czwartek, 22 września 2022

Wspinaczka na jawajski wulkan Semeru

                                                                    





Tym razem od razu oddaję głos Tomaszowi, ale w ramach ciekawostki dodam, że ostatnio udało mi się znaleźć zdjęcie Semeru z 1880 roku. 

"20-22.09.2022

Semeru 3676 m npm, najwyższy wulkan na Jawie, obecnie w trakcie erupcji, najtrudniejszy do zdobycia i jeden z najbardziej niebezpiecznych. Wyprawę na niego rozpoczyna się jazdą jeepem przez ok. 1h mijając pobliskie wioski, następnie dojeżdża się się do świątyni skąd zaczyna się trasa. Wspinaczkę zaczynamy od modłów, hmm będzie grubo 🤔 każdy pewnie do swojego Boga, ja nie mam tam chodów jednak mimowolnie kieruje wzrok ku górze. Wulkan jest nieobliczalny, w zeszłym roku w wyniku nagłego zawalenia się kopuły lawowej wygenerował spływ piroklastyczny, który dotarł aż do wiosek oddalonych 17 km i zabił wielu ludzi - ok. 100, a ponad 60 uznaje się za zaginione. Zanotowano ponad 60 erupcji w ciągu 200 lat , prawie każda pochłaniała ofiary. Dodatkowo wulkan ten ma na swoim sumieniu wielu śmiałków, którzy nie potrafili wrócić z niego. Data wejścia na niego to 21, dla mnie ważna, przypadek tak zdecydował więc musi się udać 🙂 startujemy - najpierw dżungla, tym razem bez maczety, za to z łopatą😱. Trasa biegnie początkowo przez dżunglę, pośród której znajdują się bardzo niestabilne miałkie pozostałości starego spływu piroklastycznego, grzbiety leżące nad przepaścią oraz zejścia w dół, stąd dwukrotnie potrzebna lina. Dalej tylko ostro pod górkę i pełna improwizacja, początkowo piasek, więc łopata idzie w ruch, a następnie w wyniku erozji i spływających laharów wspinaczka odbywa się w głębokich żlebach i szczelinach. Jest mglisto i niezbyt ciepło, co sprzyja wspinaczce. Po ok. 5h docieramy na wysokość ok. 2800 gdzie rozbijamy obóz. Szybka kolacja i idziemy praktycznie spać, bo wczesnym rankiem ok. 4 ruszamy dalej. Wstajemy i teraz czeka nas kolejne 5 h już na szczyt bardzo stromym podejściem - idzie się wolno, bardzo wolno - niby tylko kilkaset metrów, ale znowu trzeba sobie stworzyć szlak używając dosłownie butów, kijków i czego tylko się da, by wyżłobić sobie szlak. Im wyżej tym bardziej stromo i pojawiają się ostre skały. Wreszcie docieramy na szczyt. Mahameru, stare Semeru tutaj zmęczenie daje znać o sobie i zasypiam przy kamieniu 😉 wybieramy jednak miejsce bliżej nowego krateru i tutaj w odległości ok. 200 m rozbijamy obóz. Pogoda zaczyna się poprawiać, więc jak najszybciej zmierzamy ku nowemu kraterowi zwanemu Jonggring Seloko. Widać jak na dłoni co stało się w grudniu 2021 roku. Zostajemy na krawędzi krateru tak długo jak się da wytrzymać, gdyż po zachodzie Słońca robi się tak zimno, że ciężko zostać. Kładziemy się spać i nocą czeka nas niemiłosierny ziąb, deszcz - na szczęście „Hilton” tym razem wytrzymał oraz bardzo silny wiatr. Decydujemy się, że jak tylko pogoda pozwoli wstajemy o 4 rano. Puszczam drona, choć wiatr jest bardzo silny, ale prawdopodobnie nigdy tutaj nie wrócę. Udaje się jeszcze zanim znowu pojawią się chmury i udaje się złapać kolejny cień do kolekcji. I znowu chyba jestem pierwszym Polakiem, który zdobył wulkan Semeru od strony południowej. Szlak praktycznie nie istnieje, wulkan zamknięty jest od roku po tragedii, a jeśli już idzie się to od północy, ale wtedy nie widzi się aktywnej części. Zbieramy się z powrotem ok 10, ale powrót wcale nie jest prosty - znowu improwizacja trasy - ostre, twarde żleby po spływie piroklastycznym są zabójcze dla kolan i bardzo śliskie. Po 2,5 h docieramy do obozu. Po krótkim odpoczynku schodzimy, a właściwie zjeżdżamy po czarnym piasku do miejsca gdzie zostawiliśmy wodę i rzeczy, gdyż nie było sensu wszystkiego taszczyć na górę. Potem czeka nas jeszcze zejście wzdłuż laharów i rzeki oraz dżungla i już jesteśmy z powrotem przy świątyni. Zmęczony, potwornie brudny, z oparzeniem słonecznym, zziębnięty, ale przeszczęśliwy, że się udało."
 
Zdjęcia: Tomasz Lepich. 

4 komentarze: