Oto relacja cam77 z wyprawy do Peru w kwietniu 2019 roku.
"W Peru byliśmy od 11-23 kwietnia, z tego w okolicach wulkanów 4 dni. Lecieliśmy do Limy przez Mexico City, tak, że przy okazji udało się zobaczyć z samolotu parę stożków: Popocatepetl, Iztaccihuati, La Malinche i Orizaba. Popo spokojny tego dnia był akurat. Z Limy jechaliśmy do Arequipy, miasta w otoczeniu trzech dużych wulkanów: od północy Chachani (6057m), (Misti 5822m) i od wschodu (Pichu Pichu 5664m). Trasa przez większość prowadziła wzdłuż Pacyfiku i Andów, pod drodze pustynie i góry. Przed Arequipą pojawiły się wulkany Chachani i Misti, powietrze na górze było na tyle czyste, że już 100km przed tym miastem było je widać. Robią wrażenie, z takiej perspektywy widać ich wysokość. Za chwilę pojawił się Ampato (6288m) i za nim wybuch Sabancaya (5976m). Wybuch dość duży, Sabancaya jest w ciągłej erupcji ale na ogół z tego co obserwowałem w ostatnim czasie to emisje są raczej mniejsze, głównie para i popiół.
Następnego dnia chcieliśmy się trochę poaklimatyzować, więc pojechaliśmy pod Misti i Pichu Pichu. Pod Misti jest droga, można podjechać na 3800m, skąd jest szlak na szczyt. Droga prowadzi przez pewnie częściowo prywatne tereny, więc była zamknięta ale pilnowały bramy 2 starsze kobiety, jakoś się dogadaliśmy i nas wpuścili. Dojechaliśmy tylko na 3400m, dalej droga była już zbyt wymagająca dla naszego Yarisa, wyjątkowo niskie to auto. Przy okazji nie polecam HERTZa w Limie na lotnisku. Mieliśmy rezerwację u nich, mieli o dziwo najlepszą cenę i chcieli nam wcisnąć drogie ubezpieczenie za kilkaset $, a że nie wzięliśmy, to żądali absurdalnego depozytu 15.000 $ !!!, za Toyotę Yaris. Wzięliśmy obok w innej wypożyczalni na normalnych warunkach. Po Misti podjechaliśmy jeszcze pod Pichu Pichu i udało się trochę wyżej wjechać.
Kolejny cel to Kanion Colca, jeden z najgłębszych na świecie (długość 120 km a głębokość 3500m do 4200m wg różnych źródeł), po obu stronach dużo wulkanów. Wewnątrz kanionu ślady wulkanizmu: słupy, fumarole, gorące źródła. My chcieliśmy zobaczyć głównie Sabancayę, Ampato i Hualcę. Po drodze do kanionu trzeba przejechać przez wysokość ponad 4800m. Stamtąd widać wulkan Nevado de Mismi (5597m), na którym są źródła Amazonki. Jest tam też punkt widokowy na Dolinę Zaginionych Wulkanów, ale pogoda w tym dniu nie pozwoliła jej zobaczyć. Miałem plan tam jechać początkowo, ale to wyprawa na 2-3 dni, do tego na dużych wysokościach 4000-5000m. Trzeba objechać Colcę z góry albo z dołu, jest tam dużo wulkanów, wylewy lawy i po drodze Coropuna (6425m) - najwyższy wulkan Peru pokryty lodowcami. No ale nie było czasu na to. Rano, następnego dnia udało się zobaczyć wybuchy Sabancaya. Można podjechać bliżej Sabancayi od zachodu, ale z tego co się dowiedzieliśmy nasze auto nie poradziło by sobie z tą drogą. Po drodze chcieliśmy wstąpić jeszcze na gejzer Pinchollo pod Hualcą, chociaż wydaje mi się, że to raczej silna fumarola w korycie strumienia, z tego co widziałem na zdjęciach. Strumień trzeba było przejechać w paru miejscach i w końcu zrobiło się za głęboko. Tak, że kolejna wycofka i powrót do Arequipy. Po drodze jeszcze załamanie pogody na 4800m i trochę zimy. W ostatni dzień miało być najlepsze i wyjazd w grubszy teren, więc wynajęliśmy Hiluxa i pojechaliśmy w stronę Laguna Salinas. Po drodze przejazd między Misti i Pichu Pichu. Salina otoczona jest wulkanami, wielki otwarty teren, widoki niesamowite i w tym groźnie wyglądający Ubinas. Między Pichu Pichu a Ubinasem za laguną jest długi masyw wulkaniczny, na którego końcu za grzbietem leży Huaynaputina, wulkan, który w 1600r. wybuchł z siłą VEI6 i wpłynął na klimat na świecie. W masywie widać mniejsze stożki, kopuły i w jednym obszarze parę. Był plan żeby podjechać blisko pod Ubinasa od południa, gdzie jest najbardziej poszarpany i gdzie schodzą lahary, ale zajęłoby to zbyt dużo czasu, a mieliśmy jeszcze ciekawą rzecz do zrobienia. Tak, że skręciliśmy na północ i mniejszą dróżką jedziemy w stronę Misti i Chachani. Po drodze mijamy blisko Kunturi (ok 5300m), wygląda to na wulkan ale nie mam żadnych informacji o nim. Tą drogą raczej mało kto jeździ, mijamy 2 małe wioski i ludzie patrzą się na nas z dużym zdziwieniem. Wysokość przejazdu całkiem spora, dochodzi do 4900m n.p.m. Jak pojawia się na widoku Misti i Chachani to widzimy cel wyprawy - Volcanito Enano - leżący w kompleksie Chachani. Chachani jest najwyższy, a jest tam jeszcze kilka dużych wulkanów: Fatima (5950m), Angel (5825m), Nocarani (5784m) i pośrodku nich Enano, z hiszpańskiego Karzeł (ok. 5200m). Przejeżdżamy obok Misti, od wschodu rozciąga się wulkaniczna pustynia z wydmami. Widzimy tablicę z ostrzeżeniem, że na tym terenie żyją pumy. Podjazd na Chachani jest w paru miejscach wymagający, możliwy tylko prawdziwą terenówką, bez reduktora nie ma wjazdu. Są duże wystające kamienie i strome podjazdy. Droga prowadzi na wysokość ponad 5000m, skąd zaczyna się szlak na Chachani. Jest to być może najłatwiejszy do zdobycia 6-tysięcznik, podjeżdżasz na 5000 i do wejścia zostaje 1000m, trzeba tylko mieć aklimatyzację i 1 dzień czasu. Po wyjeździe widok jest piękny, pojawia się prawie idealny, niewielki stożek Enano w otoczeniu wielkich szczytów. Miałem zamiar na niego wejść ale za godzinę miało się ściemniać, tak, że trzeba było odpuścić. Spędziliśmy tam parę chwil i zaczęliśmy zjeżdżać do Arequipy. Czuć tam było wysokość. Wracaliśmy koło Misti, tak, że zaliczyliśmy przez te parę dni pełną pętlę wokół niego. Następnego dnia trzeba było niestety zacząć wracać do Limy, 1000km, w większości piękną trasą.
Podsumowując to bardzo mi się spodobały tamte tereny, wulkanów jest moc, krajobrazy nie z tej ziemi i tylko szkoda, że jak zwykle mało czasu i że tak daleko." :)
EDIT: 18 maja 2019 roku o godzinie 02.09 czasu WITA wulkan Agung na Bali wyemitował obłok popiołu o wysokości 2 km. Warto także pamiętać że mamy dzisiaj kolejną rocznicę najsłynniejszej erupcji na terenie kontynentalnych USA o której szerzej napisałem tutaj:
https://www.crazynauka.pl/mount-saint-helens-co-wiemy-o-jednej-z-najwiekszych-katastrof-xx-wieku/
Obłok gazu unosi się z krateru wulkanu Sangay w Ekwadorze, a z bocznego otworu na południowo-wschodnim stoku schodzi wylew lawy.
Przy okazji jeśli macie ochotę to przejrzyjcie też moje zdjęcia z kwietniowej wyprawy na kompleks kopuł lawowych Methana w Grecji. Naturalnie zachęcam do samodzielnego zdobywania i eksplorowania wulkanów. Takie posty mają między innymi temu służyć :-)
http://volcanic-landscapes.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz