Blog poświęcony wspaniałym wulkanom, ich erupcjom, wyprawom na nie oraz geomorfologii. Popularyzujący wulkanologię i podróżniczy. Zapraszam do ewentualnej współpracy media, osoby prywatne, ewentualnych sponsorów czy marki, których mógłbym zostać ambasadorem. Kontakt do mnie: krawczykbart(at)yahoo.com
środa, 21 maja 2014
Haroun Tazieff "Kratery w płomieniach"/ "Crateres en feu" (1951) - recenzja
Zmarły w 2008 roku francuski wulkanolog i geolog Haroun Tazieff był człowiekiem, który nie znał strachu. Co ciekawe, przyszedł na świat w 1914 roku w Warszawie, stąd też jego polskie korzenie. Był pionierem kinematografii wulkanicznej, z narażeniem zdrowia i życia filmował z bliska erupcje wulkanów, czym przybliżył fascynujące wulkany międzynarodowej opinii publicznej. Nie zważał na toksyczne gazy, potoki lawy, głębokie rozpadliny... dał się poznać jako człowiek całkowicie owładnięty wulkanologiczną pasją.
W 1958 roku w Polsce nakładem Nasza Księgarnia Warszawa ukazała się książka Harouna Tazieffa "Kratery w płomieniach" będąca obecnie swoistym białym krukiem wulkanologii. Jak dopiszę wam szczęście to może znajdziecie ją w antykwariacie, bibliotece albo na Allegro. To bardzo stara pozycja, napisana w 1951 roku i opisująca początki kariery Harouna Tazieffa jako nieustraszonego wulkanologa. A wszystko zaczęło się w 1948 roku w Kongo (wtedy jeszcze Belgijskim), kiedy doszło do erupcji stożka wulkanicznego Kituro. Tazieff był na miejscu, starannie zbadał ów wybuchający wulkan i od tego momentu zaczął pasjonować się wulkanologią. Dla niego nie było już odwrotu. I to właśnie tej erupcji, ale także dwóm aktywnym kongijskim wulkanom masywu Virunga (Nyamuragira i Nyiragongo) jest w dużej mierze poświęcona "Kratery w płomieniach". Tazieff był również pierwszym Europejczykiem, który zszedł wraz z towarzyszem imieniem Tondeur do krateru wulkanu Nyiragongo, w którym (jak wiadomo) znajduje się jedno z pięciu aktywnych jezior lawy na świecie. Temu wyczynowi francuski wulkanolog poświęca jeden z rozdziałów "Kraterów w płomieniach". W sekcji europejskiej omówione zostają Etna oraz wulkany liparyjskie, z naciskiem na Stromboli. Fascynujące jest to, że Tazieff wraz innymi wulkanologami przebywał na Stromboli w tym samym czasie, gdy włoski reżyser Roberto Rossellini kręcił na wyspie swój słynny film "Stromboli, ziemia bogów" (1950) z Ingrid Bergman w roli głównej. Jeden z członków ekipy filmowej, niejaki Muratori zatruł się wtedy toksycznymi gazami. Ciekawy jest także rozdział dotyczący pionierskiego zejścia do kaldery jawajskiego wulkanu Raung, którego dokonał w 1932 roku przyjaciel Tazieffa, Richard. Wszystko w imię poznawania, badania, studiowania wulkanów! Teraz w dobie organizowania wypadów turystycznych na wulkany i komercjalizacji tychże każdy kto dysponuje większą ilością gotówki i nadwyżką czasu może zapuścić się na niejeden ongiś dostępny dla nielicznych wulkan. Ba, niektóre wulkany to istne kombinaty turystyczne vide Wezuwiusz, Etna, Pico del Teide czy Fudżi.
"Kratery w płomieniach" obfitują w liczne unikatowe i archiwalne zdjęcia z erupcji Kituro, a także fotografie kraterów Nyiragongo, Etny, Raung, tudzież tragicznej erupcji Mount Pelee na Martynice w 1902 roku, przy której Tazieff zatrzymuje się na dłużej na początku książki. Inne kataklizmy wulkaniczne o których wspomina to Laki (1783), Krakatau (1883), Tambora (1815), Wezuwiusz (79) i Etna (1669). Natomiast zaintrygowała mnie wzmianka o uśmierceniu przez kolumbijski wulkan Purace 26 maja 1947 roku 17 osób z amerykańskim profesorem włącznie. Wymaga ona dalszego zweryfikowania. Podobnie śmierć duńskiego profesora uśmierconego przez bombę wulkaniczną z wulkanu Hekla w trakcie jego erupcji w 1947 roku. Tazieff ma ogromny talent jeśli chodzi o niemal reporterskie opisywanie erupcji wulkanicznych. Narracja jest ciekawa i zajmująca, wiedza, którą autor przekazuje w książce pozostaje wciąż aktualna. Troszkę drażniło mnie nadużywanie słów "dym" i "dymił", bo wulkany nie "dymią", ale nie ma to wielkiego znaczenia. Poza tym niektóre nazwy np. "wulkan wybuchowy" zamiast "eksplozywny". W końcowym wyliczeniu wulkanów np. do wysp aleuckich dołączono też z niewiadomych powodów niektóre wulkany kamczackie. Wreszcie niekiedy musiałem się domyślić o jaki wulkan Tazieffowi chodzi, bo nazwy niektórych kompletnie nic mi nie mówiły.
Niemniej jednak fascynująca książka po której przeczytaniu aż się chce zostać wulkanologiem. No bo "wulkany są jednocześnie przerażające, zachwycające i nieodgadnione, dzięki temu od niepamiętnych czasów napawają człowieka lękiem; interesują go i nęcą." Mocne słowa i jakże prawdziwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz