Krótka, przystępna i bogato ilustrowana książeczka, która ocenia zjawisko wulkanizmu pod kątem kulturoznawczym. Inspiracją do jej napisania jest zjawisko wulkanizmu w ujęciu mitologicznym, filozoficznym, literackim i wizualnym. Historyk sztuki Peter Hamilton opisuje popularne mity związane z wulkanami (niektóre z nich opisałem na blogu), pierwsze wspominki erupcji wulkanicznych Etny, Wezuwiusza i Hekli widziane oczyma antycznych filozofów i średniowiecznych badaczy, dzieła sztuki (obrazy, poematy, satyry) inspirowane aktywnością wulkaniczną (szczególnie Etny i Wezuwiusza). Cały rozdział zostaje poświęcony Sirowi Williamowi Hamiltonowi, ojcowi współczesnej wulkanologii, który zafascynowany Wezuwiuszem mógł spędzić nawet całą noc na krawędzi krateru. Z lubością opisane zostają m.in. katastrofalne erupcje Wezuwiusza (79 rok - bogaty opis zagłady Pompejów autorstwa Pliniusza Młodszego i 1631), Laki (1783), Tambora (1815), Krakatau (1883) i Mount Pelee (1902) oraz ich wpływ na klimat i, przede wszystkim, na sztukę, malarstwo, jak również narodziny wysepek Graham Island (1831) oraz Surtsey (1963). W tym drugim przypadku Surtsey (nazwa pochodzi od Surtra, nordyckiego boga ognia) zainspirował niemieckiego artystę Dietera Rotha do stworzenia serii 18 nadruków dokumentujących wspaniałą metamorfozę wulkanu. W "Volcanoes: Nature and Culture" artyści, malarze, poeci obserwują i opisują wulkany z góry, z oddali, interesuje ich forma, perspektywa, wizualna radość badawcza. Oglądam np. obraz Josepha Wrighta of Derby z 1774 roku "Erupcja Wezuwiusza" i zdaje sobie sprawę, jak blisko wybuchającego wulkanu był kiedyś ten artysta. Dzisiaj dawne obrazy i szkice zastąpiły zdjęcia wysokiej rozdzielczości.
Dla XIX-wiecznych artystów wulkany wydawały się nieziemskie, były wizjami apokalipsy, zjawami zmierzchu cywilizacji. Analogie z malarstwem nasuwają się same: rozległe pola zakrzepłej lawy kojarzą się z malowaniem węglem, wylewy lawy to płynny barwnik, stożek wulkaniczny to kamienna rzeźba tryskająca farbą. Etna, Wezuwiusz, Fudżi, Stromboli, Hekla, Cotopaxi - te wulkany stały się swoistymi ikonami dla artystów, miały dla nich własne monumentalne osobowości. Były symbolami straszliwego gniewu, nadciągającej katastrofy, łamiącej serca żałoby. Nawet Andy Warhol dał się oczarować wulkanom, czego dowodem jest jego seria obrazów "Wezuwiusz" (1985, na zdjęciu), w którym neapolitański wulkan eksploduje barwami. Jedyne moje zastrzeżenie to wzmianki dotyczące wulkanu Tambora na wyspie Sumbawa (Indonezja): autor kilkakrotnie błędnie podaje, że wulkan znajduje się na Filipinach albo Jawie.
Na deser fragment poematu "Św. Telemach" Alfreda Lorda Tennysona inspirowany erupcją Krakatau w 1883 roku.
"Czy zagorzałe popioły jakiegoś ognistego szczytu
Zostały wyrzucone tak wysoko, że ogarnęły glob?
Dzień po dniu, przez wiele krwistoczerwonych wieczorów...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Pełen gwałtownego gniewu zachód słońca oślepiał..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz