęło się pomiędzy zabudowaniami i morzem. 5. Nie wiem, czy nazwać to odwagą czy głupotą (zacząłem wtedy osiemnasty rok życia): proszę o księgi Tytusa Liwiusza i w poczuciu pełni bezpieczeństwa czytam, a nawet kontynuuję to zajęcie robiąc notatki. Niespodziewanie pojawia się przyjaciel wuja, który niedawno przyjechał do niego z Hiszpanii: zobaczywszy, że siedzimy z matką, a ja na dodatek czytam, rzucił się na nas czyniąc matce wyrzuty, że jest taka beztroska, a ja nie zdaję sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Pogrążyłem się w lekturze.

6. Była już pierwsza godzina w ciągu dnia i dzień był mroczny, jakby osłabły. Budynki dookoła trzęsły się, chociaż znajdowaliśmy się na otwartym, ale wąskim terenie i było bardzo prawdopodobne, że one się zawalą. 7. Wtedy ostatecznie zdecydowaliśmy się opuścić miasto: za nami ciągnęła przerażona rzesza ludzi, którzy przypisują sobie cudzą decyzję i w przerażeniu wydaje się im to w pełni uzasadnione. Ogromna liczba ludzi napierała na nas i popychała naprzód. 8. Wyszedłszy za miasto zatrzymaliśmy się. Tu zdarzyło się wiele rzeczy dziwnych i wiele przerażających. Wozy, które kazaliśmy wysłać przodem, znajdujące się na zupełnie równej powierzchni, rzucało z boku na bok, mimo że je podpierano kamieniami. 9. Widzieliśmy jak morze cofa się w głąb, a ziemia, wstrząsając się, jakby odrzucała je od siebie. Brzeg, bez wątpienia, posuwał się naprzód. Wiele stworzeń morskich ugrzęzło na suchym piasku. Z drugiej strony w czarnej strasznej chmurze wybuchały i przebiegały ogniste zygzaki, które ją rozszczepiały długimi pasmami płomieni, podobnymi do błyskawic, ale większymi.

10. Wtedy przyjaciel z Hiszpanii zaczął szczególnie gorąco nas przekonywać: "Jeśli twój brat, a twój wuj, żyje, pragnie, abyście ocaleli; jeśli zginął, pragnął oczywiście, abyście pozostali przy życiu. Dlaczego zwlekacie z ucieczką"? Odpowiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie myśleć o własnym ocaleniu nie wiedząc, czy wuj żyje. 11. On nie czekając uciekł dalej, ratując się z niebezpieczeństwa szybkim biegiem. Niedługo potem chmura ta zaczęła opuszczać się na ziemię i zakryła morze: otoczyła Capri i skryła ją: zasłoniła przylądek myzeński. 12. Wtedy moja matka zaczęła prosić, przekonywać, w końcu nakazywać, abym w jakikolwiek sposób ratował się ucieczką: młodzieńcowi to się uda; ona zmęczona latami i chorobami spokojnie umrze wiedząc, że nie stał się dla mnie przyczyną śmierci. Zaprotestowałem stanowczo mówiąc, że mogę żyć tylko razem z nią wziąwszy ją pod rękę zmusiłem, żeby przyśpieszyła kroku.

13. Podporządkowała się temu z trudem, wyrzucając sobie, że to mnie zatrzymuje. Zaczął już sypać się popiół, początkowo jeszcze rzadki. Obejrzawszy się zobaczyłem, że zaczyna nas otaczać gęsty mrok, który podobny do potoku, rozlewał się w ślad za nami po ziemi. "Skręcimy z drogi - powiedziała - dopóki jest widno, żeby nie zgubić się po drodze i żeby nas nie rozdeptali w ciemnościach nasi współtowarzysze". 14. Ledwie podjęliśmy taką decyzję, gdy nastała ciemność, nie taka jak w bezksiężycową lub pochmurną noc, ale taka, że nic się rozpoznać ich po głosach; jedni opłakiwali swoją zgubę, drudzy zgubę swoich; niektórzy ze strachu przed śmiercią modlili się o nią, wielu wyciągało ręce do bogów, ale większość twierdziła, że bogów nigdzie nie ma i że dla świata nastała ostatnia wieczna noc. Nie brakowało i takich, którzy powiększali prawdziwe niebezpieczeństwo, zmyślonymi opowieściami. Mówiono, że w Mizenum jeden budynek zawalił się, inny płonie: była to nieprawda, ale im wierzono. 16. Nieco przejaśniło się: jednakże wydało nam się, że to nie świt, a zbliżający się ogień. Ogień zatrzymał się w dali; znowu nastały ciemności; popiół posypał się gęsto i obficie. Przez cały czas wstawaliśmy i strząsaliśmy go; w przeciwnym wypadku zostalibyśmy nim zasypani i zaduszeni pod jego ciężarem. 17. Mogę się pochwalić: w takim położeniu nie wyrwał mi się z ust ani jeden jęk, ani jedno bojaźliwe słowo; myślałem tylko, że zginę ze wszystkimi i wszystko zginie ze mną, nieszczęśliwym, i to było wielkim pocieszeniem w śmierci.

18. W końcu mrok zaczął ustępować zmieniając się jakby w dym lub we mgłę; szybko nastał prawdziwy dzień, a nawet zaświeciło słońce, ale żółtawe i zamglone, jak w czasie zaćmienia. Oczom przerażonych jeszcze ludzi wszystko ukazało się zmienione; wszystko było zasypane głębokim popiołem jakby śniegiem. 19. Wróciwszy do Mizenum i doprowadziwszy siebie do porządku spędziliśmy noc w nadziei i strachu. Strach wziął górę; albowiem i trzęsienie ziemi trwało nadal i bardzo wielu, straciwszy zmysły od groźnych przepowiedni, drwiło sobie ze swoich i cudzych nieszczęść. 20. My jednak, chociaż doświadczyliśmy już niebezpieczeństwa i oczekiwaliśmy go, nie zdecydowaliśmy się na ponowną ucieczkę, dopóki nie otrzymamy wiadomości od wuja.

Przeczytasz to, nie dlatego, żeby przenieść to do historii: opowiadanie to w żadnym wypadku nie jest jej godne. Jeśli nie jest godne i listu, to winien jesteś ty sam: przecież domagałeś się go.

Bądź zdrów!

Oba listy powstały prawie trzydzieści lat po katastrofie, stąd część współczesnych badaczy podważa zamieszczone w nich daty i wydarzenia. Ale to temat na kolejne rozważania. W obu listach Pliniusza obok relacji z przebiegu wydarzeń oddana jest atmosfera niepewności, strachu i obaw jaka towarzyszyła jemu i jemu współczesnym w godzinach kataklizmu. Wybuch Wezuwiusza wstrząsnął nim i całym starożytnym światem. Zjawisko, które obróciło w niebyt trzy wspaniałe miasta: Pompeje, Herkulanum i Stabie było czymś przerażająco niezwykłym. I takim pozostało do dziś.

Od tego czasu Wezuwiusz dawał o sobie znać około 200 razy. Ostatni raz przypomniał o swoim istnieniu 13 marca 1944 roku i od tego czasu nie przejawia aktywności. Obecnie wulkan jest w stanie drzemki. Od Pliniusza Młodszego pochodzi nazwa typu erupcji pliniańskiej obejmującej wysoką kolumnę popiołu w kształcie grzyba/drzewa pinii i występowanie spływów piroklastycznych. 

W Pompejach zginęło ponad 2000 osób, w Herkulanum ponad 300. Wskutek erupcji Wezuwiusza w 79 r. mogło zginąć nawet 16 000 ludzi, ale precyzyjna liczba ofiar śmiertelnych wciąż pozostaje nieznana.

Dołączone obrazy:

Pierre-Henri de Valenciennes 1813 - Erupcja Wezuwiusza, Sierpień 24, AD 79, Tuluza - Musée des Augustins. Na pierwszym planie śmierć Pliniusza Starszego.

Angelica Kauffmann 1785 – Pliniusz Młodszy i jego matka w Mizenum – Art. Muzeum Uniwersytetu Princeton

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz