Dzisiaj krótka notka o wyspie wulkanicznej Lopevi, Vanuatu o szerokości 7 km. Stratowulkan Lopevi znany jest lokalnie pod nazwą Mulveah. Mierzy 1413 metrów, a jego krater często kryje się w chmurach. Wyspa obecnie jest bezludna, ale ongiś była zamieszkana. Mieściły się na niej trzy wioski (jedna zwała się Temate) z populacją około 80 mieszkańców. Do czasu jednak. 10 lipca 1960 roku o godzinie 16.40 rozpoczęła się pliniańska erupcja z otworu erupcyjnego znajdującego się 700 metrów poniżej krateru centralnego wulkanu Lopevi (górna północno-zachodnia flanka). Kolumna erupcyjna z wulkanu widoczna była z Port Vila 130 km na południe. Z północno-zachodniego zbocza Lopevi zeszła gorejąca chmura zabijając kozy i bydło, ale ominęła wioskę Temate o 200-300 metrów. Wszyscy mieszkańcy Lopevi zostali ewakuowani do Port Vila i na wyspę Paama. Wróciła jedynie para w podeszłym wieku. Z Paama (bliższej wyspy) i Epi (dalszej wyspy) można dotrzeć na Lopevi łodzią miejscowych. Ale nie jest łatwo. Z tego co się zorientowałem wymagana jest na to zgoda lokalnych wodzów plemiennych. I uwaga: według lokalnej plemiennej tradycji (dla mnie osobiście mało zrozumiałej) na wulkan NIE WOLNO wspinać się kobietom. W przypadku innych wulkanów Vanuatu nie ma chyba takich podyktowanych tradycją obostrzeń. Inna sprawa że niewiele osób w ogóle wspięło się na ten piękny i groźny wulkan.
Fascynujące w Lopevi jest to że we wrześniu 2017 roku jako zapewne pierwszy Polak dotarł na tą wyspę mój znajomy Tomasz. To jego zdjęcia Lopevi tutaj zaprezentuję, gdyż są na swój sposób unikalne. Na wyspie spędził jeden dzień, a to zaiste naprawdę ciekawy wyczyn. Ostatnio w krótkiej rozmowie wypytałem Tomasza o Lopevi. Oddaję mu głos:
"Przepiękna czarna plaża, z której nie potrafiłem długo odpłynąć i mała łódka na szalejącej wodzie, to było igranie z życiem. Chciałbym tam kiedyś wrócić, jestem umówiony z tubylcami tylko czasu ciągle brakuje. Choć samo dostanie się na wyspę nie jest wcale takie łatwe. Jest pilnowana przez miejscowych i jak podpływaliśmy to trzeba było użyć fortelu, żeby pozwolili tam zostać a ja im musiałem zaufać, że mnie tam nie zostawią na zawsze. Wspomnienia wróciły..."
Tomaszowi udało się przejść przez dżunglę (gęsty las deszczowy) i zrobić kilka zdjęć temu pięknemu stratowulkanowi (także z powietrza). Najświeższe ciemne wylewy lawy pochodzą z 2000 roku. Zdj. Tomasz Lepich, 23 września 2017 roku.
Tymczasem 28 maja obłok popiołu nad wulkanem Ebeko (Kuryle, Rosja) sięgnął wysokości 3 km. Tego samego dnia doszło do dwóch erupcji wulkanu Anak Krakatau, a 29 maja do kolejnych dwóch.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń