Erupcja wulkanu Ambae (Vanuatu) w toku. Popiół opada także na sąsiadującej z Ambae wyspie Maewo pokrywając dachy, panele słoneczne i wegetację w Naviso po wschodniej stronie wyspy. Chmura popiołu rozciąga się na odległość aż 450 km na wschód. Skutki opadu popiołu na Ambae są opłakane: zniszczone uprawy i obszary zamieszkane, zanieczyszczone zbiorniki wody pitnej. Wznowienie erupcji Ambae nastąpiło w połowie marca 2018 roku. Erupcja nabrała też charakteru bardziej bogatego w popiół, eksplozywnego. Jak powszechnie wiadomo popiół wulkaniczny stanowi istotne zagrożenie dla samolotów i zasobów wody pitnej, wzrasta też ryzyko niebezpiecznych laharów wskutek ulewnych deszczy. Zadziwia mnie fakt że na Ambae nadal mieszkają ludzie i nikt nie został jeszcze ewakuowany. W przypadku wyspy wulkanicznej Kadovar (Papua Nowa Gwinea) ewakuacja jej mieszkańców nastąpiła niezwłocznie.
W tej chwili popiół opada na północny, wschodzie i zachodzie Ambae. Dachy tradycyjnych dla Vanuatu domostw zapadają się pod ciężarem popiołu.
Co ciekawe, w nocy 5 kwietnia 2018 roku wulkan wyemitował ogromny obłok SO2 (dwutlenku siarki) - największy od czasu erupcji wulkanu Calbuco w Chile w kwietniu 2015 roku. Wulkany bardzo często emitują dwutlenek siarki - gaz ten dostając się do stratosfery ma potencjał do schłodzenia klimatu, gdyż aerozole siarkowe (powstałe po reakcji SO2 z parą wodną) odbijają promienie słoneczne. Warto jeszcze dodać iż stratosferyczne aerozole siarkowe mogą zalegać w górnych warstwach atmosfery miesiącami bądź latami. Gdy utrzymuje się blisko ziemi może powodować trudności z oddychaniem oraz powodować kwaśne deszcze (reakcja SO2 z wodą), które szkodą uprawom.
Zastanawia mnie zignorowanie tej erupcji przez międzynarodowe (i rodzime) media. Tak jakby wyspy wulkaniczne Oceanii w ogóle nie istniały, choć na jednej z nich rozgrywa się obecnie ekologiczna katastrofa. Zdaje sobie sprawę że wulkany to nie jest zajmujący dla dziennikarzy temat - prasa się nimi zainteresuje jedynie wówczas gdy zagrażają ludziom i komfortowi ich podróży w samolotach pasażerskich. Przez lata tworzenia się tego bloga zdobyłem oddane grono Czytelników i Czytelniczek, kilka osób także zainspirowałem do głębszej eksploracji tematu i wypraw na wulkany, jednak mam wrażenie że wulkany nadal będą stanowiły niszę w czasach gdy w środkach masowego przekazu królują polityka, lifestyle, religia, wojna, akty terroru, kryminałki, plotki, rozrywka, a nauki ścisłe funkcjonują gdzieś na obrzeżach, gdyż potrafią zbyt trudne i wymagające dla przeciętnego zjadacza chleba. Inna sprawa że jakiekolwiek wydarzenia z Oceanii czy też z innych wysp rzadko się przebijają do powszechnej świadomości. Media są zainteresowane głównie tym co dzieje się na krajowym podwórku bądź na podwórkach sąsiednich państw i mocarstw takich jak USA. Wulkany pojawiają się czasem w artykułach podróżniczych, popularnonaukowych i meteorologicznych jako specyficzna ciekawostka, ale rzadko ktokolwiek zagłębia się w temat (np. Grzegorz Gawlik). Jako pasjonat od lat próbuję temat popularyzować, mam czasem chwile zwątpienia, ale wiem że niektóre osoby doceniają to co robię.
Na zdj. Cliffa Tari skutki opadu popiołu w Lolovenue, wschód Ambae oraz erupcja tego wulkanu widziana z samolotu (zdj. John Siba).
Ładnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń