Zawsze ubolewałem, że na polskim rynku wydawniczym jest tak mało książek popularnonaukowych stricte poświęconych wulkanom i ich aktywności. Zdarzają się książeczki dla dzieci czy rozdziały o wulkanach w książkach geologicznych, jednakże brakuje nawet przetłumaczonych książek wulkanicznych. Cóż, nie mamy w Polsce aktywnych wulkanów, stąd zapotrzebowanie na książki wulkanologiczne jest u nas niskie. Półki w księgarniach uginają się od książek astrofizycznych, matematycznych, biologicznych, psychologicznych czy medycznych, a wulkany nadal pozostają w cieniu (próbowałem oddać głos wyspiarskim wulkanom w "Sekretach wysp wulkanicznych", z jakim skutkiem niech oceni to potencjalny Czytelnik). Sam aby poczytać co nieco o wulkanach muszę sięgać po książki anglojęzyczne napisane przez wulkanologów z USA, Australii czy Wielkiej Brytanii. "Super Volcanoes" wulkanologa i dziennikarza z Londynu Robina Andrewsa otrzymałem od siostry w prezencie. Książka mnie na swój sposób zauroczyła.
Tytuł "Superwulkany" jest nieco mylący, bo nie jest to książka wyłącznie o ogromnych płaskich kalderach zdolnych do supererupcji a la Taupo czy Yellowstone. Ta książka to wciągająca podróż zarówno po ziemskich, jak i pozaziemskich wulkanach (Księżyc, Mars, Wenus, Io, kriowulkany na Enceladusie czy Ceres, itd.) Andrews definitywnie chce zafascynować czytelnika zjawiskiem wulkanizmu i robi to z ogromnym entuzjazmem. Cztery pierwsze rozdziały dotyczą wulkanów na Ziemi. Dokładnie zostaje omówiona niszczycielska erupcja szczelinowa Leilani Estates wulkanu Kilauea w 2018 roku. Cały rozdział zostaje poświęcony kalderze Yellowstone i innym superwulkanom. Kolejny dotyczy najdziwniejszego wulkanu na Ziemi, czyli Ol Doinyo Lengai w Tanzanii (wulkan ten emituje chłodną lawę karbonatytową), wspomniane zostają także wulkany w Etiopii (jezioro lawy wulkanu Erta Ale, martwy, tudzież całkowicie sterylny (brak oznak jakiegokolwiek życia biologicznego) krater Dallol w Kotlinie Danakilskiej. Zafascynował mnie kolejny rozdział o podmorskich wulkanach takich jak West Mata, Kavachi, Havre, Kolumbo oraz o podmorskich kominach hydrotermalnych będących ostoją ekstremofilnego życia. Kolejne rozdziały dotyczą wspomnianego już wulkanizmu w Układzie Słonecznym (planetarny i księżycowy wulkanizm to coś pięknego, pobudzającego wyobraźnię). Także w pewnym sensie "Super Volcanoes" to książka interdyscyplinarna.
Dużo informacji poświęca Andrews naukowcom (już zmarłym i jeszcze żyjącym). Tutaj warto wymienić choćby Thomasa Jaggara, założyciela Hawaiian Volcano Observatory czy Marie Tharp, która zidentyfikowała Grzbiet Śródatlantycki. Książka jest też bogata w wywiady z wulkanologami np. z Mike Polandem z Yellowstone Volcano Observatory (YVO), Kate Laxton próbującą zdobyć próbki karbonatytowej lawy z krateru Ol Doinyo Lengai czy z Lindą Morabito, która w latach 80-tych odkrywała wulkanizm na księżycu Jowisza, Io. Intrygujący jest styl pisania Robina Andrewsa: zwięzły, precyzyjny, ale też często zabawny, poetycki. Są tutaj humorystyczne aluzje do "Gwiezdnych wojen" czy H.P. Lovecrafta.
Świetna i ogromnie przystępna książka nie tylko o superwulkanach, ale o tym, że wulkany są super! Na zdjęciu Renana Ozturka wspomniany w książce wulkan Mount Michael (Sandwich Południowy).
Przy okazji dzisiaj mamy 50-lecie erupcji szczelinowej Heimaey na Islandii, która rozpoczęła się 23 stycznia 1973 roku. Ależ ten czas płynie! Nigdy nie zapomnę filmów i zdjęć z tego zagrażającego portowemu miasteczku wycieku lawy, które nakręcili/zrobili Maurice i Katia Krafft.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz