czwartek, 4 sierpnia 2022

Wulkan miłości (2022) - recenzja

Nigdy nie zapomnę materiałów wulkanologicznych nakręconych przez parę francuskich wulkanologów Maurice'a i Katie Krafft, które oglądałem w trakcie dzieciństwa. To właśnie owe wspaniałe i ogromnie sugestywne filmy brawurowego duetu Francuzów, przedstawiające wulkany oraz ich erupcje uczyniły ze mnie wielbiciela wulkanów. To głównie Krafftom zawdzięczam zaciekawienie mnie w dzieciństwie wybuchającymi górami. Z ogromnym entuzjazmem obejrzałem zatem "Fire of Love" - poruszający film dokumentalny stanowiący kronikę ich niebanalnego i przedwcześnie przerwanego życia. 

Maurice i Katia Krafft zgineli w tragiczny sposób. 3 czerwca 1991 roku zabił ich spływ piroklastyczny z japońskiego wulkanu Unzen. Pozostawili jednak po sobie niezwykle bogate naukowe dziedzictwo: setki godzin nakręconego materiału filmowego, tysiące zdjęć, mnóstwo unikatowych okazów geologicznych. Poznali się w 1966 roku, w 1970 roku wzięli ślub i spędzili miesiąc miodowy na wyspie wulkanicznej Santorini. Od tego czasu stali się nierozłączni. Połączyła ich nie tylko miłość wzajemna, ale chyba przede wszystkim miłość do wulkanów. Oboje byli rozczarowani ludzkością, zatem uciekali w fascynujący i tajemniczy świat przyrody. Chcieli zrozumieć jakie siły kształtują i przekształcają świat, w którym przyszło im żyć. W końcu zrozumienie to inne imię miłości.

Pierwsze wyprawy wulkaniczne podejmowali na Etnę, Vulcano i Stromboli oraz na Islandię. Potem tych wypraw, materiałów filmowych i zdjęć zaczęło przybywać. Katia i Maurice nie umieli żyć bez wulkanów i ich erupcji, była to dogłębna fascynacja nieokiełznanym żywiołem, która zahaczała wręcz o obsesję. Oboje byli zarazem mistrzami cierpliwej naukowej obserwacji, wulkanologami, dla których ciekawość była silniejsza niż strach. Eksploracja wulkanów w ich wykonaniu była czymś niezwykłym, niepowtarzalnym: flirt, taniec ze śmiercią odzwierciedlający miłość do nieznanego, do zjawisk kreacji i destrukcji, które jakże często przerastają możliwości ludzkiego umysłu. Kontemplacja rozmaitych erupcji wulkanicznych i nieustanna obserwacja. Najczystszy, najpiękniejszy zachwyt. Motto Maurice'a było proste: "Wolę życie krótkie i intensywne, niż długie i monotonne", a jego ostatecznie niezrealizowane marzenie nieco ekscentryczne: spływ kajakiem aż do morza potokiem lawy na Big Hawaii.

W "Fire of Love" nie brakuje unikatowych materiałów filmowych autorstwa Krafftów: przepłynięcie gumowym pontonem kwasowego jeziora kraterowego wulkanu Ijen (Jawa, Indonezja) w 1971 roku, obserwacja erupcji wulkanów Eldfell i Krafla (Islandia), Una Una, Galunggung i Anak Krakatau (Indonezja), Nyiragongo (DRK) czy Augustine (Alaska), wizyty na miejscu silnych erupcji wulkanów Mount Saint Helens (1980 r.) czy Nevado del Ruiz (1985), czyli w apokaliptycznych strefach nagłych wulkanicznych kataklizmów. Finalny materiał z erupcji Unzen w Japonii jest poruszający, gdyż czas życia Krafftów nagle, niespodziewanie dobiegł końca. Zegar zatrzymał się na zawsze na godzinie 16.18.

To piękny, refleksyjny i nieco melancholijny, choć nie pozbawiony akcentów humorystycznych film o urokach i niebezpieczeństwach eksploracji wulkanicznej i o naukowej pasji dwójki wędrownych wulkanologów. Pasji tak silnej, trwałej i nieustannej, że połączyła ze sobą na zawsze dwie jednostki. To także film o odmierzaniu czasu: życie ludzkie jest niebywale krótkie i ulotne w porównaniu do geologicznego życia ziemskich wulkanów. 

Premiera "Wulkanu miłości" w polskich kinach studyjnych 19 sierpnia 2022 roku. Zapraszam na seanse i oczywiście gorąco polecam.

Zwiastun: 

https://www.youtube.com/watch?v=EoMm7NJnBKM

Wywiad z Sarą Dosą, reżyserką filmu:

https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,28798773,erupcja-wulkanu-to-piekno-i-groza-kazda-ich-kolejna-wyprawa.html 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz