Blog poświęcony wspaniałym wulkanom, ich erupcjom, wyprawom na nie oraz geomorfologii. Popularyzujący wulkanologię i podróżniczy. Zapraszam do ewentualnej współpracy media, osoby prywatne, ewentualnych sponsorów czy marki, których mógłbym zostać ambasadorem. Kontakt do mnie: krawczykbart(at)yahoo.com
czwartek, 14 lutego 2013
Eyjafjallajökull 2010 - galeria Sławka
Kilkanaście dni temu napisał do mnie mieszkający na Islandii Sławek, który miał okazję widzieć na żywo oraz sfotografować erupcję wulkanu Eyjafjallajökull w marcu 2010 roku - fazę efuzywną, bardzo malowniczą i jeszcze nie groźną. Jak wiadomo, w połowie kwietnia erupcja Eyjafjallajökull nabrała charakteru eksplozywnego, a wulkan (jak żaden inny przedtem) stał się gwiazdą europejskich mediów. Oddaję głos Sławkowi.
"O przebudzeniu Eyjafjallajökull było słychać już wcześniej w tutejszych mediach. Od wzmożonej częstotliwości wstrząsów aż po wygaśniecie śledziliśmy wulkan i jego działanie. Mniej więcej tydzień po erupcji (akurat wypadł weekend) wraz z kilkoma znajomymi ruszyliśmy z Harnarfiordur (tam mieszkam i pracuję) w stronę Skogar gdzie zaczyna się szlak na lodowiec i wulkan. Silny wiatr i niska temperatura były stałymi towarzyszami w 17to kilometrowej drodze. Po 5 godzinach ciągłej wspinaczki ujrzeliśmy najpierw przyczerniałe od czarnych drobin wyrzucanych przez wulkan skalne wzgórze, po lekko zarysowaną fontannę owych drobin i dymu, aż po wulkan właściwy. Materiał wyrzucany przez wulkan łudząco był podobny do przetopionych szklistych odpadów pomiedziowych, poza kolorem - te były czysto czarne, lecz podobnie były ostre jak drobinki szkła, i równie niemiłe.
Różnica temperatur między lodowcem a wulkanem powodowała przechodzenie raz na jakiś czas silnych zawirowań powietrza, przypominających małe trąby powietrzne.
Wypływająca lawa tworzyła jak gdyby dwie oddzielne struktury - jedna wysoka, przemieszczająca się powoli i czasem osypująca się, druga wypływająca zza niej szybkim, niskim potokiem.
Erupcja Eyjafjallajökull zgromadziła rzesze ciekawskich. Atmosfera była niemal piknikowa. A sposoby jakimi docierano pod wulkan przeróżne: pieszo, rowerami, na nartach, motorami, quadami, samochodami i śmigłowcami.
Niestety dzień po naszym wejściu doszło do śmiertelnego wypadku - zgubiło się na lodowcu i zamarzło dwóch turystów, policja zamknęła wejście na wulkan, ale dalsza erupcję można było śledzić poprzez kamerkę internetową zamieszczoną w pobliżu stożka."
Dla wielbicieli Islandii oraz wulkanów polecam blog Sławka, który znajduje się pod niniejszym adresem:
http://fivestepsfromtheroad.blogspot.com/
Zdjęcia Sławka o tematyce wulkanicznej jeszcze nie raz zagoszczą wraz z komentarzem autora na moim blogu. Jak wiadomo, na Islandii wulkanów jest pod dostatkiem (blisko 130 wulkanicznych szczytów, z czego 18 wulkanów wybuchło od początków wikińskiego osadnictwa na Islandii, czyli od roku 874 - przybycie norweskiego wikinga Ingolfa Arnarsona).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz