Stało się to w roku 1933. Warto przypomnieć zatem kim był Arpad Kirner. Był to francuski inżynier i badacz naukowy, któremu marzyło się pionierskie zejście do krateru czynnego wulkanu. Do tej pory obserwacje np. Wezuwiusza czy Etny ograniczały się do nieśmiałego zaglądania do kraterów centralnych danych wulkanów. Arpad pragnął czegoś więcej. Znał wulkan Stromboli, gdyż już wcześniej się na niego wspinał, nadto wiedział że to wulkan aktywny, którego wierzchołek ulega zmianom. Zejście do krateru Stromboli było dla niego wyzwaniem, kierował nim niezaspokojony głód zrobienia czegoś nowego, ryzykowny, acz pociągający sen o chwale odkrywcy. Jego głowę przed odłamkami skał chronił azbestowy hełm, jego strój, buty, rękawice - wszystko to zrobione zostało z azbestu. Posiadał także azbestową linę za pomocą której zszedł 120 metrów w głąb krateru oraz butlę z tlenem do oddychania. Na dnie dojrzał "rozżarzone morze wrzącej lawy w stanie konwulsji". Arpad Kirner wszedł na wulkan wraz z przyjacielem. Oboje mieli na sobie dwa zestawy cylindrycznej stalowej zbroi. W trakcie robienia zdjęć na wulkanie miała miejsce lawina. Arpad oraz jego przyjaciel szybko pozbyli się zbroi (te stoczyły się ze zbocza Stromboli) i ześlizgnęli się/stoczyli na dół aż do podnóża wulkanu odnosząc przy tym niewielkie obrażenia.
Teraz można zejść na liniach do kraterów wulkanów Ambrym, Nyiragongo czy Masaya (we wszystkich aktywne jeziora lawy - niektórzy ekstremalni podróżnicy, łowcy adrenaliny czy wulkanolodzy już to zrobili). Jednak to Kirner był pionierem tego typu ryzykanctwa :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz