Etiopia posiada jedno z największych zagęszczeń wulkanów w Afryce. Niezawodna Global Volcanism Program grupuje 53 holoceńskie wulkany w Etiopii (jestem jednak przekonany że może być ich nawet więcej, gdyż sporo wulkanów w tym afrykańskim kraju pozostaje nienazwanych), ale tak na dobrą sprawę najbardziej znane i turystyczne pozostają dwa: wulkan tarczowy Erta Ale z okresowymi jeziorami lawy w kraterach oraz słynący z surrealistycznych kolorów i astrobiologicznych badań krater Dallol. W skład masywu Erta Ale wchodzą przede wszystkim wulkany tarczowe m.in. Erta Ale (613 m. wysokości), stratowulkan Ale Bagu (najwyższy punkt masywu o wysokości 988 m., z głównym kraterem o wymiarach 750 x 450 m., który wypełnia stromy stożek lawowy zasilający trachitowe wylewy lawy, daty erupcji nieznane), system szczelin erupcyjnych Alu, wulkan tarczowy Tat Ali (wysokość 663 m.), stratowulkan Borale Ale (668 m. wysokości, w jego kraterze odbywa się aktywność fumaroliczna) oraz system szczelin ze stromym stożkiem Dalafilla (ostatnia erupcja szczelinowa w 2008 roku obejmująca wyciek lawy).
W związku z tym, że w sieci odnajdziemy setki, by nie rzec tysiące zdjęć Erta Ale i Dallol mam wrażenie, że pozostałe wulkany w Etiopii są w zasadzie nadal relatywnie niezbadane (to samo można powiedzieć o wulkanach w Erytrei). Zatem w Etiopii wciąż jest miejsce na pionierską geoeksplorację. Tomasz Lepich, wytrawny eksplorator wulkanów nie dawno wrócił z trzeciego wyjazdu do tego afrykańskiego kraju i postanowił dotrzeć tam do miejsc wulkanicznych mniej znanych i rzadko odwiedzanych w masywie Erta Ale. Wymagało to negocjacji z organizatorami turystycznych wypraw na Erta Ale i Dallol oraz z lokalnymi Afarami (na eksplorację każdego wulkanu trzeba mieć ich pozwolenie). Osobiście widzę sens w takiej unikalnej i pionierskiej geoeksploracji, gdyż dzięki niej rozwija się wulkanologia. Natomiast jedno jest dziwne: Afarowie żyją wśród tych wulkanów, jednak ma się wrażenie, że w ogóle się tymi miejscami nie interesują, nie wspinają się na nie. Szkoda. Ale jak już wejdą to mogą zostać bohaterami wioski. :-)
Przed wami unikalne zdjęcia Tomasza obejmujące m.in. stożek (tzw. pierścień tufu) Catherine z pięknym kwasowym jeziorem kraterowym będący częścią stratowulkanu Gada Ale (287 m. wysokości, wylewy lawy z jego erupcji dotarły do brzegów jeziora Bakili), krater stratowulkanu Ale Bagu (erupcje eksplozywne w holocenie) oraz wchodzące w skład krateru Dallol Black Lake, śmiercionośne i toksyczne jezioro o temperaturze 70 stopni C, czyli miejsce nie odwiedzane przez zwykłych turystów. Ba, zakładam wręcz, że Tomasz mógł być w tych miejscach pierwszym polskim podróżnikiem i geoeksploratorem. Oprócz tego kaldera wulkanu Erta Ale z drona oraz surrealistyczny krajobraz krateru Dallol, w tym toksyczny Gaet'ale Pond.
Na pewno jezioro kraterowe stożka Catherine oraz Black Pool badali w 2019 roku mikrobiolodzy zaintrygowani możliwościami pozaziemskiego życia na innych planetach oraz księżycach. Dotarli do obu tych miejsc helikopterem (rzekomo jedyna możliwość dotarcia do Black Lake i krateru Catherine), co jest nieprawdą, bo Tomasz dotarł tam z Afarami pieszo. Odkryli m.in. w kotlinie Danakilskiej formacje stromatolitów i pobierali próbki mikroorganizmów do dalszych badań. W wyprawie towarzyszył im m.in. słynny fotograf Olivier Grunewald. Warto zapoznać się także z jego świetnymi zdjęciami (link poniżej).
Oprócz Black Lake na obszarze Dallol znajduje się także oleisty Gaet'ale Pond, ekstremalnie zasolone jeziorko (43% zasolenia), bardzo interesujące dla astrobiologów. Podobno najbardziej zasolony zbiornik wody na Ziemi, który emituje dwutlenek węgla zabijając ptaki i insekty, których truchła są odnajdywane na jego brzegu. Jeziorko uformowało się według miejscowych po trzęsieniu ziemi w styczniu 2005 roku. Jego swoistym analogiem jest Don Juan Pond (Suche Doliny McMurdo, Antarktyda) o zasoleniu prawie 50 procent, który nie zamarza nawet w temperaturze - 50 stopni C. Zarówno Black Lake, jaki i Gaet'ale charakteryzują się dużymi koncentracjami wapnia i magnezu. Black Lake powstał po eksplozji freatycznej w Dallol w 1926 roku.
https://www.sciencefocus.com/planet-earth/danakil-depression-in-pictures/
Tymczasem oddaję głos Tomaszowi, który aktywnie eksploruje wulkany bez zbytniego rozgłosu:
"Początkowo wydawało się, że ten trip ma się nie udać. Najpierw problemy z dostaniem wizy (skończyło się dwukrotną opłatą), a potem co gorsza zgubiono mi bagaż. Ethiopian Airlines awansowało w moim rankingu na pierwsze miejsce najgorszej linii, wyprzedzając UA i LH. -ET pomyliło tagi SZE z SEZ i bagaż miał lecieć na Seszele. Muszę też wspomnieć o kompletnej dezinformacji, kiedy bagaż przybędzie na SZE. Jednak z ogromną i nieocenioną pomocą dobrej duszy udało się odzyskać bagaż pod 2 dniach. Wyjazd okazał się jedną z najważniejszych wypraw do Etiopii jakie odbyłem. Pierwszy punkt znany mi już - jezioro Afdera i gorące źródła, a następnie Dallol - najpierw wschód Słońca nad jeziorem Karum - tym razem było mglisto i wietrznie więc Słońce trochę strzeliło focha. Następnie sam wulkan Dallol i tutaj niespodzianka i pewnego rodzaju rozczarowanie - ten wulkan wysycha, porównując to co widziałem poprzednio już dwukrotnie jednak i tak jest zawsze niepowtarzalny, za każdym razem się zmienia. To samo dzieje się z Gaet'ale Pond, jednym z najbardziej słonych jezior świata. Prawdopodobnie za jakiś czas zniknie. Następnie ogromna niespodzianka dla mnie - nieznane mi wcześniej Black Lake i Black Mountain - niestety nie udało się do niego podejść, było tak niebezpiecznie, że można było sobie w kwasie rozpuścić kończyny, więc ok 10 m od niego zrezygnowałem. Udało się zrobić chyba najpiękniejsze dla mnie zdjęcie zarówno jeziora jak i i Czarnej Góry, a właściwie skały z drona. Podobno to najbardziej kwasowe jezioro w kotlinie Danakilskiej. Tego samego dnia ruszyliśmy w kierunku Erta Ale, ale po drodze udało mi się wreszcie spełnić moje małe marzenie. Odkąd przyleciałem pierwszy raz do Etiopii pewien krater chodził mi po głowie. (O wędrówce na niego będzie osobno). Potem Erta Ale i tutaj o czym wiedziałem, choć się łudziłem, brak jeziora lawowego:(. Aktywne tylko 2 hornitos w kraterze południowym i trochę lawy w północnym - jednak mam tak dobre wspomnienia z tym wulkanem, że nie to było najważniejsze. Wreszcie też udało mi się zrobić zdjęcia z powietrza, choć pogoda nie była najlepsza, a i też Słońce już prawie zachodziło. Jednak ja czekałem na następny dzień i z niepokojem patrzyłem w zachmurzone niebo, ponieważ drugim głównym celem był wulkan Ale Bagu (Amatoyle) - nawet miejscowi nie bardzo wiedzieli co znajduje się na szczycie, więc tym bardziej napięcie rosło. ( o tej wędrówce w osobnej notce). Potem już tylko powrót przez znane jezioro Afdera i po lekkim wypoczynku obraliśmy kierunek jezior przy granicy z Dżibuti - Gemeri i Afambo - flamingów co prawda nie było ale podobno zajechaliśmy dalej niż większość turystów, wszyscy kończą przy pierwszym jeziorze. Ostatni punkt programu to Allalobad, czyli wulkany błotne, gejzery i pole geotermalne -dużo aktywniejsze i ładniej prezentowały się niż je ostatnio widziałem, poza gejzerem, pozostało kilka małych, ale jakże uroczych. Po drodze udało się zobaczyć miejsce jeszcze największego trzęsienia ziemi w Etiopii w Serdo, 2 miejsca z lawą poduszkową, górę obsydianową, zajawkę systemu wulkanicznego Dabbahu - czyli koniec szczeliny, jaka powstała po erupcji oraz wiele wulkanów, których nawet miejscowi nie potrafili niekiedy nazwać, więc czeka mnie żmudne szukanie ich nazw.
"Odkąd po raz pierwszy przyleciałem do Etiopii oczywiście priorytetem było zobaczyć Dallol i Erta Ale. Przygotowując się do tamtej wyprawy, przeglądając publikacje na temat Erta Ale natknąłem się na pewien krater, który od razu skradł mi serce. Do tej pory w niektórych miejscach w internecie kojarzony jest on z Erta Ale, jednak nie jest to prawda. Znajduje się on blisko innego wulkanu Gada Ale i należy do niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz