środa, 2 marca 2016

Zejście na dno krateru stożka MacKenney wulkanu Pacaya w Gwatemali

Bradley Ambrose z Nowej Zelandii oraz George Kourounis tuż po zejściu na dno kaldery wulkanu Nyiragongo w Kongo w lutym 2016 roku postanowili pójść za ciosem i zeszli w dół do krateru stożka MacKenney wulkanu Pacaya w Gwatemali. To ci sami panowie, którzy wspólnie z Geoffem Mackleyem schodzili do jezior lawy wulkanu Ambrym (Vanuatu). Oczywiście można taką brawurę traktować jako szaleństwo, ale ja też bym się odważył gdybym miał ku temu możliwości finansowe. Dlaczego? Bo uwielbiam wulkany, a do ich kraterów rzadko kto schodzi. W Polsce chyba tylko Grzegorz Gawlik. :-) Fumarola w kraterze emitowała mnóstwo gazu, także momentami widoczność była ograniczona. Pomimo że Pacaya jest turystycznym wulkanem to chyba jeszcze nikt nigdy nie był w kraterze stożka MacKenney. Taką eksplorację terra incognita to ja rozumiem.

Nawiązałem kontakt z Bradleyem. Oto co mi powiedział: "Tak jak w przypadku wszystkich aktywnych wulkanów zawsze jest jakieś ryzyko - od toksycznych gazów i spadających skał po wyrzuty płynnej skały. Zbocze Pacaya jest dość łatwe, mieliśmy tylko niewielki nawis o wysokości 15 metrów blisko powierzchni krateru, pozostałe 85 metrów to łagodne zbocze pokryte siarką wyglądającą tak jakby nigdy nie była dotykana przez ludzi. Ja i George schodziliśmy na dół obok siebie, aby nie przemieścić żadnych skał i dotarliśmy na dno krateru w tym samym czasie. Obok nas leżały bomby wulkaniczne i świeże lapilli. Nie był to bezpieczny teren. Kiedy wspinaliśmy się na krawędź otworu erupcyjnego niewielka aktywność strombolijska wyrzucała gorące bomby wulkaniczne - na szczęście żadna z nich w nas nie trafiła. Kamery uchwyciły głośny przenikliwy dźwięk, a także przekleństwa George'a i mój śmiech. Nie byliśmy długo na dnie krateru, zbyt duże ryzyko. Przez dwa dni łaziliśmy po Pacaya. Każdego dnia mieliśmy do czynienia z wyjącymi wiatrami, a gazy z otworu erupcyjnego i fumarol były uwięzione w kraterze - zero widoczności. Dopiero trzeciego dnia pogoda się polepszyła na tyle że można było zejść z linami na dół. To było bardzo łatwe zejście w porównaniu do innych, w których brałem udział (Nyiragongo, Ambrym (Marum, Benbow), Erta Ale było łatwiejsze)."

Wszystkie fotki Bradley Ambrose. Zaczynam coraz bardziej marzyć o zejściu na dno krateru jakiegoś czynnego wulkanu. :-)

https://www.facebook.com/The-Media-of-Bradley-Ambrose-235271526507850/

Niusy od Cazadero Diving Expedition 2016. Przez moment Marcel i Bartek utracili łączność ze światem zewnętrznym. Zrobiło się trochę niepokojąco, ale wszystko u nich w porządku. Cztery noce spędzili na wysokości 5300 metrów. Trwa transport sprzętu na wysokość 5700 bądź 5800 metrów. Nurkowanie w jeziorze wysokogórskim przewidziane jest za cztery dni. Marcel wczoraj wyruszył w teren na poszukiwania turysty z Ukrainy, który zaginął dwa lata temu. Na razie bez rezultatu. Ciekawa, choć mrożąca krew w żyłach historia. Niestety góry nie znają litości.

EDIT: Ekipie CDE 2016 udało się dotrzeć do jeziora Cerro Tipas. Co najważniejsze nie jest zamarznięte, a więc Marcel będzie mógł w nim zanurkować. :-)

Z nowości w telegraficznym skrócie:

1) aktywność strombolijska wulkanu Suwanosejima z krateru Otake po okresie ciszy trwającej od października 2015 roku.
2) poziom jeziora lawy wulkanu Erta Ale w Etiopii opadł, ale jezioro pozostaje wciąż bardzo aktywne.
3) nowa szczelina erupcyjna pojawiła się w kraterze wulkanu Telica w Nikaragui. Słabe emisje popiołu.
4) wylew lawy o długości 600 metrów na wschodniej stronie wulkanu Fuego w Gwatemali. Pulsujące fontanny lawy na wierzchołku wygenerowały obłok pary i popiołu sięgający wysokości 2-3 km.
5) jezioro lawy w kraterze Santiago wulkanu Masaya w Nikaragui bardzo aktywne. Zasila je płynąca w dół rzeka lawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz